Analizy

Populiści we Włoszech osłabiają euro

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB

  • Opublikowano: 17 maja 2018, 09:35

  • 1
  • Powiększ tekst

Od wyborów we Włoszech minęło 10 tygodni, ale kraj ten nadal nie ma rządu. Zwykle tego rodzaju sytuacje mają umiarkowany wpływ na rynek, ale tym razem stało się inaczej. Inwestorów zaalarmował fakt, że Włosi w końcu mogą mieć rząd, ale taki, który może narobić sporo zamieszania. Efekt to najniższy kurs euro względem dolara w tym roku.

Wybory we Włoszech nie odbiły się na rynkach specjalnie szerokim echem. Choć zdecydowanie wygrały partie populistyczne, a do tego żadna z nich nie była w stanie samodzielnie utworzyć rządu, reakcja euro czy włoskiej giełdy była umiarkowana. Temat zniknął z radaru do czasu, aż okazało się, że populistyczny Ruch Pięciu Gwiazd (który uzyskał najwięcej mandatów) jest gotowy utworzyć rząd ze skrajnie prawicową Ligą. To scenariusz, który do niedawna wydawał się mało prawdopodobny, gdyż Liga szła do wyborów wspólnie z partią Berlusconiego, na alians z którym z kolei nie zgadzał się Ruch. Jednak wobec widma przyspieszonych wyborów populistyczne partie podjęły się próby stworzenia rządu. O tym, jak bardzo nieprzewidywalny może być to rząd, rynki przekonały się wczoraj, kiedy lider Ruchu rzucił propozycję, aby EBC umorzył 250 mld euro skupionego długu. Oczywiście, jest to rozwiązanie kompletnie nierealne, pokazuje jednak sposób myślenia polityków chcących rządzić trzecią gospodarką strefy euro i drugim najbardziej zadłużonym krajem Europy.

Dla rynków finansowych włosko-hiszpański epizod euro kryzysu z lat 2011-2013 jest niczym odłożony głęboko na półkę horror, którego opakowania nikt nie chce nawet oglądać. Sytuację w tych krajach udało się opanować tylko i wyłącznie dzięki temu, że EBC skupił ogromne ilości długu rządowego (350 mld euro w przypadku Włoch) i drastycznie obniżył koszt jego obsługi dla rządów. W innej sytuacji wysokie odsetki zwiększałyby rokrocznie deficyt i dług, pogrążając ostatecznie peryferyjne kraje strefy. Miał być to czas na uporządkowanie polityki gospodarczej i faktycznie mieliśmy przez pewien okres technokratyczny rząd Mario Montiego. Jednak jak to zwykle w polityce bywa, jak tylko EBC uspokoił sytuację do głosu doszli politycy obiecujący „gruszki na wierzbie” i ostatnie wybory są apogeum tego procesu. Sytuacja we Włoszech ewoluuje o tyle powoli, że udział kapitału zagranicznego zaangażowanego we włoski dług jest relatywnie nieduża. W większości jest on w posiadaniu banków, funduszy emerytalnych i właśnie EBC. To jak na razie ogranicza wyprzedaż obligacji, jednak pamiętajmy, że EBC od przyszłego roku przestanie kupować dług. Na razie w Europie mamy też solidne ożywienie, ale jednocześnie bank centralny nie miałby praktycznie żadnego pola manewru w przypadku nagłego pogorszenia koniunktury. Podsumowując wydaje się, że krótkookresowo Włochy to za mało aby zdestabilizować euro, ale w dłuższej perspektywie cień eurokryzysu może jeszcze raz przysłonić Półwysep Apeniński.

W Polsce mieliśmy wczoraj decyzję RPP, która nie zmieniła stóp procentowych. Na konferencji prezes Glapiński mówił już nie tylko o najbliższych dwóch latach, ale także 2020 jako roku, w którym stopy być może pozostaną niezmienione. Wobec rosnących rentowności w USA taka retoryka może stawać się powoli balastem dla złotego i widzieliśmy w ostatnich dniach, że umocnienie dolara ewidentnie naszej walucie nie służyło. Dziś o 9:20 euro kosztuje 4,2815 złotego, dolar 3,6275 złotego, frank 3,6221 złotego, zaś funt 4,8998 złotego.

Powiązane tematy

Komentarze