Analizy

Czekanie na wyniki spółek nadal pomaga Wall Street

Piotr Kuczyński Główny Analityk Dom Inwestycyjny Xelion

  • Opublikowano: 24 lipca 2018, 09:01

  • 3
  • Powiększ tekst

Wall Street w poniedziałek musiała zadecydować, czy nadal kieruje się wynikami spółek, czy może większą uwagę skupi na tweetach Donalda Trumpa, który podczas weekendu pogroził mocno Iranowi. W Europie na początku sesji przeważały obawy. Nawiasem mówiąc mała wojenka przed wyborami bardzo by się temu prezydentowi przydała.

W poniedziałek opublikowany został w USA raport o sprzedaży domów na rynku wtórnym. Dowiedzieliśmy się, że sprzedaż spadła o 0,6 proc. m/m (oczekiwano wzrostu o 0,75 proc.). Raport nie miał żadnego wpływu na zachowanie rynków.

Na Wall Street nadal przede wszystkim wpatrywano się w wyniki spółek. Tweety Trumpa rynek lekceważył. Najlepiej pokazuje to spadek ceny złota i duży wzrost rentowności obligacji. To ostatnie może być jednak pierwszą jaskółką zapowiadającą to, co mogą robić Chiny. W poniedziałek chyba jednak mało kto na to zwrócił uwagę.

Jeśli chodzi o wyniki kwartalne to raport kwartalny, który przed sesję zaprezentował Halliburton nie spodobał się inwestorom. Akcje traciły blisko dziesięć procent. Po sesji wyniki kwartału miał opublikować Alphabet (Google). Tutaj liczono na dobre wyniki i cena akcji rosła (ponad jeden procent).

Indeksy rozpoczęły sesje od spadku, ale bardzo szybko wzrosły i zabarwiły się na zielono. Najbardziej pomagał im wzrost cen akcji banków, ale odbywał się on na bardzo małym obrocie.

GPW od rana w poniedziałek nadal zachowywała się zupełnie inaczej niż giełdy Europy Zachodniej. Tam obawy geopolityczne i średnio udany szczyt G20 szefów ministerstw finansów obniżały od rana indeksy. U nas WIG20 rósł.

Można powiedzieć, że działał przykład chińskiego Shanghai Composite i przez pewien czas nadal dość słaby dolar (co podoba się rynkom rozwijającym się). Taka przeciwfaza w stosunku do rynków rozwiniętych jest możliwa, ale może się utrzymać jedynie w krótkim okresie.

W poniedziałek każde drgnięcie indeksów w Niemczech czy we Francji (zmniejszające straty) natychmiast prowadziło u nas do wyraźnego zwiększenia skali zwyżki. Przed rozpoczęciem sesji w USA nastroje w Europie zaczęły się poprawiać, co mogło pomóc naszym bykom. I rzeczywiście po kilkugodzinnym marazmie i trendzie bocznym WIG20 zaczął kontynuować zwyżkę. Ten atak bykom się nie powiódł.

W końcówce WIG20 wrócił do poziomu poprzedniej stabilizacji i tam dzień zakończył. Wzrósł o 0,99 proc., co na tle innych rynków europejskich wyglądało bardzo dobrze, ale martwić mogło to, że wzrost nie był poparty obrotem, który był bardzo skromny.

Na razie WIG20 pozostaje w trwającym od marca kanale trendu spadkowego, którego górne organicznie znajduje się teraz nieco poniżej poziomu 2.240 pkt. Dopiero przełamanie tego poziomu byłoby poważniejszym, niż to, co generują oscylatory, sygnałem kupna.

W USA dzisiaj to wyniki spółek (przed sesją 3M, Lockheed Martin, United Technologies, Verizon, a po sesji AT&T i Texas Instruments) będą miały największy wpływ na zachowanie rynków. Dobry początek dał po sesji Alphabet (Google), którego akcje po sesji drożały wczoraj o ponad 3,5 proc.. Oczywiście byki będą miały przewagę o ile Donald Trump nie zatweetuje czegoś, co wstrząśnie rynkami.

Powiązane tematy

Komentarze