Analizy

George z Fed znów na własnym torze

źródło: Tomasz Witczak, FMC Management

  • Opublikowano: 28 lipca 2016, 07:55

  • 0
  • Powiększ tekst

Ten jeden głos

Ten jeden głos padł wczoraj za podwyżką stóp – i była to Esther George, która do tego jastrzębiego nastawienia wróciła po przerwie wywołanej mizernymi danymi z rynku pracy, które pojawiły się u progu czerwca i w czerwcu były analizowane, a dotyczyły maja.

Teraz jednak FOMC znał już dane czerwcowe – które były dobre. Na tę różnicę zwrócono uwagę w 'FOMC statement' opublikowanym o 20:00. Dokument był dość krótki, jak zwykle napisany w sposób raczej zawiły, choć bywały – mówiąc kolokwialnie – komunikaty dużo mniej treściwe. Z najnowszego można było się dowiedzieć, że rynkowe miary inflacji pozostają niskie, na co wpływ mają np. wcześniejsze spadki cen energii i dóbr importowanych; - że wydatki na nieruchomości silnie rosły od ostatniego posiedzenia, ale inwestycje biznesowe szły raczej słabo. Ogólnie aktywność ekonomiczna rozwijała się w sposób umiarkowany ('moderate') i na takiej ścieżce ma pozostać. Polityka monetarna pozostaje akomodacyjna, stóp nie zmieniono, niemniej założenie jest takie, że podwyżki są możliwe – ale tylko stopniowe ('gradual'). Reszta będzie zależeć od danych makro.

Eurodolar generalnie zareagował na ten komunikat wzrostem, tj. spadkiem wartości dolara na rzecz euro. Nie żeby doszło do jakiegoś monstrualnego ruchu, który wstrząsnąłby rynkami – ale mamy jednak wyskok do ok. 1,1075 i wyżej. Na tych poziomach budzimy się dziś rano. Na rynku terminowym i we wszelkich kuluarach pewnie znów zmaleją oczekiwania na wzrost stóp w tym roku czy nawet w przyszłym, do czego dochodzi jeszcze fakt, że ostatnio działań luzujących nie podjął EBC.

Ba, można też mówić o przełamaniu krótkoterminowego trendu spadkowego, który biegł od 14 lipca. Został wczoraj niewątpliwie sfinalizowany, jakkolwiek generalnie nie musi to oznaczać, że zakończył się bardzo ogólnie pojęty proces umacniania dolara, wszczęty 3 maja, po szczytach wybiegających ponad 1,16. Naturalnie czynniki zmieniają się w stronę opisaną wyżej – niemniej bardzo generalnie pojęta prawda pozostaje prawdą: taka mianowicie, że Fed przynajmniej nie wyklucza podwyżek, a EBC, BoE czy BoJ w ogóle o nich nie mówią i są nastawione raczej na jeszcze luźniejszą politykę. Kwestia Brexitu pozostaje natomiast ambiwalentna – z jednej strony dolar może w jej obliczu jawić się jako bezpieczna przystań, z drugiej natomiast Brexit to zawsze pretekst dla Fed, by 'jeszcze nie podnosić'.

Faktem jest jednak, że euro ma swoje dodatkowe problemy, przy których eskalacji znów może zwyciężać dolar. Mowa o bankach – włoskich w szczególności, ale też o Deutsche Banku, nawet jeśli ten wypracował niewielki zysk (20 mln euro) za II kwartał. Bank ten nadal planuje zwalnianie pracowników i zamykanie placówek, w tym też i oddziałów inwestycyjnych. Z kolei u nas echem czy też czkawką odbija się sprawa banku UniCredit, czyli właściciela Pekao. Wczoraj akcje Pekao silnie traciły po podaniu przez Bloomberg wieści o tym, że UC wyprzeda wszystkie akcje Pekao.

Banki włoskie mają 360 mld euro złych kredytów, tj. równowartość 18 proc. rocznego PKB państwa. Cała włoska gospodarka ma problemy, a do tego tradycyjnie (już od czasów risorgimenta) głęboka jest przepaść między Południem a Północ. Południe oskarża Północ o grabież sięgającą 150 lat wstecz, która trwale okaleczyła Neapol czy Sycylię (i poniekąd to prawda, patrząc na proces 'jednoczenia' Włoch poprzez podporządkowanie ich Piemontowi – tudzież na zjawiska takie jak brigantaggio czy wielka emigracja w końcówce XIX w.). Północ oskarża Południe o lenistwo, biurokrację i przestępczość (mafia, 'ndranghetta, Sacra Corona Unita, kamorra).

Niektórzy zwracają uwagę na to, że Włosi wcale nie żyli w jakiś bardzo konsumpcyjny sposób, a to, co im zaszkodziło – nie tylko bankom, ale całej gospodarce – to wpływ waluty euro, która (będąc zbyt droga) osłabiła popyt na towary Włochów oraz konsumpcję samych obywateli.

Włochy jawią się więc jako kolejny 'chory człowiek w Europie', jak parę lat temu Grecja czy Hiszpania. Co więcej, chodzi tu nawet nie tyle o budżet, ile właśnie o sektor bankowy, a ten w naturalny sposób jest powiązany z zagranicą (por. wspomniany wyżej casus Pekao i UniCredit). Poza tym problemy Grecji i Hiszpanii udało się (pewnie tymczasowo) zasypać tanim pieniądzem i zatuszować, ale wiadomo, że przy każdej takiej akcji środków jest mniej, zwłaszcza w obliczu różnych bolączek Eurolandu i UE (Brexit, emigranci, terroryzm).

W krótkim terminie zakładamy, że dziś euro może jeszcze trochę zyskać, jak to często po nagłych zwyżkach (kiedy to następuje jeszcze 'dokańczanie' tematu następnego dnia), ale jeśli nie dziś, to jutro zakładamy raczej cofnięcie. Samo muśnięcie 1,11 nie byłoby jednak zaskoczeniem. Dziś nie ma za dużo danych makro, które mogłyby wpływać na tę parę, ale można wymienić niemieckie bezrobocie (przed 10:00) i niemiecką inflację CPI (o 14:00). Poza tym o 11:00 poznamy indeksy koniunktury w Eurolandzie (raczej nie wpływają na waluty), zaś o 14:30 – tygodniową liczbę wniosków o zasiłek w USA.

Na złotym

Złoty tracił wczoraj tak na parze dolarowej, jak i parze z euro – działo się to w ciągu dnia przy stabilnym eurodolarze. Przyczyn można upatrywać w ogólnym klimacie, jaki obserwowano na GPW, a był to klimat słaby, bo wyprzedawano papiery Pekao (z przyczyn opisanych wyżej).

Tak więc USD/PLN zanotował nawet 3,99 – ale teraz jest na linii 3,95, chwilami niżej, testując po raz kolejny dolne ograniczenie konsolidacji ciągnącej się od końca czerwca. To oczywiście efekt zwyżki eurodolara po FOMC. Na EUR/PLN mamy 4,37 – to mimo wszystko kurs niższy od wczorajszych szczytów. Z drugiej strony, oddalamy się od 4,35.

Na GBP/PLN jest 5,2125. Sytuacja jest tu dość spokojna, wsparcie to 5,20 – wciąż aktualne, choć testowano też w minionych dniach dołki na 5,1770 i 5,1720. Niżej mamy 5,1475 jako wsparcie.

Powiązane tematy

Komentarze