Analizy

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Moody’s przypomina o ryzyku

źródło: Roman Przasnyski, Open Finance

  • Opublikowano: 15 listopada 2013, 07:20

  • 1
  • Powiększ tekst

Czwartkowe rekordy na Wall Street powinny pomagać europejskim bykom w dobrym rozpoczęciu handlu. Jednak nieoczekiwana decyzja agencji Moody’s o obniżeniu oceny kredytowej Goldman Sachs, JP Morgan i Morgan Stanley, może nieco popsuć szyki, przypominając, że obraz nie jest aż tak bardzo sielankowy, jak to sugeruje zachowanie giełd.

Wbrew pozorom, czwartkowe zachowanie naszego rynku uznać trzeba raczej jako dość słabe. Sięgający 1,2 proc. wzrost WIG20 oraz powrót w okolice 2500 punktów cieszą, ale można mówić o niedosycie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę liczbę czynników, które powinny pozytywnie działać na giełdową koniunkturę. Wyniki większości dużych spółek za trzeci kwartał okazały się lepsze niż się spodziewano, a w kilku przypadkach lepsze niż przed rokiem. Przyjemną niespodziankę stanowiła dynamika gospodarki, przewyższająca oczekiwania. Dobra by ła także atmosfera w otoczeniu, czyli na głównych parkietach europejskich i na Wall Street.

Tymczasem w najlepszym momencie indeks naszych największych spółek zyskiwał 1,5 proc., a pod koniec handlu lekko osłabł. Nienajlepsze były nastroje w segmencie małych i średnich firm, których indeksy wzrosły po zaledwie 0,2 proc. Dla porównania, DAX i CAC40 zwyżkowały po ponad 1 proc., a w Budapeszcie, Moskwie i Stambule indeksy rosły po ponad 2 proc. Umiarkowana reakcja na splot pozytywnych czynników i osłabienie indeksów w końcowej części sesji każe podejrzewać, że trwająca od końca października korekta, która zabrała wskaźnikowi blue chips niemal 3 proc., jeszcze się nie skończyła.

O tym, czy będzie kontynuowana i jak będzie głęboka, zdecyduje prawdopodobnie sytuacja w otoczeniu. Scenariusz, w którym indeksy we Frankfurcie i Nowym Jorku zaczęły tradycyjny rajd Świętego Mikołaja bez choćby niewielkiego skorygowania obecnych, rekordowo wysokich poziomów, wydaje się mało realny. Chyba, że przyjmiemy, iż ów rajd właśnie trwa. Ale przy takim  założeniu należałoby się obawiać jego rychłego zakończenia lub w najlepszym razie przystopowania dynamiki zwyżki wskaźników. W każdym razie wydaje się, że bardziej bezpieczny, z punktu widzenia kontynuacji trendu wzrostowego, byłby wariant z korektą.

Ta na razie nie chce nadejść. Wczorajszą sesję, mimo nienajlepszego początku, amerykańskie indeksy zakończyły wzrostem po 0,4 proc. i kolejnymi rekordami. Pretekstem mogły być gołębie tony wypowiedzi Janet Yellen przed senacką komisją, oddalającą perspektywę ograniczenia skupu obligacji przez Fed. Pamiętać należy jednak, że rynki już nie samym luzowaniem żyją, a przybliża się z kolei perspektywa powrotu do przepychanek w kwestii amerykańskiego budżetu i limitu zadłużenia. Decyzja Moody’s przypomniała też, że i z bankami nie wszystko jest aż tak różowo, jak się inwestorzy przyzwyczaili sądzić, uznając, że po kryzysie nie ma już śladu.

Przekraczające momentami 2 proc. dzisiejsze wzrosty na giełdach w Chinach i Japonii dobrze rokują w kwestii rozpoczęcia handlu na naszym kontynencie, ale obserwacja minimalnie tylko zwyżkujących kontraktów na amerykańskie i europejskie indeksy nie nastraja już tak optymistycznie. Inwestorom w Azji spodobały się zapewne deklaracje Janet Yellen, ale nie jest pewne, czy będą one w stanie równie mobilizująco wpłynąć na sytuację w Europie.

Powiązane tematy

Komentarze