Informacje

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Protestujący rodzice w Sejmie: Niech pan się nie błaźni, nie ośmiesza i odda ten wygodny fotel. Niech pan nie zabija naszych dzieci. Zobacz jak Tusk rozmawiał z rodzicami

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 23 marca 2014, 07:13

    Aktualizacja: 23 marca 2014, 07:18

  • 8
  • Powiększ tekst

Liczyliśmy, siedzieliśmy z ministrem finansów, by móc wam odpowiedzialnie powiedzieć, co jest możliwe w tym roku, a co w przyszłym. Przygotujemy taki sposób działania, który w naszej ocenie jest realistyczny, tzn. nie będziecie zagrożeni tym, że sprawa się znowu rozmyje czy przewlecze - mówił premier Tusk podczas drugiego spotkania z rodzicami dzieci niepełnosprawnych, którzy protestują w Sejmie.

Propozycje szefa rządu zostały odrzucone. Wcześniej Tusk starał się przekonać manifestujących. Spotkanie znów odbyło się w bardzo nerwowej atmosferze. Premier był wyraźnie poddenerwowany:

Z mojego punktu widzenia – co jest bardzo ważne – będzie realistyczny pod względem finansowym. Propozycja jest taka: zaproponujemy gotowy projekt ustawy, my go napiszemy w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin w taki sposób, by komisja sejmowa mogła go przedstawić na najbliższym posiedzeniu Sejmu. Jeśli zrobimy to przez komisję, możemy zyskać dwa efekty: zobaczyć, czy jest konsensus ws. trybu, a dwa – unikniemy trybów formalnych. Bo jak rząd jest autorem ustawy, to tryb procedowania jest dłuższy...

- mówił.

Spotkaniu przysłuchiwał się minister Kosiniak-Kamysz, którego udział w spotkaniu ograniczył się do kiwania głową. Premier przedstawiał swoje propozycje:

Taki będzie kalendarz działań: we wtorek podejmiemy decyzję o przesunięciu środków. Jest plan drogowy dot. remontu dróg lokalnych. A że został radykalnie podniesiony, to wyjęcie stamtąd puli pieniędzy umożliwi nam sfinansowanie działań na rok 2014. (…) W środę na prośbę ministra pracy powinna spotkać się komisja sejmowa, dostanie ten projekt ustawy i, jak sądzę, przyjmie go bez zbędnych dyskusji. Od pierwszego maja tego roku kwota wyniosłaby 1000 złotych miesięcznie, z tym że w tym środku byłaby wypłacona: 620 + 200 + 200. Ale tak, żeby było 1000 zł na rękę od 1 maja. Po siedmiu miesiącach, od 1 stycznia 2015 roku 1200 złotych, od 1 stycznia 2016 roku – płaca minimalna brutto jak to ustaliliśmy

- czytał z kartki propozycje rządu.


Przekonywał, że rozumie postulaty protestujących, ale nie może znaleźć dla nich więcej pieniędzy:

Zdaję sobie sprawę, że z waszego punktu widzenia będzie to zawsze późno i mało. Ale to rzetelna ścieżka do uzawodowienia... Jak ułożymy sobie to w innych przepisach kwestie, o których pani wspomniała: by pieniądze trafiały do tych, którzy świadczą opiekę... Wasze doświadczenie może nam w tym pomóc

- mówił Tusk.

Zakończył twardo:

My tę propozycję tak czy inaczej przeprowadzimy w taki sposób, w jaki państwu deklaruję.

Protestujący odrzucili propozycję Tuska.

Pan spojrzy mi w oczy: wczoraj mi pan powiedział, że jeśli przygotujecie postulat, to pan spełni nasze postulaty. Pan tak powiedział!

- żaliła się jedna z matek.

Tusk próbował ripostować:

Negocjacje tego typu wam nie przyniosą efektu. Wasz postulat z 2009 roku – że będziemy w ciągu 5 lat zmierzali do pułapu płacy minimalnej... Wyście mówili, by to przyspieszyć: przyspieszamy tak, jak to jest możliwe. To nie jest kwestia, że my sobie spojrzymy głęboko w oczy i z tego wynikną większe możliwości...

- złościł się premier.

Rodzice nie ustępowali:

To jest proszę państwa niemożliwe. Od 5 lat pan premier kalkuluje, tak nie może być. Każda jedna podwyżka tego świadczenia była wywalczona ulicznymi protestami. Wtedy, przed wyborami w 2011 roku, zaprosił nas pan do kancelarii - ściskał pan naszą rękę i mówił, że nie doprowadzi do sytuacji, że rodzice dzieci niepełnosprawnych wyjdą na ulice. W expose pana już nie było słowa o tych dzieciach. (...) Głosowałam na pana, panie premierze - nasze życie zależy od polityków - pan mówił, że niepełnosprawne osoby są najbliższe pana sercu. A pan o nie nie dba! Proszę powiedzieć, czy pan będzie pomagał osobom niepełnosprawnym, bo jeżeli nie - trzeba coś będzie zrobić

- mówiły matki.

I dodawały, że "jest to plucie w twarz".

Nie zgadzamy się na pana propozycje. Oczekujemy od pana, by się zdeklarował, czy pomagamy osobom niepełnosprawnym czy nie. Jeśli nie - będziemy prosili inne kraje UE... Nie zgadzamy się, by nasze dzieci nie miały rehabilitacji i leków... Jak pan się nie wstydzi!

- irytowała się jedna z matek.

Mój syn pyta, dlaczego ja nie przyjdę do domu. Proszę mu powiedzieć! (...) To jest nieudolny rząd!

- mówiła ze łzami w oczach.

Tusk próbował przekonywać, że grup, które czują się poszkodowane, jest dużo. Bez efektów.

To rząd nieudolny, który powinien dawno podać się do dymisji! Prezydenta nie ma! (...) Nikt z nas nie wymaga cudów - wymagamy minimalnej płacy krajowej! To nie jest rozbój! To z waszej strony barbarzyństwo!

- ubolewała jedna z matek.

Premier odparł, że matki "mogą znaleźć innych reprezentantów, którzy lepiej rozdysponują pieniądze".

Nie zbudujemy w żadnym kraju systemu, w którym każdy otrzyma świadczenie w takiej wysokości z powodu tego, że znajduje się dziećmi...

- argumentował Tusk.

Natychmiast spotkał się z ripostą.

Na pańskiej Kancelarii widnieje napis: Bóg, Honor, Ojczyzna. Pan honoru nie ma

- odparła jedna z matek.

Premier chciał, by protestujący przyjęli propozycję rządu dotyczące wzrostu świadczeń. W pewnym momencie Tusk próbował przekrzykiwać. Jedna z matek zgodziła się na postulaty szefa rządu. Tusk mówił:

Zawsze znajdziecie tysiąc bardziej sensownych argumentów niż ci, którzy mają pieniądze...

- odparł szef rządu.

My kręcimy się od pięciu lat - mamy kilka postulatów, a mówimy o świadczeniu pielęgnacyjnym. Pan nas zwodzi...

- mówiła jedna z matek.

Tusk odpowiadał:

Nie mam żadnego interesu z wami walczyć czy wam robić na złość. Nie porównuję waszego cierpienia do innych grup... Nie mam nic przeciwko temu, by pani nam towarzyszyła w rozmowach z innymi grupami!

- złościł się premier.

Manifestujący wyliczali złamane obietnice premiera, dodając, że nie czują się winni za zaniedbania wobec innych grup społecznych.

Jeżeli polityk obiecuje w 2009 r. to jako szary obywatel rozumiem, że zacznie się tym zajmować...

- mówił jeden z protestujących ojców.

Tusk próbował wytłumaczyć postępowanie swojego gabinetu: że potrzeba czasu i troski o finanse publiczne, a także realne możliwości rozwiązania problemu.

Głos zabrał też Arkadiusz Mularczyk z Solidarnej Polski, który wskazywał premierowi miejsca, gdzie może znaleźć pieniądze dla dzieci:

Platforma bierze 50 mln złotych z budżetu państwa - czy nie uważa pan, że to zbyt wysoka kwota? Druga sprawa - oszczędności w administracji. Czy pan wie, jaka jest średnia wynagrodzeń w kancelarii prezydenta? 10 tys. złotych. U pana Kosiniaka-Kamysza w ministerstwie - 9 tysięcy, we wszystkich ministerstwach ok. 6 tys. złotych. (...) Jeżeli minister Sikorski kupuje stół za 600 tys. złotych, to ja się zastanawiam gdzie my żyjemy. Czy prawdą jest, że zwiększyły się dochody z przychodu VAT i akcyzy? (...) Czy ci rodzice są w stanie rehabilitować i leczyć swoje dzieci, by mogły normalnie żyć, uczyć się i być normalnymi obywatelami? Jest czymś nienormalnym, że państwo płaci 3600 zł, gdy matka odda swoje dziecko do zakładu opiekuńczego, a ta sama dostaje 1200 zł, jeśli się nim zaopiekuje... Kiedy pan stworzy system pomocy i opieki dla rodzin niepełnosprawnych? Mówimy o 100 tys. osób i rodzin - to 104 tys. tragedii ludzkich i cierpień. Słyszeliśmy o cygarach, winach, knajpach - jak panu nie wstyd?!

- mówił poseł SP.

Później głos znów zabrali rodzice, punktując niespełnione obietnice Donalda Tuska.

Umawialiśmy się na 2016... (...) To świadczenie wzrosło prawie o sto procent!

- bronił się premier.

Jeśli poseł Mularczyk zgłosi wniosek, by skasować finansowanie partii politycznych... Nie będę panu przypominał, jak pan głosował... Ja go tu nie ściągam - nie do pana przyszedłem, ale do was...

- pieklił się premier.

Niech pan się nie błaźni, nie ośmiesza i odda ten wygodny fotel. Niech pan nie zabija naszych dzieci!

- odparła jedna z matek.

Szef rządu nie ustępował na prośby:

Ten projekt oddajemy do komisji. Posłowie mają swobodną rękę i muszą szukać gdzie, komu i co zabiorą. (...) W 2014 roku nie możemy zwiększyć poziom deficytu i długu. Pomijam wypowiedzi pod publiczkę, ale należy się zastanowić, gdzie są środki, które można przesunąć tak, by nie zwiększyć deficytu - bo tego nie możemy zrobić, to nie jest moje widzimisię. Zależy mi na czasie, bo miałem wrażenie, że wam też zależy na czasie... Ten projekt napiszemy w postaci ustawy, we wtorek podejmę decyzję o przesunięciu środków, by w środę projekt znalazł się w Sejmie i nie tracić żadnego dnia. Chcecie stracić miesiąc czy dwa? Może dostaniecie większe pieniądze, ale później i per saldo wyjdzie wam to samo

- mówił Tusk.

Pan nam musiał cokolwiek dać, żeby nie przegrać. Opinia publiczna by nie pozwoliła na coś innego - większości rodziców to nie odpowiada, pan powinien się jeszcze raz zastanowić...

- odpowiadała jedna z matek.

Tusk z minuty na minutę był coraz bardziej zmęczony i zdenerwowany.

Nie! Nie podejmę decyzji nieodpowiedzialnej tylko dlatego, by się komuś podobała. Nie gniewajcie się - nigdy nie jest tak, by o finansowaniu jakiejś usługi decydowali ci, którzy to świadczenie biorą! Nie może tak być - bo przyjdzie inna grupa z potrzebami. (...) Czy mnie przeklniecie czy nie...

- złościł się Tusk.

Matki apelowały, by premier poszukał w budżecie państwa większych środków: chciały dać mu czas na bardziej szczegółowe dyskusje ze swoimi ministrami. Szef rządu odrzucił tę propozycję.

Nakrzyczeliście na mnie, zostałem ochrzaniony i teraz macie argumenty...

- mówił premier.

Nagle podczas spotkania pojawili się osoby, których protestujący nie znali, między innymi Piotr Ikonowicz. Padły słowa o prowokacji. Tusk tłumaczył, "że się na tym zna", więc nie może znaleźć więcej pieniędzy i choć "ciężko grzeszy", to nie może odnaleźć dodatkowych funduszy.

Gdybym kierował budżetem na podstawie serca, to w budżecie byłyby pustki. Nie ma godziny, by nie docierał sygnał, że ludzie potrzebują więcej pieniędzy. Nie chcę, byście powiedzieli: tak czy nie. Wy też zastanówcie się... Przygotuję projekt, o którym mówiłem i go przedstawię: jeśli posłowie znajdą jakieś przesunięcia... Mam wrażenie, że nie jestem w stanie was usatysfakcjonować, ale będę jakoś z tym żył

- urwał szef rządu.

Rodzice chcieli umówić się na spotkanie w najbliższych dniach. Tusk odparł, że "nie ma kalendarza". Obie strony rozeszły się bez porozumienia - rodzice będą najprawdopodobniej kontynuować swój protest.

Źródło:wPolityce.pl/Opr. Jas

Powiązane tematy

Komentarze