Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Czy ograniczenie wynagrodzeń prezesów i menedżerów to dobry pomysł? Przedsiębiorca i związkowiec zabierają głos

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 27 sierpnia 2014, 10:01

  • 5
  • Powiększ tekst

Związki zawodowe kontra pracodawcy to odwieczny spór wokół gospodarki. Tym razem głos w tym sporze zabiera Jan Guz, który w wywiadzie dla wp.pl tłumaczy swój pomysł nałożenia ograniczeń na wynagrodzenia prezesów i menedżerów.

Guz wyjaśnia swój pomysł, by ograniczyć pensje menedżerów do ośmiokrotności pensji najsłabiej wynagradzanych pracowników.

Zdziwiłbym się, żeby ten, który zarabia ponad milion złotych rocznie - a takich osób jest w Polsce już 14 tys. i każdego roku przybywa - powiedział, że dla niego to jest dobry pomysł. Jednak nie może być tak, że 50 proc. wynagrodzenia stuosobowej firmy stanowi wynagrodzenie prezesa. Oczywiście, niech zarabia dużo, jeśli zakład jest dobry, ale niech za wzrostem jego zarobków idą też podwyżki dla pracowników. My chcemy zaproponować społeczeństwu, aby obowiązywał mnożnik średniego wynagrodzenia w zakładzie. Nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości, bo na świecie funkcjonują różne rozwiązania regulujące wysokość wynagrodzeń, np. w Szwajcarii, która ustaliła pewne zaporowe możliwości wzrostu pensji menedżerów.

Dlaczego ten pomysł miałby być korzystny dla gospodarki i pracowników?

Wydaje mi się, że jest to już taki poziom dochodu, który pozwala na całkiem wygodne życie. Gdybyśmy założyli, że średnie wynagrodzenie w zakładzie, powiedzmy sobie dla uproszczenia, wynosi 4 tys. zł, to mnożąc to przez osiem daje 32 tys. zł miesięcznie dla menedżera. Rocznie - 360 tys. zł. Takie pobory pozwalają na godne, ponadprzeciętne życie. I uważamy, że to jest wystarczające w aktualnych warunkach.

Pytany o to czy chce zabierać prezesów i menedżerom pieniądze, Guz odpowiada.

Ale ja nie chcę nikomu niczego narzucać, a tym bardziej zabierać. Jeśli ktoś będzie chciał zarabiać 50 tys. miesięcznie i dochody firmy będą mu na to pozwalały, to proszę bardzo, ale niech zarobki pracowników będą do tego proporcjonalne. Chciałbym, żeby było tak, że jak on ma krowę, to żebym ja też mógł ją mieć, aby wyżywić rodzinę. Dzisiaj menedżerowie w firmach ponoszą najmniejsze ryzyko. Ustanawiają sobie wysokie wynagrodzenia i odprawy w razie utraty miejsca pracy. Ostatnio takich przypadków jest w Polsce wiele, jednym z nich chociażby PGNiG. Natomiast jak firma bankrutuje, to załoga pozostaje z długiem i bez pracy. Tak nie może być.

Co na to przedsiębiorcy? Marek M. Bernaciak, Na swoim profilu na Facebooku stwierdził, że Guz ma wiele racji.

W pewnym sensie popieram tego związkowca! Jego propozycja jest co prawda od czapy jeśli chodzi o rozwiązania, ale spostrzeżenia co do proporcjonalności płac menedżerów w stosunku do ponoszonego ryzyka są sensowne. Niejedna firma padła ze względu na zbyt wysokie wynagrodzenia lub inne koszty zarządu (taka samo, jak przez wygórowane żądania związkowców BTW).

Czyżbyśmy mieli do czynienia z przełomem w dialogu przedsiębiorców i związkowców? W tym przypadku tak, bo zarówno Jan Guz jak i Marek Bernaciak kierują się chęcią uzdrowienia polskiej gospodarki i poprawy sytuacji pracowników. Bernaciak podaje przykłady.

Jeden z przypadków mówi, że firma padła po wybudowaniu wieżowca, w którym było tyle narożników, ilu było prezesów (bo każdy chciał mieć biuro w narożniku). Jeszcze raz: uważam, że związkowcy są co najmniej tak szkodliwi, jak przepłacani menedżerowie! Jednak menedżerowie to są często wykształcone pasożyty, nie płacące nie tylko pracownikom, ale również udziałowcom należnego wynagrodzenia. Często są to polityczne synekury, i to nie tylko w spółkach "skarbu państwa".

Pomysł Jana Guza, choć kontrowersyjny, może być dobrym punktem wyjścia do poważnej debaty.

A jaka jest Państwa opinia?

wp.pl/ facebook/ as/

Powiązane tematy

Komentarze