Informacje

Polskich dłużników ogłaszających upadłość konsumencką w Angli są już tysiące
Polskich dłużników ogłaszających upadłość konsumencką w Angli są już tysiące

Polska to nie jest kraj dla upadłych ludzi

Longina Grzegórska-Szpyt

  • Opublikowano: 25 października 2014, 12:31

    Aktualizacja: 26 października 2014, 11:19

  • 5
  • Powiększ tekst

Coraz częściej uciekamy do Anglii, żeby normalnie... zbankrutować

Michał Jackowski z Poznania nie miał w życiu szczęścia, ojciec go zostawił, a matce niezbyt dobrze się wiodło w życiu. Tuż przed 19 urodzinami dostał spadek. Okazało się jednak, że było w nim więcej długów do spłacenia niż profitów ze sprzedaży odziedziczonych przedmiotów. To był jego pierwszy dług w życiu, z którym faktycznie nie miał nic wspólnego. Po 6 latach i kilku nietrafionych „inwestycjach” debet chłopaka niebezpiecznie zbliżał się do 100 tysięcy złotych. Michał wprawdzie pracował, ale na czarno i za niewiele więcej niż minimalna krajowa, wiec o spłacie długów nie było mowy. - Z Internetu dowiedziałem się, że jako konsument może ogłosić upadłość, dzięki czemu już po pięciu latach pozbędę się długów – opowiada Michał.

Okazało się, że Michał był za biedny, aby zbankrutować, bo koszt całej procedury to wydatek rzędu od 4 do nawet 40 tys. zł. A Michał nie posiadał nic. Nawet samochód, którym dojeżdżał do pracy zarejestrowany był na jego wujka, bo ten miał solidne zniżki na ubezpieczenie auta. Sąd wniosku Michała nawet nie przyjął. Prawnik podpowiedział mu, żeby wyjechał do Anglii. Tam jest inne życie, a prawo dla ludzi, więc po niedługim pobycie będzie mógł spokojnie zbankrutować. Michał tak zrobił. - Znalazłem pracę na budowie. Legalną. Po pół roku mogłem złożyć w odpowiednim sądzie wniosek o upadłość – relacjonuje Michał.

Takich polskich dłużników są w Anglii już tysiące i starają się skorzystać z dobrodziejstw bankructwa po Angielsku. Choć prawo upadłościowe w Anglii jest jednym z najbardziej liberalnych w UE (Irlandczycy i Niemcy też chętnie tam bankrutują) trzeba spełnić kilka warunków. Przede wszystkim wnieś stałą opłatę ponad 700 funtów. – To sporo, ale przy kilkudziesięciu razy większych długach i tak się opłaca. Zresztą w wyjątkowych sytuacjach można wnioskować o umorzenie połowy tej kwoty. Sporo mieliśmy w naszej kancelarii takich klientów, którym zmniejszono część tej opłaty - mówi członek zarządu jednej z polskich kancelarii specjalizujących się w oddłużaniu na Wyspach (prosi o zachowanie anonimowości). Ale najbardziej istotnym warunkiem, przeniesienie na Wyspy swojego tzw. Centrum Interesów Życiowych dłużnika (ang.: COMI – Centre Of Main Interests), czyli miejsce, gdzie dłużnik prowadzi swoje normalne życie. - Mówiąc po ludzku, najlepiej pomieszkać w Wielkiej Brytanii minimum na pół roku i dopiero później bankrutować – wyjaśnia prawnik. Angielski sąd nie odrzuci wniosku nawet jeśli celem przeprowadzki do Anglii będzie przeprowadzenie procesu upadłościowego. Tylko w naszej kancelarii, odkąd w Polsce działa ustawa, przeprowadziliśmy ponad 250 skutecznych upadłości naszych rodaków.

Sam proces upadłościowy w Anglii jest dalece bardziej przyjazny dłużnikom niż ten rodem z Polski. Po pierwsze zbankrutować może każdy, kto nie jest wstanie spłacić swoich wierzytelności. Nawet hazardzista z długami dostanie drugą szanse. Choć warunki jego oddłużania będą surowsze do tego zostanie skierowany na odwyk. Po drugie, upadły nie straci dachu nad głową, jeśli na ten dach nie zaciągnął hipoteki, która jest powodem jego długów. Wtedy dłużnik traci mieszkanie, ale przestaje też mieć za nie dług w banku. Po trzecie, maksymalnie trzyletni plan spłaty długów nie może doprowadzić do tego, aby dłużnik żył w nędzy, (jak to zwykle bywa w Polsce do tego przez 5 lat). Po czwarte, po poprawnym przeprowadzenie planu spłaty ustalonej części wierzytelności, dłużnik z automatu zostaje ogłoszony bankrutem, co muszą uznać (zgodnie z prawem unijnym) sądy i wierzyciele z Polski. Ale, od nowego roku również w Polsce będzie można w bardziej cywilizowany sposób bankrutować. Wprawdzie nie wszyscy dłużnicy będą mogli skorzystać z dobrodziejstwa znowelizowanych przepisów. I pewnie nie tak sprawnie jak w Anglii, bo liczba chętnych do upadłości jest nad Wisłą duża, a polskie sądy, jak wiadomo nieśpieszne.

Powiązane tematy

Komentarze