Informacje

fot. Facebook
fot. Facebook

Czwartkowa debata Republikanów pełna prymitywnych ataków. Gospodarka i biznes nieobecne w rozmowie

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 4 marca 2016, 07:17

    Aktualizacja: 4 marca 2016, 07:18

  • 1
  • Powiększ tekst

Czwartkowa debata prezydencka Republikanów chwilami mało przypominała debatę osób ubiegających się o najwyższy urząd w USA. Rywale przekrzykiwali się nawzajem i wyzywali, ale wszystkich przebił faworyt wyścigu Donald Trump, który bronił rozmiaru swojego przyrodzenia.

Jak komentowały amerykańskie media, to chyba pierwszy raz w historii debat prezydenckich w USA, gdy pojawił się temat męskich genitaliów, choć w nieco zawoalowany sposób. Miliarder Donald Trump, który wygrał prawybory w 10 z 15 stanów, w których głosowanie już się odbyło, zapewnił swych wyborców, że wszytko jest w porządku i z rozmiarem jego dłoni i innej, dolnej części ciała.

"Zaatakował moje dłonie; nikt tego wcześniej nie robił" - powiedział Trump, nawiązując do senatora z Florydy Marco Rubio, który rzeczywiście klika dni temu, odpowiadając na krytykę Trumpa naśmiewającego się z jego dużych uszu, powiedział, że miliarder ma małe dłonie.

"Popatrzycie na moje dłonie, czy są małe?" - zwrócił się Trump do widowni, wyciągając swe ręce do góry tak, by wszyscy mogli je zobaczyć. Trumpa dodał, że Rubio mówiąc o jego małych dłoniach chciał zasugerować, że "coś innego też musi być małe". "Gwarantuję wam, że nie jest" - zapewnił publiczność.

Rubio, kandydat wspierany przez znaczną część establishmentu GOP, bronił się, że sięgnął w kampanii do takich argumentów tylko dlatego, że Trump zaczął, naśmiewając się z wyglądu zewnętrznego i obrażając bardzo wielu osób. "Jeśli jest ktoś, kto zasługuje, by być w ten sposób atakowany, to właśnie Donald Trump" - powiedział Rubio. Trump nie tylko nie zaprzeczył, ale już do końca debaty zwracał się do Rubio niemal wyłącznie per "Mały Rubio" (Little Rubio).

Debata, która odbyła się we wtorek wieczorem czasu lokalnego w Detroit, była wyjątkowo hałaśliwa i agresywna. Wszyscy trzej pozostający w wyścigu rywale Trumpa atakowali go, próbując powstrzymać coraz bardziej prawdopodobną perspektywę, że to Trump, outsider polityczny o niewyparzonym języku, zdobędzie nominację GOP.

Zarówno Rubio jak i ultrakonserwatywny senator z Teksasu Ted Cruz wytknęli mu, że obiecuje Amerykanom rzeczy, z których się nie wywiąże, tak samo jak obiecywał gruszki na wierzbie studentom Trump University. Rozczarowani studenci założonej przez Trumpa uczelni, reklamowanej przez miliardera jako "najlepsza szkoła biznesu na świecie z najlepszymi wykładowcami", już kilka lat temu złożyli pozew w sądzie, domagając się zwrotu wysokich kosztów, jakie zapłacili za studia, otrzymując w zamian bezwartościowe ich zdaniem dyplomy.

"Czy takiego kandydata chcemy w wyborach prezydenckich? Jeśli nominujemy Donalda, to spędzimy całe lato i jesień z kandydatem GOP na prezydenta, który ma proces o defraudację" - argumentował Cruz. "Oj, przestań. To mała sprawa z prawa cywilnego" - przerwał mu Trump. "Donald, naucz się nie przerywać i policz do dziesięciu" - odparł Cruz.

Rywale zarzucili też Trumpowi, że choć obiecuje stworzyć miejsca pracy dla Amerykanów, to przy budowie swych hoteli i wieżowców zatrudnia obcokrajowców, a koszule i krawaty marki Trump szyje w Meksyku i Chinach. Biznesmen bronił się, że zatrudnia obcokrajowców tylko do pracy sezonowej, do której nie może znaleźć chętnych Amerykanów. A ubrania szyje w Chinach, dlatego że Chińczycy zdewaluowali swoją walutę i tym samym zabili przemysł tekstylny w USA.

Niemal przez cały wieczór miliarder był w defensywie. Najtrudniej przychodziły mu odpowiedzi na pytania prowadzących debatę dziennikarzy Fox News, którzy przygotowali wyliczenia pokazujące, że jego propozycje gospodarcze wpędzą USA w problemy finansowe. Wyemitowano też fragmenty z różnych wywiadów Trumpa z przeszłości, świadczące o tym, że niezwykle często zmienia zdanie, czy to w sprawie polityki zagranicznej (np. na początku był za wojną w Iraku, a potem przeciw), prawa do posiadania broni (kiedyś chciał ograniczeń na posiadanie broni typu wojskowego, a teraz już nie) czy imigracji (był początkowo za przyjęciem do USA uchodźców z Syrii, a potem wezwał, by nie wpuszczać żadnych muzułmanów).

"Nigdy nie widziałem osoby odnoszącej sukcesy, która nie byłaby elastyczna. Musisz być elastyczny, bo się uczysz" - bronił się Trump. Podczas debaty przyznał, że jest za zwiększeniem liczby wydawanych przez USA wiz dla pracowników wysoko wykwalifikowanych, mimo, że na stornie jego kampanii wciąż można przeczytać, iż jest przeciw. "Zmieniłem zdanie. Potrzebujemy wysoko wykwalifikowanych ludzi w tym kraju" - powiedział. Ale zapewnił, że nie ustępuje w sprawie wybudowania muru na granicy z Meksykiem, by powstrzymać nielegalną imigrację.

W ostatnich dniach pojawiły się informacje, że Trump udzielił na początku roku dziennikowi "New York Times" wywiadu off the record, w którym miał rzekomo uspakajać, że jeśli zostanie prezydentem USA, to nie będzie tak radykalny w sprawie imigracji, jak jest w kampanii. Dopytywany wielokrotnie, czy zgodzi się na upublicznienie taśm z nagraniem tego wywiadu, Trump odmówił.

Na koniec debaty kandydatów poproszono o deklarację, czy poprą Trumpa, jeśli to on zdobędzie nominację GOP. Wszyscy: Rubio, Cruz i gubernator Ohio John Kasich odpowiedzieli pozytywnie. Trump obiecał z kolei, że poprze kandydata nominowanego przez GOP "nawet - jak to ujął - jeśli to nie będę ja".

PAP/ as/

Powiązane tematy

Komentarze