Informacje

fot. Materiały promocyjne
fot. Materiały promocyjne

Resident Evil 7: Biohazard - klasyczna groza na nowe czasy

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 23 lutego 2017, 14:20

  • 0
  • Powiększ tekst

Kolejne wyznanie - nigdy nie byłem miłośników gier z gatunku horroru. Owszem, w młodości grałem w "System Shock 2", w którym elementy horroru, grozy były powszechnie obecne, ale nie dominujące. Potem, po latach podjąłem próbę zmierzenia się z tym gatunkiem odpalając "Amnesia: The Dark Descent" niestety model rozgrywki nie wciągnął mnie na tyle by oderwać od grozy kinowej czy literackiej.

Dlatego też spotkanie z "Resident Evil 7: Biohazard" było pewnym skokiem na głęboką wodę. I jeśli mam być szczery to jest to skok nad wyraz udany. Jest siódemka kolejną odsłoną mającej ponad 20 lat serii z gatunku survival horror, opowiadającej w kolejnych częściach o wybuchach pandemii zombie wywołanej przez złowrogą korporację Umbrella. W ostatnich odsłonach gry z cyklu zdryfowały ze swoich korzeni ku rozgrywce bardziej nastawionej na akcję niźli grozę. Teraz, wraz z siódmą częścią wracają do głębokich korzeni "jedynki". I wywracają konwencję na głowę.

Owszem, wiadomym jest, że siódma część mogła powstać częściowo dzięki wycofaniu się z placu boju Konami i geniusza gamingu Hideo Kojimy wraz z jego projektem "Silent Hills", poprzedzonym demem "P.T.". Ale nie tylko - pierwszoosobowy horror święci triumfy na scenie gier niezależnych (Indie) mniej więcej od czasu powstania wspomnianej we wstępie "Amnesii" czy kompletnie niezależnego "Slender: The Eight Pages". Czy wyróżnia się ta nowa fala? Przede wszystkim imersją, wywołaną przez perspektywę FPP a także poważnym traktowaniem gracza - zamiast prowadzenia go za rączkę mamy skomplikowane zagadki bądź sekwencje autentycznie trudne. I wyobraźmy sobie, iż do jednego kotła wrzucamy teraz nowatorskie podejście twórców z segmentu Indie i doświadczenie weteranów z japońskiej firmy Capcom. Co otrzymujemy?

Właśnie "Resident Evil 7". Fabuła jest tak prosta jak tylko można - gracz wciela się w amerykańskiego everymana, który po rozstaniu z żoną (a potem jej zaginięciu) otrzymuje od kobiety tajemniczą wiadomość. Ukochana prosi go aby odnalazł ją w zapomnianej, opuszczonej willi gdzieś na bagniskach w głębokim interiorze Luizjany. Ethan (postać sterowana przez gracza) spełnia to życzenie. Udaje się na miejsce jednak nie spotyka tam małżonki a jedynie ślady po ekipie filmowej tworzącej program zbliżony formułą do popularnych "Ghost Hunters", pozornie opuszczoną, kolonialną willę i dziwaczne konstrukcje z metalu i szczątek zwierzęcych, bardziej przypominające prymitywne konstrukcje ludów pierwotnych niż coś czego spodziewamy się po społecznościach w XXI wieku. Tyle mogę zdradzić z fabuły, każde słowo więcej będzie spoilerem.

Jeżeli miałbym wskazać grę, która mogłaby zachęcić do wirtualnej rozrywki kogoś kto nigdy wcześniej nie miał z nią do czynienia, a jednocześnie - nie ma obaw w sięganiu po kino bądź literaturę grozy - to od teraz wskazałbym właśnie "Resident Evil 7". Rozgrywka jest bowiem z jednej strony złożona z drugiej - tak prosta jak to tylko możliwe. Przez 90 proc. czasu naszej podróży wszelkie interakcje ze światem wykonujemy za pomocą jednego klawisza, który odpowiednie działanie dobiera kontekstowo, inaczej względem każdej sytuacji. Nie znaczy to jednak, że rozgrywka jest prosta - wręcz przeciwnie. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy wiele możliwości podchodzenia do poszczególnych napotykanych problemów z jednej strony, z drugiej nie gubimy się w jakiejś skomplikowanej klawiszologii. Jednak najważniejsze są właśnie nasze interakcje ze światem - gracz, mimo, iż w pewnym momencie rozgrywki otrzymuje broń, to realnie wciąż pozostaje praktycznie bezbronny względem napotykanych niebezpieczeństw. Moment w którym otrzymujemy pistolet lub nóż tylko pozornie jest dla nas przełomowy - szybko przekonujemy się jak bardzo bezradni jesteśmy wobec otaczającej nas, nieludzkiej grozy.

No właśnie - owa groza. Jest to chyba najważniejszy czynnik wyróżniający siódmą część serii z mrowia podobnych produkcji. Twórcy nie epatują nas tanim strachem, makabrą, wręcz przeciwnie - częściej nie dzieje się nic strasznego niż ekran wypełniają kolejne makabreski. Jest to ten rodzaj horroru, który w moim przekonaniu sprawdza się najlepiej - groza podskórna, nieokreślona, taka która sprawia, że zasadniczą pracę wykonuje nasza psychika aniżeli silnik gry. Owszem - zdarzają się tu i tzw. jump-scares i momenty kiedy gra prezentuje graficzne obrzydliwości (a o jakości grafiki pomówimy za chwilę) jednak są one dawkowane oszczędnie, na tyle, że robią realne wrażenie a nie znieczulają. Co więcej - twórcy nie lękają się inspiracji kulturowych. Jest więc "Resident Evil 7" bliższe literaturze Cormaca McCarthy'ego niż "Teksańskiej Masakrze Piłą Mechaniczną" (choć i nawiązanie do niej jest obecne). Bardziej przeraża ludzkie zezwierzęcenie, świadomość, iż między ludzką wzniosłością a prymitywną, barbarzyńską animalistyką znajduje się jedynie cienki, łatwy do zdrapania naskórek cywilizacji. Jeśli dodamy do tego pochylenie się z szacunkiem wobec np. dziedzictwa lovecraftiańskiego a także nowego, coraz bardziej popularnego we współczesnych serialach kryminalnych mieszania elementów crime fiction i horroru - otrzymujemy doprawdy niesamowitą mieszankę wątków i motywów. Doprawdy - nie spodziewałem się, że gra będzie w stanie wywołać u mnie tak daleko idąc przemyślenia, tak silne, intelektualne dreszcze.

Tematem na osobną dyskusję jest tu grafika. Na chwilę obecną, muszę to przyznać, jest to chyba najładniejsza gra dostępna na Playstation 4 czy X-Box One, choć pojęcie "ładności" ma tu znaczenie cokolwiek przewrotne. Bo to co ujrzymy w tytule jest niejednokrotnie obrzydliwe, odstręczające, podłe. Z drugiej zaprezentowane tak kunsztownie, iż iluzja że uczestniczymy w wysokiej jakości obrazie kinowym aniżeli grze jest niemal totalne. Tekstury, modele postaci, przedmiotów - wszystko jest zaprojektowane i wykonane naprawdę bezbłędnie, oferuje mroczne, brudne, przewrotne piękno. To samo można powiedzieć o dźwięku, choć trzeba przyznać, iż jest go tu bardzo niewiele. Jednym z narzędzi stosowanych przez twórców w budowie nastroju grozy jest tu bowiem cisza aniżeli muzyka, dźwięk czy dialogi.

Jest więc "Resident Evil 7" dziełem bez wątpienia wybitnym i to pod każdym względem. Gra po którą sięgnąć może tak doświadczony weteran jak i ktoś kto nigdy nie pasjonował się gamingiem a ma ochotę wypróbować swoje stalowe nerwy. Co więcej wgryzając się w tytuł szybko przekonujemy się, iż oferuje on coś więcej niż strach i ciekawą rozgrywkę. To doświadczenie intelektualne, zmuszające nas do refleksji nad kondycją tej marnej łupiny jaką niejednokrotnie okazuje się istota ludzka, zderzona ze zwierzęcym światem barbarzyństwa - także tego odzianego w maskujące szaty nauki.

Resident Evil 7: Biohazard

producent: Capcom

wydawca: Capcom

wydawca PL: Cenega

Wymagania sprzętowe

Minimalne:

Intel Core i5-4460 2.70 GHz/AMD FX 6300 3.5 GHz, 8 GB, karta grafiki 2 GB GeForce GTX 760/Radeon R7 260x lub lepsza, Windows 7/8/8.1/10 64-bit

Rekomendowane:

Intel Core i7-3770 3.4 GH, 8 GB, karta grafiki 2 GB GeForce GTX 960/Radeon R9 280X lub lepsza, Windows 7/8/8.1/10 64-bit

tytuł

Powiązane tematy

Komentarze