Informacje

PAP/Paweł Supernak
PAP/Paweł Supernak

W nowym budżecie największą niewiadomą jest liczba nowych emerytów

br

  • Opublikowano: 6 czerwca 2017, 17:08

  • 3
  • Powiększ tekst

Główne założenia rządu, na których opiera się przyszłoroczny budżet, wydają się realistyczne, jednak największą niewiadomą jest liczba pracowników, którzy zdecydują się przejść na emeryturę po zmianie ustawy skracającej wiek emerytalny oraz poziom inwestycji – oceniają ekonomiści.

tytuł

Rząd przedkładając założenia do przyszłorocznego budżetu przyjął m.in. wzrost gospodarczy w 2018 r. na poziomie 3,8 proc., a inflację 2,3 proc. Te główne założenia – jak to określił Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker - są realistyczne.

W zasadniczych elementach założenia budżetowe na 2018 r. wydają się realistyczne, choć w przypadku kilku należy się liczyć z możliwością zmian w trakcie dalszych prac, biorąc pod uwagę, że ustawa budżetowa będzie uchwalana jesienią. Jeden z głównych czynników niepewności związany jest z obniżeniem wieku emerytalnego. Wciąż trudno oszacować ile osób zdecyduje się z tej możliwości skorzystać w tym roku, a więc i jakie będą z tego tytułu konsekwencje dla finansów państwa oraz dla sytuacji na rynku pracy – uważa Roman Przasnyski.

Jak mówił wcześniej wicepremier Mateusz Morawiecki, największym wyzwaniem przyszłorocznego budżetu będzie niewiadoma dotycząca tego, ile osób zdecyduje się na przejście na emeryturę w wieku 60-65 lat po nabyciu takiego uprawnienia. Wyjaśniał, że resort finansów przyjmuje konserwatywne założenia, że na emeryturę przejdzie 90 proc. uprawnionych, choć analizy wskazują na około 83-85 proc. Jego zdaniem to największa niewiadoma, która może kosztować budżet przyszłoroczny dodatkowe 10 mld zł.

Założenie wzrostu PKB na wspomnianym poziomie 3,8 proc. jest – zdaniem Przasnyskiego – dość ostrożne. Tym bardziej, że ekonomiści prognozują wzrost inwestycji, które - jak na razie – są brakującym elementem.

Można ocenić, że rząd dość ostrożnie szacuje przyszłoroczne tempo wzrostu gospodarczego. Biorąc pod uwagę fakt, że efekty projektów inwestycyjnych związanych z wydatkowaniem środków unijnych będą na większą skalę widoczne w przyszłym roku, założenie że PKB wzrośnie o 3,8 proc. wydaje się dość ostrożne. Można liczyć na jego przekroczenie, choć nie będzie to już tak łatwe ze względu na wyższą bazę odniesienia, budowaną w obecnym roku. Jeśli w 2017 r. wzrost PKB okaże się bliski 4 proc., to rzeczywiście trudniej będzie osiągnąć wyższą dynamikę w przyszłym roku - uważa Roman Przasnyski

Jak ocenia Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego, zakładany przez Ministerstwo Finansów wzrost PKB na poziomie 3,8 proc. w 2018 r. wydaje się bezpiecznym - patrząc przez pryzmat budżetu państwa - poziomem.

W mojej ocenie przy stabilnym wzroście konsumpcji, dalszym rozkręcaniu się inwestycji w gospodarce oraz utrzymującym się ożywieniu gospodarczym u naszego głównego partnera handlowego, czyli w Niemczech, dynamika PKB w 2018 r. może być nawet wyższa niż 3,8 proc. W takich warunkach również rynek pracy może być "mocniejszy" od oczekiwań resortu finansów. Jest bardzo prawdopodobne, że już na koniec tego roku stopa bezrobocia znajdzie się w okolicach 6,5 proc., a na koniec przyszłego roku może znaleźć się poniżej 6,0 proc. - ocenia Monika Kurtek.

Paweł Radwański, główny ekonomista Raiffeisen Polbank, zwraca uwagę, że te – jak mówi – optymistyczne założenia, wymagają przede wszystkim dobrej koniunktury za granicą i dobrych wyników eksportu i poprawy nastrojów inwestycyjnych w kraju.

I tu się zaczyna ciekawy wątek. Jeśli bowiem rząd zdołałby istotnie uszczelnić system podatkowy to spadną obawy o to, że w przyszłości trzeba będzie podnieść podatki aby utrzymać wydatki m.in. na 500+. To automatycznie poprawia klimat do inwestycji tym bardziej że mogłoby zostać docenione przez agencje ratingowe. Dodając dobry klimat za granicą, w takim „idealnym” scenariuszu PKB faktycznie mogłoby rosnąć w tempie powyżej 3,5 proc. a deficyt w relacji do PKB mógłby spadać, choć i tak raczej nie do poziomów tak niskich jak przedstawione – uważa Paweł Radwański.

W jego pesymistycznym scenariuszu, gospodarka UE może zwalniać w przyszłym roku, co równocześnie może prowadzić do osłabienia koniunktury w Polsce i zmniejszenia wpływów z podatków.

Obawy o niższy wzrost będą ograniczać popyt inwestycyjny, a firmy będą się obawiać nie tylko słabszego popytu ale też dodatkowych obciążeń podatkowych. Wtedy siłą rzeczy wychodzimy na niższy wzrost PKB i raczej też wzrost deficytu do powyżej 3 proc. PKB, nawet jeśli nastąpią podwyżki podatków – ocenia Paweł Radwański.

W "Programie Konwergencji. Aktualizacja 2017" założono, że deficyt sektora finansów publicznych w 2017 r. wyniesie 2,9 proc. PKB, w 2018 r. 2,5 proc. PKB, w 2019 r. 2,0 proc., a rok później 1,2 proc. PKB. Dług sektora finansów publicznych w tych latach wyniesie odpowiednio: 55,3 proc. PKB, 54,8 proc. PKB, 54 proc. PKB oraz 52,1 proc. PKB. Jak dodaje Przasnyski, sporą dozą niepewności obarczone są szacunki deficytu budżetowego, gdyż opierają się one w dużej mierze na założeniu poprawy ściągalności podatków, a jej efektów nie da się precyzyjnie przewidzieć.

Osiągnięty już duży postęp w tej kwestii powoduje, że trudno liczyć na dalsze spektakularne sukcesy. Negatywnie na deficyt mogą wpłynąć koszty związane ze wspomnianym obniżeniem wieku emerytalnego, zaś korzystny może być wpływ wyższego tempa wzrostu gospodarczego oraz utrzymującej się zwiększonej konsumpcji, zwiększającej przychody z VAT. Założenie, że deficyt budżetu wyniesie 2,5 proc. jest więc bardzo ambitne, ale w każdym razie jego utrzymanie wyraźnie poniżej poziomu 2,9 proc. nie powinno nastręczać problemów. Nieco zbyt optymistyczne wydają się założenia dotyczące spadku stopy bezrobocia do 6,4 proc. Sytuacja na rynku pracy poprawia się już od dłuższego czasu, więc o dalszy szybki postęp może także być trudniej – ocenia założenia Roman Przasnyski.

Również Monika Kurtek zwraca uwagę na to, że plany – dotyczące deficytu finansów publicznych – zależą właśnie od ściągalności podatków i możliwości finansowania „nowych” emerytów.

Jeśli chodzi o deficyt finansów publicznych w relacji do PKB, dużo zależy od tego na ile jeszcze uda się Ministerstwu Finansów poprawić ściągalność podatków, a po drugie jak duża liczba osób skorzysta z prawa przejścia na emeryturę po obniżce ustawowego wieku emerytalnego. To te dwa czynniki zdecydują, czy statystyki dotyczące deficytu finansów publicznych i długu uda się obniżyć w przyszłym roku, czy też nie – ocenia Monika Kurtek.

Zdaniem Pawła Radwańskiego, na pewno trzeba starać się uszczelnić wpływy podatkowe w kraju i monitorować procesy zachodzące w UE tak, aby nadal jak najwięcej korzystać na członkostwie. Z punktu widzenia budżetu natomiast na pewno zawsze lepiej planować za ostrożnie niż zbyt optymistycznie.

Co do innych zmiennych jak inflacja, bezrobocie to moim zdaniem są realne. Przedstawiony wzrost wynagrodzeń też jest możliwy nawet jeśli realny wzrost PKB byłby niższy niż przedstawiony – dodaje Radwański.

Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB ocenia założenia makroekonomiczne przyjęte przy konstruowaniu budżetu za optymistyczne.

O ile wzrost w 2017 roku zaskoczył pozytywnie i istnieje duża szansa utrzymania 4 proc. tempa dynamiki PKB w całym 2017 roku, trzeba pamiętać, że jest ono wynikiem splotu kilku korzystnych tendencji - wyraźnego ożywienia w Europie, odradzania się inwestycji i wpływu wzrostu dochodów realnych. O ile sytuacja na rynku pracy jest bardzo dobra, dynamika dochodów gospodarstw domowych będzie się pogarszać, szczególnie po uwzględnieniu transferów (500+ zostaje, ale w ujęciu rocznym dochody z tego tytułu nie będą rosły). Do tego duża poprawa koniunktury w Europie wynika po części z silnego popytu z Azji. Zakładanie, że pozostanie on niezmiennie mocny do końca dekady jest przejawem zdecydowanego optymizmu – ocenia Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.

Jego zdaniem, nie wydaje się aby inflacja miała tak szybko wrócić do celu inflacyjnego czyli 2,5 proc. Jak dodaje Monika Kurtek wskaźnik przyszłorocznej inflacji, który w założeniach do przyszłorocznego budżetu wynosi 2,3 proc., jest przeszacowany.

W tym roku średnioroczny wskaźnik CPI raczej nie przekroczy 2,0 proc., a jeśli ceny ropy na świecie nie będą rosnąć (na co się zanosi) to również w przyszłym roku wskaźnik może znajdować się na podobnym poziomie – ocenia Monika Kurtek.

Czytaj także: Rząd przyjął założenia do budżetu na 2018 r.

Powiązane tematy

Komentarze