Informacje

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Tusk wierzy w niemiecki scenariusz, który wcale nie jest pewny

Krzysztof Szczerski

Krzysztof Szczerski

dr hab. nauk o polityce, pracownik naukowy UJ, poseł na Sejm RP VII kadencji (klub parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość), wcześniej m.in.: wiceminister spraw zagranicznych, członek Rady Służby Cywilnej, doradca strategiczny PiS w Parlamencie Europejskim; specjalizuje się w kwestiach polityki europejskiej i administracji publicznej; wyróżniony Nagrodą Prezesa Rady Ministrów RP za pracę habilitacyjną "Dynamika systemu europejskiego"

  • Opublikowano: 9 czerwca 2013, 16:08

    Aktualizacja: 9 czerwca 2013, 16:13

  • 2
  • Powiększ tekst

Wygląda na to, że Donald Tusk naprawdę uwierzył, że będzie niemieckim kandydatem na szefa Komisji Europejskiej albo Rady Europejskiej i jest gotów temu scenariuszowi podporządkować politykę Platformy, rządu a tym samym (niestety) Polski - napisał na portalu wPolityce.pl dr hab Krzysztof Szczerski, poseł PiS.

"Pole gry jest czytelne. W przyszłym roku dokona się zmiana na trzech stanowiskach istotnych z punktu widzenia polityki europejskiej: przewodniczącego Komisji Europejskiej (po Barosso), przewodniczącego Rady Europejskiej (po van Rompuy'u) i Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa (po Ashton). Układanka brukselska jest taka, że wiadomo, iż co najmniej jedno z tych stanowisk musi przypaść kobiecie, jedno dużemu krajowi, jedno małemu, a do tego któreś z tych państw powinno być ze "starej Europy" a drugie z "nowej", jedno z tzw. "Południa" a jedno z "Północy". Na dodatek, gdy chodzi o szefa KE, dochodzi jeszcze konieczność uwzględnienia wyników wyborów do Parlamentu - zwycięska rodzina partyjna powinna być uwzględniona przy nominacji szefa KE, ale przy zachowaniu zwyczajowego partyjnego konsensusu między chadekami i socjalistami. Brzmi skomplikowanie? Tak właśnie wyglądają personalne szachy w Unii" - pisze Szczerski.

Jak wyjaśnia poseł lista kandydatów i kandydatek się powoli zapełnia, ale kluczowe będą poparcia rządów największych państw. I tu pojawia się "czynnik niemiecki", czyli pytanie o to, kogo poprze w tej partii szachów kanclerz Niemiec.

"Rzecz jest o tyle intrygująca, że Niemcy, aby uniknąć oskarżeń o chęć zdominowania nie tylko sfery międzyrządowej w Unii, ale także instytucji wspólnotowych, stosują przy obsadzaniu stanowisk w tych instytucjach zasadę "qui pro quo". Oznacza to poszukiwanie osób, które będą gwarantowały realizację niemieckich interesów, jednocześnie pochodząc z innego niż Niemcy kraju, tak żeby się wpasowały do układanki, o której pisałem powyżej (mały/duży, stary/nowy, południowy/północny)" - wyjaśnia Szczerski".

Zdaniem eksperta Donald Tusk liczy właśnie na to, że wpasuje się w te potrzeby i uzyska niemieckie poparcie, które przetrze mu szlak do stanowiska w Brukseli. Jednocześnie na boku próbuje swoją małą gierkę rozegrać też Radek Sikorski grając na siebie, ale zapewne na pewnym etapie dadzą mu do zrozumienia, że nie ma szans, albo Tusk sam przywoła go do porządku i zaoferuje w formie " nie do odrzucenia" miraż premierostwa po swoim odejściu do Brukseli. Ale Donald Tusk nie może być pewny sukcesu.

"Pojawia się wszakże na tej tuskowej drodze jedna niewiadoma. Otóż na jesieni tego roku odbędą się w Niemczech wybory, które zadecydują o tym, kto będzie w przyszłym roku rozdawał personalne karty w unijnej grze. O ile wydaje się prawie pewne, że wybory te wygra Angela Merkel, to nie jest już jasne, czy utrzyma się przy władzy obecna koalicja CDU/CSU z FPD, z racji na słabe notowania liberałów. A to może prowadzić do konieczności utworzenia tzw. wielkiej koalicji CDU/CSU z SPD. Nie wiadomo też do końca, kto wygra wybory europejskie, a i tak w PE istnieje "nieświęte przymierze" chadeków i socjalistów, którzy tworzą tam od zawsze wielką koalicję".

By wygrać batalię o szefa Komisji Europejskiej Tusk musi się otworzyć.

"Jaki stąd wniosek i zalecenie skierowane z Niemiec do Tuska? Jeśli chcesz dostać jakieś stanowisko w Brukseli musisz "otworzyć się na socjalistów". I Tusk właśnie to robi: forsuje lewackie ustawodawstwo, ogłasza że jest w części socjaldemokratą i wreszcie... składa ofertę polityczną SLD. Platforma Obywatelska działa dziś jak posłuszny wehikuł wyborczy Tuska w grze unijnej. Sprzeniewierza się swoim wyborcom, zaprzecza swojemu programowi, dzieli się wewnętrznie, wszystko dla realizacji osobistych ambicji swojego przewodniczącego".

Ale Angela Merkel nie pomaga Tuskowi.

"Tymczasem kanclerz Merkel wysyła dyscyplinujące sygnały, że może jednak poprzeć, w grupie kandydatów w państw nowych, prezydent Litwy, co ma powodować, że Tusk będzie się "bardziej starał". Warto śledzić, czym to zaowocuje" - pisze Szczerski.

Źródło: wPolityce.pl/Opr.Jas

Cały komentarz można przeczytać tutaj.

Powiązane tematy

Komentarze