Informacje

autor: fot. KPRM
autor: fot. KPRM

Generał dał się poznać jako bardzo dobry dowódca WYWIAD

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 4 lipca 2018, 07:06

    Aktualizacja: 4 lipca 2018, 11:37

  • Powiększ tekst

W poniedziałek 2 lipca prezydent Andrzej Duda wręczył nominację na szefa Sztabu Generalnego generałowi Rajmundowi Andrzejczakowi. Marcin Ogdowski, dziennikarz, pisarz i korespondent wojenny, w wywiadzie dla wGospodarce.pl opowiada o swojej współpracy z generałem, trudnościach, które stoją przed nowym szefem Sztabu a także tym czy Polska powinna być gotowa na odparcie zbrojnej agresji.

Arkady Saulski: Niedawno w mediach społecznościowych podzielił się Pan wspomnieniem sprzed niemal dekady. Dotyczyło ono Afganistanu i pańskiej pracy jako korespondenta wojennego. Dotyczyła ona współpracy z pewnym konkretnym oficerem Wojska Polskiego. Czy mógłby Pan przytoczyć tutaj tę historię?

Marcin Ogdowski: Opublikowałem ten wpis tuż po ujawnieniu informacji na temat nominacji Rajmunda Andrzejczaka na szefa sztabu generalnego Wojska Polskiego. Generała poznałem właśnie w Afganistanie, gdy był jeszcze pułkownikiem. I od razu go polubiłem – za jego nieszablonowe podejście do dziennikarzy. W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów, wyższych dowódców WP, Andrzejczak nie zamierzał utrudniać mi pracy. Jego chęć pomocy nie była jedynie deklaratywna. „Chcesz zobaczyć wojnę? Proszę bardzo” – stwierdził i wysłał mnie w pole, na odległy posterunek, otoczony przez talibów. Tam byłem świadkiem wydarzeń, których do tej pory nie widział w Afganistanie żaden polski dziennikarz. Krew, pot, łzy. Śmierć i rany „naszych”. Wojsko nie dzieliło się takimi informacjami zbyt ochoczo. Trzymało media na bezpieczny dystans. Tymczasem „Kuna” – jak mówili na pułkownika żołnierze – nade wszystko cenił sobie rzetelną relację. „Nie pisz prawdy, pisz jak jest” – sparafrazował popularne w MON powiedzenie. I zabronił swoim podwładnym mi przeszkadzać. Chciał, by opinia publiczna wiedziała, z czym tak naprawdę jego ludzie muszą się mierzyć pod Hindukuszem.

Zatem poznał Pana generała Andrzejczaka na wojnie. Jak ocenia Pan tę nominację? To dobry wybór dla armii?

Andrzejczak był jedynym dowódcą polskiego kontyngentu w Afganistanie, który stał na jego czele przez dwie zmiany. Podczas swojej drugiej tury – V zmiany PKW Afganistan – dowodził żołnierzami 6. Brygady Powietrznodesantowej (wówczas desantowo-szturmowej). „Czerwone berety” to elita polskiego wojska, a Andrzejczak – choć pancerniak – zdobył pośród nich szacunek i uznanie. To naprawdę o czymś świadczy. Ówczesny pułkownik dał się poznać jako dowódca agresywny, nieunikający wyzwań i odpowiedzialności. Jeśli kiedykolwiek można było mówić o rzeczywistym kontrolowaniu najważniejszych obszarów prowincji Ghazni przez Polaków, to z pewnością była to „kadencja Andrzejczaka”. Oczywiście miało to swoją cenę – w postaci poległych i rannych żołnierzy – ale taka jest natura żołnierskiego fachu

…wystawia Pan generałowi laurkę.

Mówię o Andrzejczaku, którego poznałem w Afganistanie, gdy był dowódcą jednostki wielkości brygady. Działającej, jak to mówią wojskowi, „na teatrze”, w strefie działań zbrojnych. Ściśle współpracującej z siłami koalicji. Szef sztabu generalnego to stanowisko o kilka półek wyżej. Generał dał się poznać jako bardzo dobry dowódca szczebla taktycznego, nowe stanowisko wymaga od niego spojrzenia o charakterze strategicznym. Ale mówimy o inteligentnym i otwartym umyśle, człowieku obdarzonym zarówno cywilną, jak i wojskową odwagą. Jestem więc optymistą i cieszy mnie taki wybór.

Jakie będą największe wyzwania, przed jakimi stanie generał?

Nie ma sensu mówić o wyzwaniach, dopóki nie wejdzie w życie reforma systemu dowodzenia siłami zbrojnymi. Sztab Generalny jest dziś strukturą doradczą, planistyczną. Armią dowodzi dowódca generalny, dzieląc kompetencje z dowódcą operacyjnym. To skomplikowany i nieefektywny system, który należy jak najszybciej zmienić. Wrócić do rozwiązań sprzed kilku lat, w ramach których to właśnie w sztabie generalnym koncentrowała się realna władza. A szef tej struktury był rzeczywiście „pierwszym żołnierzem Rzeczpospolitej”. Zatem piłka leży po stronie polityków – przede wszystkim prezydenta i ministra obrony.

Czy decyzja, by szefem SGWP był żołnierz, który uczestniczył w operacjach poza granicami kraju, może wskazywać na jakąś zmianę polityki MON? Czy Polska ma się szykować na jakąś agresję, jeśli takie funkcje powierza się czynnym bojowo oficerom?

Armia zawsze musi się przygotowywać do odparcia agresji. W związku z tym promuje żołnierzy i oficerów mających bojowe doświadczenie. Jeśli tego nie robi – a w historii Wojska Polskiego zdarzały się i takie momenty – mamy do czynienia z aberracją. Z działaniem na szkodę sił zbrojnych.

Czego życzyłby Pan generałowi?

By pozostał tym oficerem, którego poznałem we wrześniu 2009 roku. Dwa razy brałem wówczas udział w uroczystym pożegnaniu ciał poległych żołnierzy. Te ceremonie odbywały się w Ghazni, następnie trumny transportowano do wielkiej bazy logistycznej w Bagram. Andrzejczak za każdym razem wsiadał w śmigłowiec i odprowadzał swoich podwładnych do miejsca, z którego wracali do Polski. Był z nimi w Afganistanie do samego końca. I tego generałowi życzę – by był ze swoimi ludźmi do końca, niezależnie od wszelkiej maści zawirowań.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Arkady Saulski

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.