Informacje

Materiały promocyjne
Materiały promocyjne

Mariusz Zielke: Afera WGI jest największym skandalem, jaki miał miejsce na polskim rynku finansowym

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 24 lipca 2013, 13:01

    Aktualizacja: 24 lipca 2013, 13:03

  • 2
  • Powiększ tekst

Sprawa WGI jest jedną z najgłośniejszych spraw ostatnich lat. Jednym z pierwszych dziennikarzy, którzy opisywali podobne afery finansowe był Mariusz Zielke były dziennikarz "Pulsu Biznesu", autor powieści "Wyrok".

Arkady Saulski: Tygodnik "#Sieci" opisuje w tym tygodniu sprawę WGI. Jak to się stało, że sprawa o tak wielkich rozmiarach była międlona przez prokuraturę przez tak długi czas?

Mariusz Zielke: Większość afer finansowych i giełdowych w Polsce nie została rozliczona z powodu dużego skomplikowania tych spraw, braku właściwego zainteresowania i nacisków mediów na ich wyjaśnienie, bezradności organów ścigania i słabości całego aparatu sprawiedliwości, w tym sądów. Artykuły są spóźnione o kilka lat. Media powinny dużo wcześniej naciskać na rozliczenie tej afery i to pewnie przyniosłoby efekty. Procesy sądowe w Polsce to makabra, jeśli dodatkowo dotyczą spraw skomplikowanych, trwają zdecydowanie za długo, a ich wynik jest trudny do przewidzenia nawet w przypadkach pozornie oczywistych. Afera WGI jest największym skandalem, jaki miał miejsce na polskim rynku finansowym i to po prostu wstyd, żeby sprawa tej rangi nie została wyjaśniona do dziś. Zawiódł w tym przypadku cały system, od rekompensat, biurokracji, nadzoru giełdowego, przez sądy i prokuratury, aż po media i autorytety. One nie stanęły na wysokości zadania, nie domagały się wyjaśnień, nie naciskały na władzę, która powinna gwarantować, że w przypadku tak dużych nieprawidłowości, sprawa będzie rozwiązana szybko i sprawnie. Dla polskiej giełdy, ekspertów i autorytetów to sprawa honoru. Powinno tak być. Tymczasem poszkodowani zostali całkiem sami. Mimo że po latach „coś” trafia na wokandę, to wciąż nie widać nikogo, kto wziąłby odpowiedzialność za całokształt, starał się pomóc skrzywdzonym ludziom, dążył do jednoznacznego wyjaśnienia tej afery, głośno mówił o skandalicznym jej zakończeniu, przeciąganiu i tak dalej. Jedna wielka porażka. Czy ktoś tę aferę krył? Nie ma chyba na to dowodów. Ja bym powiedział, że ktoś skorzystał, że w Polsce można takie potężne sprawy przemilczeć, przeczekać. I niestety, chyba okazało się, że miał rację, że to właściwa strategia.

Byłeś jednym z dziennikarzy, którzy już kilka lat temu opisywali afery finansowe podobne do WGI - jakie miało to dla Ciebie skutki?

Afer finansowych, również tych dużych, była cała masa. Ja wykryłem kilka z nich, wiele opisywałem i niestety w żadnej z tych spraw nie doszło do ich rozliczenia. Mogę powiedzieć, że to była stuprocentowa nieskuteczność. Wątpię jednak, żeby była jakaś „potężna siła”. Raczej w każdym przypadku grupy interesów potrafiły dobrze ze sobą to rozegrać, a miały naprzeciwko słabego przeciwnika, bo państwo polskie jest po prostu bardzo słabym przeciwnikiem, którego takie rekiny przestępczości gospodarczej rozszarpują bez żadnego trudu. Dziennikarze też są dla nich słabym przeciwnikiem, bo nawet jeśli nie dadzą się przekupić i nie da się kupić ich pracodawcy reklamami czy partnerstwem biznesowym, to znajduje się na nich inne sposoby. Można wytoczyć parę spraw sądowych i liczyć na ich przewlekłość. Można podkładać dziennikarzom świnie, próbować ich skompromitować, co kilkakrotnie się udało. Można też po prostu nie przejmować się nimi, bo i tak nie mogą nic wskórać, jeśli prokuratorzy i policjanci nie chcą ścigać przestępców, a sądy nie zamierzają ich karać. Dziennikarz może się miotać i robić z siebie kretyna. Dlatego ja powiedziałem, że mam dość i zacząłem pisać powieści. Fikcja literacka jest i ciekawsze, i daje czasem większe możliwości zaprotestowania na pewne rzeczy, które się widzi. Dodatkowo fantastycznie jest opisywać rzeczywiste przestępstwa w fikcji zdając sobie sprawę, że ich bohaterowie mogą się wściekać, bo przecież nie wytoczą mi procesu przyznając się, że to oni są tymi przestępcami. A warto o tym wszystkim pisać, bo osoby, które myślą, że są chronione na rynku finansowym muszą zdawać sobie sprawę, że wchodzą do kasyna, gdzie panują bardzo brutalne zasady i nikt się nie wstawia za przegranymi. Może dzięki temu, ktoś będzie postępował ostrożnie, a nie liczył na państwo, prawo, policję, media i autorytety. Nie, proszę państwa, tu nie ma podziału na dobrych i złych. Tu są sami gracze, którym nie zależy na waszym interesie, tylko na swoim.

W sprawie WGI przewijają się też nazwiska znanych polityków i profesorów - jak duże jest połączenie świata finansów, nauki i polityki? Czasami słyszy się oskarżenia pod adresem świata polityki, iż rozciąga on "parasol ochronny" nad różnymi niejasnymi interesami świata finansów - czy tak jest w istocie?

Ja nie wierzę, żeby któreś z tych znanych nazwisk wiedziało w co się pakuje. Sądzę, że też zostali wykorzystani. Niemniej jednak, to w dużej mierze ich wina, że klienci uwierzyli WGI, wierzyli, że podmiot nadzorowany przez nadzór giełdowy jest uczciwy, uznawali, że nie muszą niczego sprawdzać, mogą spokojnie powierzać pieniądze takiej spółce. Okazało się inaczej. I to tym autorytetom powinno teraz najbardziej zależeć na wyjaśnieniu tej sprawy. To one powinny wystąpić na konferencji i wspólnie zażądać od władz szybkiego jej wyjaśnienia, oczyszczenia ich z zarzutów, ukarania winnych, bo chyba jednak jacyś winni są, ktoś w tej firmie odpowiadał za pieniądze klientów, ktoś je stracił lub zgubił. Ba, honorowo by było, gdyby same autorytety zajęły się śledztwem, skoro zasiadały w radach nadzorczych, i pokazały jego efekty. To by dopiero było medialne. Tak czy inaczej postępowanie prokuratorskie bardzo szybko powinno odpowiedzieć na pytanie czy to błąd biznesowy czy oszustwo. O to, że autorytety nie domagały się tego głośno, każdy ma prawo mieć do nich pretensje. Nie chcę nikogo pouczać, a już na pewno nie tak światłe i znamienite nazwiska, ale przecież trzeba to powiedzieć wprost: dając nazwisko jakiemuś przedsięwzięciu, ryzykuje się własnym autorytetem. Gdyby te osoby stanęły po stronie pokrzywdzonych, domagały się wyjaśnienia sprawy, wydaje mi się, że dużo by zyskały. I prawdopodobnie dziś nie mielibyśmy o czym rozmawiać. A połączenie niejasnych finansów i polityki na pewno jest, tylko ja jestem zwolennikiem, żeby mówić o konkretnych przykładach, a nie w sposób ogólny, bo wtedy każdy może powiedzieć: no tak, facet gada głupoty, że słyszał coś, gdzieś, kiedyś, a tak naprawdę to nie wie nic. Pieniądze szukają władzy, chcą się z nią dzielić, korumpować, zapewniać sobie jej przychylność i bezkarność w razie wpadki. Jednak udowodnienie tego jest często niemożliwe. Wcześniej politycy trochę bardziej się tym afiszowali, część wpadła w głupi sposób, więcej było widać takich oczywistych manipulacji, połączenia nieczystego pieniądza i polityki. Mam wrażenie, że teraz bardziej uważają, trudniej ich powiązać z konkretnymi interesami, bo to pewnie wyjdzie później, kiedy kończąc karierę polityczną dana osoba przejdzie na doradcę jakiejś firmy czy grupy interesów. W takim kraju jak nasz naprawdę ciężko to ocenić i można kogoś niesłusznie skrzywdzić, bo przecież polityk też ma prawo pracować, nie można od niego wymagać jakiś karencji w biznesie. Jeśli jednak dane nazwisko pojawia się przy spółce, w której doszło do jakiegoś skandalu, oszustwa, gdzie ludzie stracili swoje pieniądze, wyjaśnienie takiej sprawy powinno być honorowym obowiązkiem takiej osoby. W innym przypadku oskarżenia – nie zawsze słuszne - mogą wracać. I powinny wracać.

Rozmawiał Arkady Saulski.

Więcej o sprawie WGI w najnowszym numerze tygodnika "#Sieci".

Powiązane tematy

Komentarze