Opinie

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Sprawa gazoportu. Zaginięcie dokumentów w Kancelarii Premiera, czyli o co tu chodzi?

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Absolwent historii, od 1990 roku dziennikarz między innymi Życia Warszawy, telewizyjnych Wiadomości, Życia. W latach 1999-2002 był zastępcą redaktora naczelnego, a w latach 2006-2009 prezesem Polskiej Agencji Prasowej. Obecnie jest publicystą tygodnika " Sieci".

  • Opublikowano: 27 lipca 2014, 15:43

    Aktualizacja: 28 lipca 2014, 08:37

  • 6
  • Powiększ tekst

Trudno o lekturę bardziej szokującą niż materiał tvn24.pl, który opisuje – na podstawie po raz pierwszy ujawnionych materiałów – cały ciąg skandali, związanych z budową świnoujskiego gazoportu.

Z prezentowanych tam dokumentów wynika że od początku budowy polski nadzór techniczny wykrywał – na masową skalę - błędy, których dopuszczali się włosko-francuscy wykonawcy. Błędy, mogące w przyszłości skutkować awarią całej instalacji.

Wykonawca (i liczni podwykonawcy – to ważny element sytuacji) spierał się z polskim nadzorem. Nadzór parokrotnie składał doniesienia do prokuratury. W konflikty na linii wykonawca – polski rząd angażowana była nawet Komisja Europejska (bo gazoport budowany jest w części z unijnych funduszy).

Ostatecznie uznano, że konflikt miał charakter personalny (pewnie to był jeden z aspektów sprawy, ale naiwnością byłoby sądzić, że był to aspekt jedyny czy nawet główny). Polski rząd odwołał szefa Transportowego Dozoru Technicznego (instytucji w jego imieniu realizującej nadzór), zarządzający konsorcjum Włosi – swojego dyrektora, który najbardziej darł ze stroną polską koty. Od tej pory sytuacja jest podobno lepsza, opóźnienia jednak pozostały.

Co więcej – pozostało pytanie, czy polski nadzór, kwalifikujący wcześniej nieprawidłowości techniczne, których dopuścili się Włosi jako bardzo poważne i wręcz zagrażające bezpieczeństwu przyszłych użytkowników przesadził, czy też miał rację? Jak więc będzie działał terminal, kiedy wreszcie zostanie kiedyś uruchomiony?

A na początku całej historii, w 2009 roku, ówczesny minister skarbu Aleksander Grad (ten sam który gwarantował, że Stocznię Gdańską uratuje tajemniczy katarski inwestor…) podpisał właśnie z Katarem umowę na dostawy gazu już od stycznia 2015. Umowa została skonstruowana na zasadzie „take or pay” (zabieraj lub płać) – czyli nawet jeśli nie będziemy w stanie gazu odebrać, i tak będziemy musieli za niego zapłacić. Trwają negocjacje mające na celu, by Katarczycy zgodzili się na opóźnienie pierwszych dostaw. Tylko kiedy terminal będzie gotów? Tego tak naprawdę nikt nie wie. Wicepremier Piechociński mówił o nawet rocznym opóźnieniu – oznaczałoby to początek 2016 roku…

I na deser: inspektorzy NIK odkryli (a ich raport został utajniony, jeszcze na wniosek Waldemara Pawlaka, bo był on wtedy nadzorującym te kwestie wicepremierem) że…

„ w samej Kancelarii Premiera zaginęły dokumenty z pięciu kolejnych posiedzeń specjalnego Zespołu do Spraw Polityki Bezpieczeństwa Energetycznego, które miały miejsce od stycznia do października 2009 roku. Wtedy właśnie decydowały się losy umowy z QatarGas, w której zadeklarowaliśmy, że Polska będzie przyjmować tankowce już od stycznia 2015 roku”.

Gazoport buduje włosko – francuskie konsorcjum, któremu nie sposób zarzucić braku profesjonalizmu. Tyle że… (o tym akurat tvn24.pl nie pisze, ale to wiadomo) ten profesjonalizm jest przez wykonawców realizowany m.in. na wielokrotnie większą niż w Świnoujściu skalę przy wykonywaniu wielokrotnie droższych (a więc i bardziej zyskownych dla zaangażowanych zachodnich firm) gazociągowych kontraktów z Rosją.

Czy gigantyczne i narastające opóźnienia przy budowie polskiego terminalu można z tym wiązać? Czy można wyobrazić sobie, że w tych opóźnieniach jest element celowości, wykraczającej poza normalną, nawet ostrą grę biznesową? Takie pytania jak dotąd nie były stawiane, bo skandal związany z gazoportem dopiero teraz zaczyna docierać do opinii publicznej. Wydaje się, że nie ma konieczności formułowania aż tak ostrych tez, chociaż… kiedy niemożność osiąga aż taki poziom w tak kluczowej sprawie, najostrzejsze podejrzenia są tego naturalnym efektem.

Opisując inną kwestię, pisałem wczoraj na wPolityce.pl, że „ludziom z reguły trudno w to uwierzyć, ale po ponad 20 latach pracy dziennikarza politycznego mogę zapewnić: typowo polska bezwładność organizacyjna i chaos to w naszym kraju bardzo często samodzielne czynniki sprawcze”. I tak istotnie jest. Ale kiedy rozsypuje się inwestycja tak newralgiczna dla naszego bezpieczeństwa jak gazoport, trudno nie zadać pytania, czy ta bezwładność i ten chaos to naprawdę jedyne decydujące o fiasku czynniki?

Powiązane tematy

Komentarze