Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Biedapospolita Polska

Piotr Wójcik

Piotr Wójcik

Redaktor Jagielloński24. Członek Klubu Jagiellońskiego. Współpracownik kwartalnika Nowy Obywatel. Katolik i komunitarysta. Fan powieści science fiction i muzyki elektronicznej.

  • Opublikowano: 29 lipca 2014, 12:57

  • 8
  • Powiększ tekst

Tekst pierwotnie opublikowany na portalu jagielloński24.

W związku z dwiema okrągłymi rocznicami (10 lat w UE oraz 25 lat „wolnej Polski”) szeroko pojmowane elity uraczyły nas sporą ilością ciężkostrawnych zachwytów nad tym, jak nieprawdopodobnie rozkwitł nasz kraj i jak wielki sukces stał się naszym udziałem. Na szczęście w analizowaniu rzeczywistości nie musimy być zdani na to, co serwują nam z telewizora. Tym bardziej, że co jakiś czas wypływają na światło dzienne fakty, które boleśnie przypominają, gdzie tak naprawdę jesteśmy i jakiego „sukcesu” doświadczamy. Ostatnio uczyniły to statystyki Credit Suisse na temat majątku gospodarstw domowych w różnych krajach na świecie.

Wydawałoby się, że w kraju, który od wielu lat doświadcza w zasadzie nieprzerwanego i przy tym całkiem niezłego wzrostu PKB (3,4% w I kwartale 2014 r.), w dodatku przy bardzo niskiej inflacji (zaledwie 0,3% w czerwcu 2014 r.), obywatelom musi powodzić się zupełnie dobrze. Problem w tym, że o ile w normalnych przypadkach standardowe wskaźniki gospodarcze nie pokazują całej prawdy, o tyle na terytoriach neokolonialnych zupełnie się nie sprawdzają. Trzeba wtedy sięgać po wskaźniki nietypowe. Przypadek ten dotyczy także Polski.

Credit Suisse opublikował właśnie raport Global Wealth Databook 2013, który opisuje majątek gospodarstw domowych większości krajów świata. Niestety analitycy szwajcarskiego banku niewystarczająco dokładnie wsłuchiwali się w przekaz, który płynął z polskich mediów w ostatnich dniach. Polska na tle Europy jawi się w tym raporcie niczym jałowa ziemia, na której nie tyle nic nie rośnie, co nawet niespecjalnie zamierza. I to nie tylko na tle Europy Zachodniej, ale też tak zwanego „naszego regionu”. Od zaklinania rzeczywistości majątek Polaków za nic w świecie nie chce rosnąć, a bezczelni Szwajcarzy ośmielili się to wszystko ująć w swej analizie. Wiele się mówi o tym, że w ostatnim czasie szybko doganiamy Europę: nasze PKB to już wyraźnie ponad 60% średniej UE, a w 2017 osiągnie nawet 74%, co będzie zdecydowanie najlepszym wynikiem w historii. Problem w tym, że Polacy nie płacą w sklepach PKB, tylko pieniędzmi. Nie mieszkają w PKB i nie jeżdżą do pracy PKB. Także nie jedzą PKB. Polacy w tych wszystkich czynnościach posługują się składnikami zgromadzonego majątku – który można wycenić. Tak też uczynili Szwajcarzy.

Analiza tych danych jest jak kubeł zimnej wody pod trzydniowej imprezie plenerowej, gdy człowiek orientuje się, że musi jeszcze dojechać pociągiem do domu.

A „kiermany” puste. Pusta kieszeń zresztą znakomicie oddaje to, co możemy przeczytać w GWD 2013 o naszym kraju. W ubiegłym roku majątek przeciętnego Polaka był wart 20 803 dolary, czyli ok. 65 tys. złotych. Inaczej mówiąc, składa się na niego rozwalona kawalerka w nieciekawej okolicy – za tę cenę można by kupić jednopokojowe mieszkanie np. w katowickich Szopienicach. Uwierzcie mi, w Katowicach każde inne miejsce jest lepsze. Najciekawiej robi się jednak, gdy zaczniemy zestawiać Polskę z krajami UE. Wtedy wychodzi na jaw, że opowieści o tym, że już powoli doganiamy średnią unijną, to brednie na resorach. Niczym rasowy masochista, "pierwszym strzałem" postanowiłem porównać przeciętnego Polaka z przeciętnym Szwedem. Strzał był celny – spadłem z konia i zgubiłem szablę, a czołgi się zbliżały. Otóż Szwed zgromadził majątek wartości 232 106 dolarów, czyli ponad 11 razy większy. Jako dzielny polski wojownik mimo wszystko wstałem, wyciągnąłem kulę z głowy i nóż zza pasa, a następnie pieszo pognałem na artylerię wroga. Przecież nasze PKB powoli zbliża się do unijnej średniej, a Szwed to jednak czołówka. Sięgnąłem więc po kraje, które kojarzyły mi się ze średnią UE. Tyle się słyszy o kryzysie we Włoszech (a także o ich biednym południu), na pewno odbiło się to na tamtejszych gospodarstwach domowych. Przeciętny Włoch zgromadził majątek wartości 195 925 dolarów, czyli niecałe 10 razy więcej niż Polak. Okej, ale my nie mamy Cosa Nostry, Camorry i Ndranghety. Hiszpania musi być chociaż porównywalna – przecież non stop w Tok FM tłuką, jak dobra jest sytuacja młodych Polaków w porównaniu do młodych Hiszpanów. No i jest, w końcu! Hiszpan jest zaledwie 5 razy bogatszy niż Polak! Zgromadził niecałe 100 tys. dolarów. Ale chwila, pięć razy? Czyli majątek przeciętnego Polaka stanowi 20% majątku przeciętnego Hiszpana. 20% to jednak trochę mniej niż ponad 60%, o którym tyle się mówi w telewizji. Czyżbyśmy byli poddawani manipulacji? Niemożliwe. A Grek? Przecież ten kraj chyli się upadkowi – to chory człowiek Europy. Może i chory, ale wciąż 4 razy bogatszy niż Polak: dokładnie 83 442 dolary przeciętnego majątku. U Portugalczyka niewiele mniej – 71 193 dolary.

Powyższy wywód był prowadzony w luźnym stylu, ale naprawdę nie jest mi do śmiechu. Łatwiej znosi się biedę, gdy wszyscy dookoła też są biedni. Okazuje się jednak, że biedni są przede wszystkim Polacy. Wypadamy źle nawet na tle państw, z którymi wchodziliśmy do UE. Przeciętny Słoweniec zgromadził majątek wart 52 tysiące dolarów – czyli ponad 2 razy większy. Czech prawie 2 razy większy. Estończyk większy o 6 tysięcy dolarów, a Węgier o 2 tysiące. Kierowany niezdrową ciekawością postanowiłem znaleźć kraj, w którym majątki obywateli byłyby najbardziej zbliżone do naszych. Kojarzycie Liban? Hezbollah i te sprawy. Małe państewko na Bliskim Wschodzie, którego pogranicze jest w zasadzie w permanentnym stanie wojny z Izraelem. No więc przeciętny Libańczyk ma o 115 dolarów większy majątek niż Polak. Ale trzeba pamiętać, że pewnie 1/4 z niego stanowi kałasznikow i wyrzutnia rakiet. Można dojść do wniosku, że niezłym pomysłem byłoby wypowiedzieć wojnę Libanowi i się poddać – lepiej co prawda nie będzie, ale gorzej też nie, a może chociaż cieplej w ciągu roku?

Przeglądając Global Wealth Databook, można się szybko zorientować, jaki cel ma rytualne już załamywanie rąk nad sytuacją młodych na południu Europy – czysto propagandowy.

Dane z rynku pracy Hiszpanii czy Grecji są powtarzane tak często, że mogę je recytować obudzony w środku nocy: ponad 20% bezrobocie, zbliżające się do 50% wśród młodych. Wskazuje się, że na tym tle sytuacja młodych w Polsce nie jest wcale zła. Czasem nawet nieśmiało przebąkuje się, że ci z południa Europy przyjeżdżają pracować czasem i do nas (jak widać, naszym czujnym dziennikarzom żaden pojedynczy Portugalczyk ani Włoch nie umknie). Abstrahując od tego, że nasze 12,5% bezrobocia też nie należy do niskich, jest jedna olbrzymia różnica między Polakami a Hiszpanami czy Grekami, o której w polskich mediach już tak chętnie się nie wspomina – ich w sytuacji utraty pracy chroni zgromadzony majątek, osobisty lub rodzinny. Europejczycy z południa, tracąc pracę, nie tracą środków do życia.

Polakowi trafiającemu na bezrobocie momentalnie grunt usuwa się spod nóg. Europejczyków chroni poduszka zbudowana ze zgromadzonego przed kryzysem kapitału, my stoimy na gołej i ubitej ziemi. Dlatego Europejczyk w razie życiowych zawirowań spada bezpiecznie na tę poduszkę, my walimy głową w twardą posadzkę.

Hiszpanie czy Grecy może nie mają pracy, ale mają mieszkania po dziadkach, samochody po rodzicach, oszczędności z czasów wcześniejszego, nieźle płatnego zatrudnienia. My poza pracą nie mamy nic. Ich dodatkowo chronią instytucje zabezpieczenia społecznego, tymczasem nasze mogą co najwyżej wzbudzić śmiech przez łzy – zasiłek dla bezrobotnych dostaje ułamek wszystkich pozostających bez pracy, a publiczne pośrednictwo pracy działa tak, jakby w ogóle nie istniało. Moi drodzy, jeśli więc usłyszycie kiedyś od kogoś, jak to ciężko mają obecnie Hiszpanie, nie zapomnijcie odpowiedzieć, że my mamy pięć razy gorzej.

Powiązane tematy

Komentarze