Opinie

Policyjna gra w łap(ów)ki czyli „Drogówka” na żywo

xxxxx xxxxx

  • Opublikowano: 20 grudnia 2014, 17:12

    Aktualizacja: 21 grudnia 2014, 10:45

  • 17
  • Powiększ tekst

Czy w Polsce da się zgłosić próbę wymuszenia łapówki przez policjanta i żyć bez strachu o własne życie? Ta historia pokazuje, że nie.

Pamiętacie „Drogówkę” Wojciecha Smarzowskiego? Na pewno, bo takich filmów się nie zapomina. Tym bardziej, że to nie był film lecz brutalna rzeczywistość...

Taki pech zdarza się policji niezwykle rzadko – w tym samym czasie na komendzie pojawiają się dziennikarka i zgłaszający przestępstwo mężczyzna. Opowieść mężczyzny słyszy nie tylko ona – przerażająca historia dociera do uszu wszystkich znajdujących się akurat na sali głównej komisariatu – najwyraźniej tak musi funkcjonować posterunek, że czekający w kolejce chcąc nie chcąc, muszą poznać szczegóły zgłaszanej sprawy. Dopiero po próbie generalnej dyżurny niczym krytyk podejmuje decyzję, czy człowiek dostanie szansę, by swoją historię opowiedzieć raz jeszcze, w nieco bardziej komfortowych warunkach.

Mężczyzna taką szansę dostał

11 grudnia w godzinach porannych został zatrzymany przez patrol policji, do – jak sądził – rutynowej kontroli. Prowadzący kontrolę funkcjonariusz poprosił go o dokumenty – dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny. A potem wykonał badanie alkomatem – za pierwszym razem uznał, że wynik to 0,23 promila, po 10 minutach, podczas drugiego badania że jednak 0,11. - Machał mi tym alkomatem przed nosem, nic nie zdołałem zobaczyć, i zaraz zaczął straszyć, że już mam sprawę w sądzie i mogę się pożegnać z prawem jazdy - relacjonuje mężczyzna. Jak dodaje, chwile potem policjant przeszedł do sedna sprawy – zaproponował, że o sprawie zapomni, jeśli mężczyzna przywiezie mu w to samo miejsce na godzinę 15.00 trzy tysiące złotych. Jako zabezpieczenie, funkcjonariusz miał zapisać w prywatnym notesie dane mężczyzny wraz z numerem telefonu i zatrzymać prawo jazdy – nie wydał poświadczenia o jego zatrzymaniu, i – o zgrozo – pozwolił rzekomo będącemu pod wpływem alkoholu mężczyźnie odjechać.

Chwilę przed 15.00 mężczyzna zgłosił się na komendę w warszawskiej dzielnicy Wawer, Opowiedział swoją historię raz, potem drugi (zabrano go na przesłuchanie do specjalnej sali), a potem, po przewiezieniu na komendę przy Grenadierów, po raz trzeci. Dopiero po tym zabrano go na miejsce, gdzie miał czekać na niego policjant. - Nie rozumiem, czemu ci z biura wewnętrznego nie spróbowali zrobić prowokacji, mieliby wtedy jasną sprawę – dziwi się mężczyzna. Dodaje, że przewieziono go na miejsce, gdy funkcjonariusz został już zatrzymany, a jego radiowóz był przeszukiwany - żadnych dokumentów, nawet tych dotyczących kontroli, podobno nie udało się znaleźć. Wtedy poproszono go o wskazanie policjanta, który miał zaproponować mu „układ”. Zrobił to bez trudu, bo jak tłumaczy, twarz policjanta zapadła mu w pamięć, jednak bał się i teraz też się boi, bo policjant widział go i wie kto na niego doniósł.

Po powrocie na posterunek

Przy Grenadierów mężczyznę przesłuchiwano przez ponad osiem godzin. Jak mówi, na koniec odmówiono mu wystawienia poświadczenia o złożeniu zawiadomienia, a także dokumentu, który potwierdzałby zagubienie bądź kradzież prawa jazdy – takiego dokumentu nie dostał do dziś. Efekt jest taki, że mimo przepisowej jazdy, już kilka razy został zatrzymany (radiowóz zajechał mu drogę) do rutynowej kontroli – raz dostał mandat, a kolejne jak mówi, pewnie przed nim. Mimo wcześniejszych zapewnień nie został odwieziony w miejsce z którego go zabrano – od tak pozwolono mu w środku nocy opuścić komendę, nie zastanawiając się nawet, czy zdoła bezpiecznie dotrzeć do domu. A przecież nie zgłosił sprawy o byle kradzież lizaka! Mężczyzna od chwili zgłoszenia sprawy czuje się zaszczuty, boi się o siebie i swoją rodzinę. - Jaką mam gwarancję, że policja mi pomoże, i że nie potraktują mnie jako jedynego winnego całej sprawy, bo doniosłem na ich kolegę? – pyta.

Po tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach trudno się mu dziwić. Jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego Komenda Główna Policji nie chce udzielić odpowiedzi na pytania, jak powinny wyglądać standardowe działania policjantów w takiej sytuacji, i czy w tej konkretnej sprawie zrobiono wszystko jak należy. W odpowiedzi na szereg pytań, przyszło od rzecznika Komendy Głównej Krzysztofa Hajdasa, jedynie oświadczenie:

„Czynności w opisanej sprawie wykonywali policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Postępowanie w tej sprawie jest prowadzone w Prokuraturze Rejonowej Warszawa - Praga Północ. Ze względu na dobro prowadzonego postępowania nie możemy udzielić żadnych informacji dotyczących tej sprawy.”

Zdziwienie i szereg obaw

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, po wysłaniu do nich informacji o przebiegu sprawy, oraz listy pytań dotyczących przepisów jakimi powinni się kierować policjanci i tego jak MSW sprawuje nad nimi nadzór, by – bądź co bądź – zapewnić choć minimum bezpieczeństwa zgłaszającemu sprawę mężczyźnie, odpowiedziało… kopiując wiadomość z Komendy Głównej Policji. A gdzie jakiekolwiek działania mające na celu dobro mężczyzny? Jak wytłumaczyć, że w ciągu pięciu dni od zgłoszenia nie mógł on ustalić, co dzieje się z jego sprawą?

Część wątpliwości rozwiewa dopiero Prokuratura Rejonowa dla Warszawy Pragi Północ. W sposób w miarę jasny Prokurator Rejonowy Paweł Sledziecki potwierdza, że śledztwo zostało wszczęte.

„Prokuratura Rejonowa Warszawa - Praga Północ w Warszawie wszczęła w dniu 12 grudnia 2014 roku śledztwo w sprawie zażądania w dniu 11.12.2014 r. przy ul. Swojskiej w Warszawie przez funkcjonariusza WRD KSP w związku z podjętymi czynnościami kontrolnymi wobec mężczyzny - kierującego pojazdem m-ki Audi, korzyści majątkowej w kwocie 3000 zł za zwrot prawa jazdy kierowcy, tj. o czyn z art. 228 § 1 i 4 kk.”

W swoim piśmie, w nawiązaniu do pytań dotyczących działań policjantów i dziwnych zbiegów okoliczności związanych z zatrzymywaniem mężczyzny przez patrole drogówki kilka dni po zajściu, Prokurator Rejonowy informuje również, że:

„Prokurator prowadzący śledztwo nawiąże kontakt z tą osobą, zbada okoliczności sprawy, a w razie potrzeby zwróci się także do przełożonych funkcjonariuszy prowadzących śledztwo o wyjaśnienie czy nie miała miejsce sytuacja bezprawnego wpływania na świadka. Zgłaszający zdarzenie powinien otrzymać stosowne pouczenia o uprawnieniach oraz zaświadczenie o zgłoszeniu od funkcjonariuszy BSW KGP prowadzących od pierwszego dnia sprawy czynności śledcze.”

Powiązane tematy

Komentarze