Opinie

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Banki twarde jak skała? Jak krucha skała...

Janusz Szewczak

Janusz Szewczak

polski analityk gospodarczy, nauczyciel akademicki i publicysta, poseł na Sejm VIII kadencji

  • Opublikowano: 16 lutego 2016, 06:39

    Aktualizacja: 16 lutego 2016, 06:45

  • 8
  • Powiększ tekst

Od dawna ostrzegałem, że banki – również te w Polsce – nie są twarde jak skała i teflonowo odporne zwłaszcza na skutki własnych toksyczno-spekulacyjnych działań. Nie są też ani fantastycznie zarządzane czy też rzetelnie i profesjonalnie nadzorowane. Zapewnienia szefa KNF, prezesa NBP, czy byłego ministra finansów w tej mierze można włożyć dziś między bajki z mchu i paproci.

BOŚ musi właśnie wdrożyć program naprawczy, a do maja wykupić obligacje na kwotę 1,1 mld zł. W podobnej sytuacji, która od dawna wymagałaby stanowczej reakcji Komisji Nadzoru Finansowego jest jeszcze co najmniej kilka innych banków, w tym giełdowych. Być może nawet należałoby myśleć o wprowadzeniu zarządów komisarycznych?

Spóźniona w reakcjach KNF jeszcze w 2015 r. wysłała zalecenia do 14 banków w Polsce w sprawie dodatkowych wymogów kapitałowych tzw. „domiarów kapitałowych”, w kwocie 9 mld zł. Na niewiele się to jednak zdało, podobnie jak zakaz wypłaty dywidend dla mocno „ufrankowionych” banków. To nie kredyty we frankach szwajcarskich „przygniotły polską gospodarkę”, jak twierdzi „Gazeta Wyborcza”. To ryzykanckie, nie poskromione w porę spekulacyjne operacje i toksyczne produkty bankowe, obliczone głównie na szybkie i krociowe zyski – podminowały cały system finansowy i bankowy w Polsce, ale pośrednio również polską gospodarkę i finanse publiczne. Gra idzie przecież o 160 mld zł tzw. kredytów walutowych, 50 mld zł polisolokat i kilkadziesiąt miliardów złotych z tzw. opcji walutowych dla przedsiębiorstw, łącznie to blisko 200 mld zł.

Niewykluczone też, że Polska przez ostatnie 8-10 lat mogła być podobnie jak Grecja obiektem bardzo wątpliwych od strony prawnej operacji ze strony banków w postaci wykorzystywania tzw. instrumentów finansowych typu: CIRS i SWAP do zabezpieczania swych pozycji przez banki dla tzw. kredytów walutowych. Nie tylko bowiem prawo unijne i Europejski Nadzór Bankowy zabraniały i zabraniają bankom zabezpieczania długoterminowych 20-30-letnich kredytów hipotecznych, na dodatek jeszcze w obcych walutach, krótkoterminowymi depozytami i lokatami (3-6 miesięcy) i to w polskich złotych. A więc oszczędnościami polskich ciułaczy.

Dziś straszy się Polaków kosmicznymi kosztami przewalutowania tzw. kredytów w CHF w wysokości nawet 92 mld złotych i rzekomymi stratami tej wielkości dla banków. Trudno poważnie traktować takie wyliczenia, czyżby aż na tyle wcześniej oskubano polskich kredytobiorców, polski rynek i polską gospodarkę?

Tym bardziej, że w Polsce w świetle rozumienia art. 69 Prawa Bankowego, tzw. kredytów frankowych nie było, były kredyty indeksowane i denominowane w CHF, była chciwość, brak właściwego nadzoru, przyzwolenie polityków, chęć zdobycia szybko polskiego rynku. Być może dopiero komisja śledcza mogłaby to szczegółowo wyjaśnić.

Przedstawiciel Raiffeisen poinformował ostatnio opinię publiczną, że w raportach banków są zapisy mówiące, że „zabezpieczeniem zmienności przepływów pieniężnych kredytów hipotecznych w CHF oraz lokat negocjowanych w złotych a wynikających z ryzyka zmian stóp procentowych oraz ryzyka kursowego, było wykorzystanie tzw. transakcji CIRS i SWAP”. Owe CIRSy i SWAPy to wymiana pożyczki za pożyczkę w dwóch różnych walutach na określony czas z możliwością powrotnej wymiany w pierwotnej walucie i nominale. Banki miały być rzekomo jedynie pośrednikiem. Aż na 20-30 lat?

Powstają bardzo liczne i poważne wątpliwości natury prawnej i ekonomicznej. Być może jest to nawet sprawa dla prokuratora , a być może kolejna bujda na resorach czy PR-owska zagrywka dla inteligentnych inaczej. A może obawa o prawdę w kwestii tzw. kredytów w CHF. Bo czy banki w Polsce miały prawo spekulować kapitałem swych klientów? Na jakiej podstawie prawnej działały i w oparciu o jakie procedury bankowe pożyczały zagranicznym bankom i instytucjom pieniądze w złotych polskich z lokat i kont swych polskich klientów? Jaki interes miałyby zagraniczne banki w tego typu operacjach, gdy płaciły za kapitał WIBOR + marża, czyli dużo więcej niż w ramach LIBOR + marża. Po co pozbywały się franków, by dostać polskie złote, przecież ewidentnie traciły na tego typu operacjach!

Czyżby banki pożyczały polskiego złotego na 20-30 lat? Tym bardziej, że operacje SWAP i CIRS służą raczej do zabezpieczania transakcji, a nie do zdobywania kapitału. Czy banki miały na to zgodę KNF, NBP, MF na taki transfer polskich złotych za granicę – zwłaszcza pieniędzy polskich drobnych ciułaczy? Jakiej skali transakcji do dotyczyło, bo bardzo wątpliwe, że kwoty 40 mld CHF?

To wszystko wygląda albo mało poważnie, albo bardzo groźnie. Być może tą kwestią powinien zająć się Prokurator Generalny, skoro jak to lubi podkreślać przy każdej okazji przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak „nadzorca musi dbać o bezpieczeństwo depozytów”, a wygląda, że nie były całkiem bezpieczne?

Powiązane tematy

Komentarze