Opinie

„Wejście Smoka” w PZU

Wojciech Surmacz

Wojciech Surmacz

Redaktor naczelny wGospodarce.pl i Gazety Bankowej

  • Opublikowano: 17 kwietnia 2016, 12:18

    Aktualizacja: 17 kwietnia 2016, 19:47

  • 20
  • Powiększ tekst

Finansowe kung-fu, które szef PZU - Michał Krupiński zaprezentował przy przejęciu banku BPH przez Aliora, to bardzo dobra wiadomość dla nas wszystkich. Na rynku pojawił się w końcu prawdziwy mistrz sztuk walki o polski kapitał, który potrafi uderzać niezwykle skutecznie, znienacka i w odpowiednim czasie.

Poczułem jakiś wewnętrzny niepokój gdy w grudniu 2015 roku Andrzej Klesyk zrezygnował z kierowania PZU na prośbę Dawida Jackiewicza, ministra Skarbu Państwa. W końcu Klesyk to człowiek-legenda polskiego rynku kapitałowego. Facet, który państwowego, siermiężnego molocha przemienił w prawdziwą, międzynarodową korporację. Bałem się, że Klesyka zastąpi ktoś pokroju jego poprzednika, czyli Jaromira Netzla i PZU znów pogrąży się w mroku...

Nie znałem jeszcze wtedy ani Dawida Jackiewicza, ani jego zamiarów względem PZU. Szybko się jednak przekonałem, że nowy minister skarbu nie bawi się w polityczne układanki tylko poważnie myśli i działa w zdrowo rozumianym interesie narodowym. Dowodem na to miała być postać Michała Krupińskiego, który przejął stery największego, polskiego ubezpieczyciela, kontrolowanego przez Skarb Państwa.

Krupiński robił wrażenie, bo choć młody (35 lat), ma imponujący dorobek – kształcił się na SGH i Harvardzie, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu (za rządów Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku), pracował w Banku Światowym, a do PZU przyszedł prosto z Bank of America Meriill Lynch w Polsce, gdzie był szefem bankowości inwestycyjnej dla Europy Środkowej i Wschodniej.

Pamiętam, że wtedy gdzieś nawet napisałem, że to naprawdę „dobra zmiana”, ale sporo wody w Wiśle będzie musiało upłynąć zanim Krupiński (jeśli w ogóle da radę) przeskoczy poprzeczkę, którą swoim następcom zawiesił Klesyk. Nie minęły jednak trzy miesiące od wejścia Michała Krupińskiego do PZU, a wszyscy się przekonaliśmy, że w jednej z największych spółek Skarbu Państwa doszło do autentycznego „Wejścia Smoka”. Krupiński zrobił bowiem coś, co nie udało się Klesykowi, a czego polski rynek kapitałowy wyczekiwał jak kania dżdżu. Przy czym, trzeba to przyznać bez bicia, zrobił to w stylu godnym samego Bruce'a Lee.

Nowy prezes PZU po pierwsze: dopiął transakcję przejęcia banku BPH. Po drugie: zrobił to na własnych warunkach. Michał Krupiński potrafił jednocześnie przycisnąć do muru amerykański GE Capital (właściciela BPH) i znokautować Luigi Lovaglio, prezesa Banku Pekao SA (należącego do włoskiej Grupy UniCredit), który trzykrotnie próbował storpedować transakcję. Gdy już tego dokonał wpuścił do gry „starego wilka” - Wojciecha Sobieraja, prezesa Alior Banku, który dokonał dzieła i przejął bank BPH, ale bez hipotecznych obciążeń w postaci toksycznych kredytów frankowych i taniej niż w październiku 2015 roku gdy bliski przejęcia BPH był Andrzej Klesyk. Taniej, bo w międzyczasie kapitalizacja BPH spadła o 10 proc.

Całą transakcję sfinansuje Alior poprzez emisję akcji, której 25 proc. wykupi PZU (proporcjonalnie do swoich udziałów w tym banku). Taki chwyt z jednej strony wzmocnił pozycję PZU, jako ośrodka repolonizacji polskiego rynku bankowego i nie spowodował zagrożenia dla dywidendy spółki. Z drugiej strony Alior znalazł się w TOP 10 banków w Polsce, a spodziewany efekt synergii między połączonymi bankami i PZU sprawił, że akcje Aliora poszybowały w górę ponad 11 proc. na tle głównych indeksów giełdowych, nie wspominając o bankowym WIG-u, który od dawna pikuje.

Nic dziwnego, że praktycznie wszystkie domy maklerskie i analitycy giełdowi zapięli z zachwytu, bo nagle się okazało, że polski kapitał potrafi ożywczo wpływać na cały rynek, zaś udomowienie banków to w sumie bardzo pozytywny trend.

Finansowe kung-fu, które Michał Krupiński zaprezentował przy przejęciu banku BPH przez Aliora to bardzo dobra wiadomość dla nas wszystkich. Na rynku pojawił się bowiem w końcu prawdziwy mistrz sztuk walki o polski kapitał, który potrafi uderzać niezwykle skutecznie, znienacka i w odpowiednim czasie. O czym zapewne jeszcze w tym roku nie raz się przekonamy (w tle już toczy się bój o przejęcie Raiffeisen Polbank). Nie będzie miał łatwo, bo oprócz uwarunkowań zewnętrznych musi się uporać z uporządkowaniem gigantycznej struktury całej Grupy PZU, niestety wciąż utkanej byłymi pracownikami służb – nie tylko „ubeków” ale też struktur powstałych po 1989 roku (m.in. Wojskowych Służb Informacyjnych).

Dlatego, delikatnie rzecz ujmując, nie pomagają Michałowi Krupińskiemu „Bajki z mchu i paproci” opowiadane przez Cezarego Mecha, który z uporem maniaka wciela się ostatnio w rolę „Muchomorka” i snuje mroczne historyjki o rzekomo niedobrej zmianie w PZU. Jak bowiem mawiał jeden z moich byłych szefów: „lepiej wiedzieć co się pisze, niż pisać co się wie”. I tego się trzymajmy.

Powiązane tematy

Komentarze