Opinie

Jak dorabiają do swoich pensji niektórzy dyplomaci?

Adam Gwiazda

Adam Gwiazda

Ekonomista i politolog, pracownik naukowy Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Autor publikował w polskiej prasie oraz w polskich i zagranicznych periodykach naukowych.

  • Opublikowano: 25 czerwca 2017, 17:17

  • 1
  • Powiększ tekst

Ponad rok trwało śledztwo służb i dziennikarzy amerykańskich w wyniku którego ujawniono nielegalny handel jak najbardziej legalnymi paszportami wydawanymi obywatelom Iraku, Syrii, i innych państw, a także członkom organizacji terrorystycznych takich jak Hezbollah za sowitą opłatą przez urzędników Ambasady Wenezueli z Bagdadzie. Jak potwierdziły to wyniki tego śledztwa wszystko to odbywało się nie tylko za zgodą, lecz z pełnym poparciem ambasadora tego państwa Jonathana Velasco oraz wysokich urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Caracas

Proceder ten ujawnił były pracownik tej ambasady Michael Lopez, który razem ze swoją rodziną ukrywa się od kilkunastu miesięcy w Hiszpanii. Żyje w ciągłym strachu o siebie i swoją rodzinę, gdyż po ujawnieniu amerykańskim służbom całego mechanizmu handlowania przez wenezuelskich dyplomatów paszportami boi się zemsty. A paszport Boliwiarańskiej Republiki Wenezueli jest dosyć cennym „towarem” , gdyż daje prawo do bezwizowego wjazdu aż do 130 państw świata, w tej liczbie także do 26 krajów członkowskich Unii Europejskiej, ale nie do Stanów Zjednoczonych. Aby przyjechać do tego kraju, Wenezuelczyk, podobnie jak Polak, musi posiadać wizę. Dla porównania posiadacze polskich paszportów mają bezwizowy „bilet wstępu” do ok. 127 krajów świata czyli do mniejszej liczby krajow niż posiadacz paszportu wenezuelskiego.

W 2015 roku były policjant Michale Lopez przybył do Ambasady Wenezueli w Badgadzie, gdzie podjął pracę na stanowisku szefa ochrony. Już pierwszego dnia ambasador Velasco wręczył mu dużą kopertę w oryginalnymi paszportami swojego państwa i powiedział, że można na tym zarobić miliony dolarów, ponieważ na całym Bliskim Wschodzie jest duży popyt na ten „towar”. Bogaci ludzie starają się wydostać za wszelką cenę z krajów ogarniętych wojną domową i dlatego chętnie zapłacą od kilku do kilkunastu tysięcy za paszport, który umożliwi im potem osiedlenie się w dowolnym ze 130 krajów świata.

Były , uczciwy policjant (są jeszcze tacy, co prawda nieliczni policjanci, także w Wenezueli) pomyślał najpierw, że to musi być żart lub próba sprawdzenia jego „obywatelskiej postawy”. W kilka dni później podobną ofertę przedłożyła mu iracka pracownica ambasady, która pracowała tam jak tłumaczka. Znowu odmówił i podjął prywatne śledztwo, które potwierdziło jego przypuszczenia odnośnie handlu na dużą skalę wenezuelskimi paszportami. Do oryginalnych paszportów przyklejane były zdjęcia różnych arabskich klientów, których stać było na zapłacenie 10 tys. dolarów. Wpisane tam też były wymyślone dane osobowe (hiszpańsko brzmiące nazwiska, „odpowiednie” miejsce i data urodzenia).

Przez kilka miesięcy Lopez zbierał potajemnie przed innymi pracownikami ambasady różne dokumenty, pieczątki, itp. oraz fotografował wenezuelskie paszporty i wizy wystawiane mieszkańcom Iraku, Jordanii, Syrii i innych krajów. W końcu zdecydował się pokazać wszystkie te dowody ambasadorowi Velasco. Ten jednak oburzył się i zagroził mu, że jeśli ujawni te informacje, to wyrzuci go z pracy . Uparty Lopez napisał więc maila do wenezuelskiej pani minister Delcy Rodriguez. Efekt jednak był taki sam, jak po rozmowie z ambasadorem. W końcu skontaktował się najpierw telefonicznie, a następnie osobiście w pracownikiem FBI i reporterami amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN.

Zebrane przez Lopeza dowody trafiły od razu do centrali FBI w Waszyngtonie, a reporterzy CNN udali się do Caracas, gdzie jednak żaden z urzędników Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie chciał z nimi w tej sprawie rozmawiać. Ministerstwo szybko namierzyło źródło wycieku „poufnych danych” i w trybie natychmiastowym ściągnęło Lopeza do kraju. Tam dowiedział się , że toczy się wobec niego śledztwo w sprawie wyniesienia dokumentów z ambasady w Bagdadzie i przekazania obcym służbom . Groziło mu aresztowanie i kara kilkunastu lat więzienia. Po parudniowym pobycie w swoim domu zdążył jednak wyjechać do Hiszpanii, gdzie po paru miesiącach dołączyła do niego jego rodzina. A władze w Caracas robią od tego czasu wszystko, aby całą sprawę wyciszyć. Zbyt wiele bowiem wysoko postawionych urzędników państwowych czerpało i pewnie nadal czerpie niemałe korzyści z tego procederu.

Warto przypomnieć, że Lopez nie był pierwszym „uczciwym” pracownikiem ambasady tego państwa, który ujawnił ten proceder. W 2012 roku „twarde” dowody w postaci setek fotografii wenezuelskich paszportów wydawanych osobom narodowości arabskiej przedstawił na konferencji prasowej były przedstawiciel Wenezueli przy Organizacji Państw Amerykańskich (OAS) Roger Noriega. Wykazał on, że ambasady Wenezueli w niektórych państwach „wydają” tzn. sprzedają za odpowiednią sumę dolarów, już od 2003 roku tysiące wenezuelskich paszportów i wiz. Te ostatnie przyznawane są także za sowitą opłatą osobom powiązanym z różnymi organizacjami terrorystycznymi takimi jak Hamaz czy Hezbollah, którzy mają zakaz wjazdu nie tylko do Wenezueli, lecz także i do pozostałych krajów świata. Procederem tym trudnił się m,innymi Ghazi Nasr al.-Din, dyplomata posiadający obywatelstwo libańskie i…wenezuelskie, który osobiście organizował podróże członkom obu tych organizacji terrorystycznych do Wenezueli. Jest on od dawna poszukiwany przez FBI, ale władze tego coraz bardziej pogrążającego się w gospodarczym i politycznym chaosie państwa nadal skutecznie chronią takich „dyplomatów”, którzy niewiele mają wspólnego z dyplomacją, za to potrafią zarobić dla siebie i dla „kryjących” ich zwierzchników spore sumy dolarów.

Powiązane tematy

Komentarze