Opinie

autor: Fratria
autor: Fratria

Trwa walka o kontrolę nad handlem węglem z Donbasu

Michał Kozak

  • Opublikowano: 7 października 2017, 09:05

    Aktualizacja: 7 października 2017, 09:05

  • 1
  • Powiększ tekst

W Kijowie trwają poszukiwania nowych rynków zbytu dla antracytu z kontrolowanych przez separatystów terenów Donbasu a odgłosy walki o antracytowe pieniądze dotarły i nad Wisłę. Pod adresem polskiego rządu padły nieuzasadnione oskarżenia o tolerowanie handlu z separatystami ze strony polityków w Kijowie, którzy przez długi czas taki handel forsowali u siebie i zarabiali na nim krocie.

Ukraiński prezydent Petro Poroszenko skierował kilka dni temu do parlamentu projekt ustawy o reintegracji Donbasu pozwalającej m.in. na wznowienie przez Kijów handlu antracytem z kopalń znajdujących się na terenach zajętych przez prorosyjskich separatystów. Ustawa umożliwia powrót do sytuacji sprzed pół roku kiedy na handlu tym deficytowym gatunkiem węgla zgodnie zarabiali bojówkarze, doniecki oligarcha Rinat Achmetow, a pośrednio jak sugerują ukraińskie media i sam Poroszenko.

Tyle że przez ten czas wiele się w ukraińskiej energetyce zmieniło - pod wpływem protestów weteranów wojny wiosną tego roku rozpoczęto przestawianie ukraińskiej energetyki z antracytu na gazowe marki węgla i na coraz mniej potrzebne nad Dnieprem paliwo trzeba szukać nowych rynków zbytu.

Leżąca za miedzą i walcząca ze smogiem Polska to naturalny rynek zbytu coraz mniej potrzebnego nad Dnieprem gatunku węgla. Przyjęta przez samorząd województwa małopolskiego uchwała antysmogowa wprowadza drastyczne regulacje dotyczące jakości spalanego w gospodarstwach domowych węgla i otwiera zapotrzebowanie nawet na setki tysięcy ton antracytu rocznie. W kolejce do podobnych rozwiązań stoją «zadymione» województwa śląskie i dolnośląskie. Nic dziwnego, że rozpoczęła się walka o kontrolę nad dostawami ukraińskiego antracytu z Donbasu (innego na Ukrainie nie ma) do naszego kraju. W szranki stanęli — dogadany z Petrem Poroszenką Achmetow, pośrednicy związani z Rosją oraz pomniejsze firmy korzystające z politycznych powiązań i koneksji na Donbasie.

Ukraiński minister energetyki i przemysłu weglowego Igor Nasalik apeluje dziś do Polski, by nie kupowała antracytu z kopalń Donbasu dostarczanego przez rosyjskich pośredników.

To ten sam polityk, który jak ujawniły ukraińskie media (nagranie przedstawiła stacja telewizyjna 1+1) w 2015 r. jeszcze jako ówczesny szeregowy parlamentarzysta prezydenckiego Bloku Petra Poroszenki w restauracji w okupowanym Doniecku ustalał z jednym z szefów bojówkarzy „ministrem dochodów i podatków” w tzw. Donieckiej Republice Ludowej Aleksandrem Timofiejewem plan handlu węglem z Donbasu. Rozmowy jak się wkrótce miało okazać były bardzo owocne.

Najpierw wiosną 2016 r. kontrolowana przez Poroszenkę Narodowa Komisja Regulacji Energetyki i Usług Komunalnych (NKREiKP) drastycznie podniosła taryfy na energię elektryczną motywując to koniecznością sprowadzania antracytu do jej wytwarzania z zagranicy. Schemat nazwany nad Dnieprem «Rotterdam Plus» zakładał, że do ustalenia ceny energii będzie brana cena zakupu antracytu w porcie w Rotterdamie powiększona o koszt dostawy liczącą 8 tys. km drogą morską wokół Europy do czarnomorskich portów Ukrainy. Obywateli przekonywano, że dzięki temu rozwiązaniu Ukraina przestanie wreszcie zależeć od szantażu węglowego ze strony Rosji i kontrolowanych przez nią separatystycznych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych, a płacenie wysokich rachunków to w tej sytuacji akt patriotyzmu.

Tyle że żadnego węgla z importu nie sprowadzano, do ukraińskich elektrowni koncernu DTEK należącego do donieckiego oligarchy Rinata Achmetowa, który za czasów Janukowycza przejął kontrolę nad lwią częścią ukraińskiej energetyki trafiał znacznie tańszy lokalny antracyt z należących do DTEK-u kopalń działających na terenach zajętych przez separatystów. Zadowoleni byli separatyści, którzy dostawali pieniądze na zakup broni, i utrzymanie poziomu życia mieszkańców zajętych przez siebie terenów, Achmetow, który według szacunków przedstawionych przez Andrieja Gerusa, byłego członka NKREiKP tylko w zeszłym roku zarobił dzięki «Rotterdamowi Plus» 15 mld hrywien, czyli ok. 600 mln dolarów wyciągniętych z kieszeni klepiących biedę Ukraińców. Zarobić też według doniesień ukraińskich mediów i to nieźle, miał prezydent Petro Poroszenko - przed zatwierdzeniem generującego gigantyczne zyski schematu obsługujący Poroszenkę i ściśle z nim zawiązany bank inwestycyjny skupił z kilkudziesięcioprocentowym dyskontem obligacje achmetowskiego DTEK-u, które natychmiast po ogłoszeniu decyzji o wprowadzeniu schematu «Rotterdam Plus» zdrożały o 40 proc. Niezadowoleni byli zwykli obywatele, których najzwyczajniej w świecie oszukano i żołnierze na froncie nie rozumiejący dlaczego muszą ginąć na froncie z rąk «partnerów handlowych» Kijowa.

Na początku tego roku cierpliwość weteranów się skończyła i zorganizowali obywatelską blokadę handlu z zajętymi przez separatystów terenami w tym antracytem z Donbasu, a po nieudanych próbach siłowego przełamania protestów ostatecznie ukraińskie władze zakazały handlu.

Dziś z Kijowa słychać głosy nawołujące Polskę by nie kupowała antracytu z Donbasu, bo w ten sposób wspiera ponoć separatystów. Ale jeszcze w marcu tego roku dowódca odziału specjalnego ukraińskiej policji Jurij Gołuban został odznaczony przez Poroszenkę orderem «Za zasługi» za brutalną pacyfikację weteranów blokujących m.in. właśnie handel antracytem z Donbasu, podczas której w stronę protestujących strzelano z broni automatycznej i bito ich kolbami karabinów, sam ukraiński prezydent przekonywał zaś publicznie, że blokada handlowa to «cios w plecy Ukrainie». A nie dalej jak w lipcu premier Wołodymyr Hrojsman oskarżał organizatorów blokady handlowej Donbasu o to, że są «agentami Kremla».

Przyjecie przez ukraiński parlament ustawy o reintegracji Donbasu może znów uruchomić pociągi z antracytem. Warto w tej sytuacji pamiętać, że w walce o wpływy z eksportu tego paliwa, która się dzisiaj toczy różnica tak naprawdę tkwi jedynie w tym, który z pośredników zarobi na dostawach antracytu do Polski. Niezależnie od tego kto ostatecznie wygra tę rozgrywkę część pieniędzy płynących z tego handlu i tak trafi, tak jak to miało miejsce do tej pory do prorosyjskich bojówek, które dzięki nim nadal będą miały za co kupować broń, z której potem zabijają ukraińskich żołnierzy. Eksport każdej tony tego gatunku węgla tak czy owak zależy bowiem od wspieranych przez Kreml separatystów, bo wszystkie wydobywające go kopalnie znajdują się dziś pod ich pełną kontrolą. Polska, jeśli miałaby realnie od nich się odciąć, musiałaby całkowicie zabronić dostaw ukraińskiego antracytu niezależnie od tego, czy docierać nad Wisłę będzie via Kijów, czy via Moskwa nie oglądając się przy tym na decyzje władz Ukrainy, bo te, jak pokazały ostatnie lata w znacznie większym stopniu zależą od prywatnych korzyści, niż od etyki.

Powiązane tematy

Komentarze