Opinie

Kampania wyborcza w Rzymie / autor: fot. PAP/EPA/ ALESSANDRO DI MEO
Kampania wyborcza w Rzymie / autor: fot. PAP/EPA/ ALESSANDRO DI MEO

Europejskie „żeby było, tak jak było”

Jerzy Bielewicz

Jerzy Bielewicz

Finansista, doradca w Departamencie Zagranicznym NBP, były prezes stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". Absolwent IP Business School na Uniwersytecie Western Ontario, były doradca Goldman Sachs i Royal Bank of Canada, specjalista w dziedzinie negocjacji z bankami w imieniu przedsiębiorstw. Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP

  • Opublikowano: 4 marca 2018, 15:35

  • 2
  • Powiększ tekst

Eurozona niewątpliwie przetrwa niedzielę, 4 marca 2018 roku, niezależnie od wyniku wyborów we Włoszech. Tymczasem, już wiemy, że w Niemczech członkowie SPD zagłosowali za „wielką”, „starą/nową” koalicją z CDU/CSU. Jednak tym razem koalicja wydaje się być nie tak znowu… wielka jak w przeszłości, bo partie ją tworzące tracą poparcie wyborców.

Z tego też powodu wyłoniony rząd może okazać się efemerydą, która przeminie bez śladu zanim upłynie pełna kadencja. Tak czy inaczej, Niemcy czeka okres rewolt polityczno-społecznych na skutek wzrostu napięć wewnętrznych związanych z migrantami i zewnętrznych wynikających ze skomplikowanej sytuacji międzynarodowej. Przy czym, partie tworzące koalicję dalej będą w sposób nieubłagany tracić zwolenników, bowiem mamy do czynienia z prostym samonapędzającym się mechanizmem, w którym nieporadności klasy rządzącej, słabość władzy wykonawczej i polityczny pat wręcz prowokuje do działań ku zmianie.

Jeśli w tym kontekście spojrzeć na trwające właśnie wybory parlamentarne we Włoszech, to można bez cienia wątpliwości stwierdzić, że mechanizmy demokratyczne w UE wystawiono na czas próby w tym znaczeniu, że niezależnie od wyniku wyborów w Niemczech czy Włoszech i dramatyzmu sytuacji, chodzi o to „by było, tak jak było”. Nie bez przyczyny przecież w Republice Włoskiej w taki sposób zmieniono prawo, by utrudnić tworzenie koalicji i wyłonienie rządu większościowego. A dzieje się tak w kraju, którego dług publiczny dawno przekroczył 2 biliony euro, to jest 133 proc. PKB na koniec 2016 roku, sektor bankowy chwieje się pod ciężarem złych długów, a prawa (Liga Północna) jak i lewa (Ruch 5 Gwiazd) strona sceny politycznej kontestują przynależność do strefy euro.

Europa skręca na prawo, a liberalno-lewicowy establiszment nie cofnie się przed niczym, by choć trochę opóźnić ten proces… w Polsce, Niemczech czy Włoszech. Jednak w zamęcie swoistej wojny hybrydowo-politycznej nie mogą nam umknąć rzeczy najważniejsze. W przypadku Polski, nie chodzi o banał jak ten, że nie należy wchodzić do strefy euro. Co więcej, potencjalny rozpad strefy euro, który moim zdaniem, jest z czasem nieunikniony, nie może zaskoczyć nas w sytuacji zależności energetycznej od Rosji Putina. I właśnie dlatego należy czynić wszystko, by nie dopuścić do budowy rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream II, który raz zbudowany, utrwali wpływy Rosji i Niemiec w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jerzy Bielewicz

Powiązane tematy

Komentarze