Opinie

Pamiątki z Rosji na stoisku w Moskwie / autor: fot. Fratria / MK
Pamiątki z Rosji na stoisku w Moskwie / autor: fot. Fratria / MK

Nowa doktryna ekonomiczna Rosji?

Marek Budzisz

Marek Budzisz

analityk, publicysta tygodnika "Sieci" i "Gazety Bankowej", znawca Rosji

  • Opublikowano: 25 sierpnia 2018, 19:40

    Aktualizacja: 25 sierpnia 2018, 19:40

  • 9
  • Powiększ tekst

Jedynym mechanizmem ożywienia rosyjskiej gospodarki i to w obliczu faktu, że amerykańskie sankcje utrzymają się dłużej, jest sprowadzenie kapitałów oligarchów do kraju i przekierowanie ich na pobudzenie inwestycji, co rząd właśnie robi - pisze Marek Budzisz

Kilka lat temu jeden z bliskich współpracowników Putina, Wiaczesław Surkow opracował koncepcję Rosji, jako suwerennej demokracji. Słówko „suwerenna” miało w tym wypadku oznaczać, że kraj nie będzie przejmował się słowami krytyki płynącymi z Zachodu i nie przyjmuje do wiadomości, że demokracja w rosyjskim wydaniu bardziej przypomina to, co my nazywamy autorytaryzmem.

Napływające w ostatnim tygodniu wieści ze świata rosyjskiej gospodarki i polityki pozwalają zorientować się jak w oczach wysokich rangą kremlowskich urzędników wygląda najlepsza strategia gospodarcza kraju na najbliższe lata. I wszystko wskazuje na to, że rosyjska gospodarka, też w coraz większym stopniu ma stać się „suwerenna”.

Zacznijmy od najbliższego doradcy ekonomicznego Putina, Andrieja Biełousowa, który jeszcze w lipcu wystąpił z propozycją „przejęcia” przez państwo ponda 500 mld rubli dochodów od firm z sektora metalurgicznego i chemicznego. Wywołało to w Rosji burzę, propozycji przeciwstawili się publicznie sami zainteresowani, do ich krytyki przyłączyli się przedstawiciele właściwie wszystkich resortów gospodarczych z wicepremierem Siluanow na czele. Doradca Putina na krytyki nie odpowiadał, choć za zapowiedź takiej odpowiedzi uznać można jego dość lakoniczne sformułowanie, że „trzeba się dzielić”. Po prostu wyjechał na urlop, dziennikarze dowiedzieli się jedynie, że 24 sierpnia ma się odbyć na Kremlu spotkanie Biełousowa i przedstawicieli zainteresowanych firm. W międzyczasie media informowały, że kremlowski doradca nie ma zamiaru spotykać się z managerami, ale chodzi mu o rozmowę w cztery oczy z właścicielami holdingów, czyli ludźmi okupującymi większość miejsc w pierwszej dwudziestce rosyjskiego wydania listy „Forbesa”. Wczoraj spotkanie się odbyło, uczestniczył w nim również wicepremier Siluanow i wygląda na to, że osiągnięto kompromis. Jak się okazuje, władze, tak powiedział Biełousow nigdy nie miały zamiaru nakładać jakichkolwiek dodatkowych podatków po to, aby zebrane w ten sposób miliardy przeznaczyć na zaproponowane w maju przez Putina programy socjalne i rozbudowę infrastruktury. Może, dlatego, dodawał, że rząd ma na to pieniądze.

Po co zatem cała historia?

Otóż władze zainteresowane są, i to chodziło, aby nadwyżki finansowe właściciele lokowali w rosyjskich projektach, współpracowali z rządem, w ramach partnerstwa publiczno – prywatnego, finansowali ambitne projekty infrastrukturalne, które przy okazji mają pobudzić wzrost rosyjskiej gospodarki. I wygląda na to, że Kreml osiągnął swój cel – najbogatsi rosyjscy oligarchowie w zgodnym chórze oświadczyli, że rząd czyta w ich myślach i z największą przyjemnością będą inwestować w nowe projekty. Tak się złożyło, że te, które znajdują się na czele preferencji ministra Biełousowa, tzn. cyfrowa gospodarka, ekologia i infrastruktura, są też wymarzonymi polami inwestycji zaproszonych oligarchów. Wygląda, zatem na to, że przeznaczone przez rząd 3,1 bln rubli na ich realizację (potrzeba 7 bln) zostaną szybko uzupełnione przez prywatnych, rodzimych inwestorów.

Oczywiście nie oznacza, to, że inwestycje nie będą rentowne, wręcz przeciwnie. Również w ubiegłym tygodniu poinformowano o nowym przedsięwzięciu, w którym uczestniczył będzie oligarcha Usmanow. Jest on, trzeba dodać, wzorem dla innych rosyjskich bogaczy, bo odpowiednio szybko, już kilkanaście tygodni temu rozpoczął działania, które w efekcie mają doprowadzić do przeniesienia jego zagranicznych inwestycji do Rosji.

Chodzi nie tylko o to, że zdecydował się na sprzedaż swych, mniejszościowych udziałów w klubie Arsenal Londyn, o kontrolę, nad którym walczył przez kilka ostatnich lat. Przede wszystkim ogłosił, że wycofuje z londyńskiej giełdy kontrolowanego przez siebie operatora jednej z rosyjskich sieci komórkowych (Megafon). Po to, aby spłacić mniejszościowych akcjonariuszy potrzebował będzie 1,2 mld dolarów, ale pieniądze, jak właśnie ogłoszono już się znalazły. Oficjalnym powodem takiego kroku jest chęć przekształcenia firmy w wiodący światowy konglomerat cyfrowy, czego mogą nie rozumieć mniejszościowi akcjonariusze, ale polityczne motywy też są dość oczywiste. Chodzi nie tylko o ucieczkę przed grożącymi rosyjskim oligarchom sankcjami, choć tego motywu nie można lekceważyć, bo w ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja o zamrożeniu w bankach Szwajcarii i Cyprze ponad 5 mld dolarów, kapitałów tych spośród nich, którzy znaleźli się na amerykańskiej czarnej liście (spekuluje się, że głównym poszkodowanym jest Wekselberg).

Przede wszystkim Usmanow chce włączyć się w zapowiedziany przez Putina plan przekształcenia rosyjskiej gospodarki w gospodarkę cyfrową, wespół z kontrolowanym przez państwo Rostechem (przemysł zbrojeniowy) oraz Gazprombankiem, będzie budował platformę cyfrową niezbędną dla tego celu. Jeden ze szczegółowych projektów, mający się znaleźć na tej platformie, zapowiedziano w ubiegłym tygodniu. Chodzi o wspólne przedsięwzięcie kontrolowanego przez Usmanowa mail.ru oraz chińskiego giganta Alibaba Group. Odpowiadając na płynące z rządu wezwania do walki z szarą strefą w rosyjskiej gospodarce i z fałszowaniem towarów, zbudują oni system certyfikacji, w wybranych przez rząd grupach – takich jak m.in. żywność, alkohol, papierosy czy lekarstwa. Firma uzyskała od rządu, bez przetargu, stosowne zlecenie i jak można przypuszczać system będzie obowiązkowy. Ekonomiczny wymiar jest też ciekawy – planowane do 2024 roku nakłady mają zamykać się kwotą ok. 3 mld dolarów, a stopa zwrotu z inwestycji ma być nie mniejsza niźli 16 % rocznie.

I wreszcie trzeba zwrócić uwagę na cytowane przez rosyjskie media wypowiedzi obecnego szefa rosyjskiego odpowiednika NIK-u, Aleksieja Kudrina. Powiedział on, że Rosja nie ma wystarczających kapitałów rezerwowych, aby w razie kolejnego (takiego jak w 2008 roku) szoku na światowych rynkach móc jednocześnie stabilizować rodzimy system finansowy i dopłacać do dziury w systemie emerytalnym. Wówczas zasoby zostały skonsumowane. Teraz rząd je w przyspieszonym tempie odbudowuje, ale wielkość kapitałów rezerwowych, którymi dysponuje zmusza do wyboru – albo stabilizujemy rozchwiany system finansowy, albo dopłacamy do emerytur. A to w praktyce przesądza, że reforma emerytalna w Rosji będzie wprowadzona, nawet, jeśli, na co się zanosi, w nieco złagodzonej formie. Dochody ludności do dyspozycji, jak też w ubiegłym tygodniu ogłosił rząd, nie wzrosną znacząco aż do 2024 roku. Czyli jednym słowem nie ma, co liczyć na odbudowę popytu wewnętrznego.

Jedynym mechanizmem ożywienia rosyjskiej gospodarki i to w obliczu faktu, że amerykańskie sankcje utrzymają się dłużej, jest sprowadzenie kapitałów oligarchów do kraju i przekierowanie ich na pobudzenie inwestycji, co rząd właśnie robi. Nadwyżki budżetowe w związku z wysoką ceną ropy w mniejszej części służyć będą współfinansowaniu nowych przedsięwzięć, w większej zaś części mają pomóc w odbudowie rezerw. Cel tych działań jest oczywisty. Prócz chęci ożywienia gospodarki chodzi o to, aby Rosja była mniej podatna na zewnętrzną presję.

Marek Budzisz

Powiązane tematy

Komentarze