Opinie

GAZETA BANKOWA: Każdy z kryzysów jest inny

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 26 sierpnia 2018, 20:32

  • 9
  • Powiększ tekst

Wzrost gospodarczy może następować dzięki konsumpcji tylko przez pewien okres. Z czasem, bez inwestowania, możliwości wzrostu się wyczerpują – mówi prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

Ekonomiści coraz częściej mówią o globalnym spowolnieniu gospodarczym. Czy rzeczywiście ono nadchodzi, a jeżeli tak, to jakie są jego symptomy?

PROF. ELŻBIETA MĄCZYŃSKA: Nieodłączną cechą gospodarki rynkowej jest cykliczność, czyli występujące w niej cykle koniunkturalne: gospodarka rośnie i następnie spada, potem znowu rośnie i znowu spada… W Stanach Zjednoczonych dobra koniunktura trwa już prawie dziewięć lat, a najdłuższy okres prosperity miał miejsce przed kryzysem 2008 r. To dodatkowo skłania wielu ekonomistów do snucia analogii. Według nich, po okresie dobrej koniunktury może dojść do głębokiego kryzysu. Jeżeli chodzi o symptomy spowolnienia, pojawiają się one w handlu zagranicznym, ponieważ gdy słabnie koniunktura, słabnie również eksport i import. Tak jest teraz na przykład w Niemczech. Dla Polski nie jest to dobra wiadomość, bo osłabienie koniunktury u naszych zachodnich sąsiadów przeniesie się wcześniej czy później na nas. Polska jest krajem otwartym gospodarczo, czyli bardzo silnie związanym z innymi gospodarkami, poprzez relacje eksportowo-importowe. Stąd też, jeżeli następuje globalne osłabienie koniunktury, wówczas przenosi się ono także na nasz kraj.

W jakim stopniu Polska może doświadczyć globalnego spowolnienia?

Nie musimy doświadczyć go natychmiast i w takiej samej skali jak inne gospodarki. Kryzys 2008 r. wyraźnie to pokazał. Polska nie miała tak wielkich problemów jak inne kraje, uniknęliśmy recesji. Mimo to ten światowy kryzys odbił się negatywnie na niektórych sektorach gospodarki, w tym na rynku nieruchomości, gdzie wystąpiła dekoniunktura połączona ze spadkiem cen nieruchomości. Obecnie polska gospodarka rozwija się dynamicznie. Zważywszy na nasz znaczny potencjał rozwojowy, można zakładać, że jeśli doświadczymy osłabienia gospodarczego, to z pewnym opóźnieniem. Jeśli zatem nastąpiłoby ono wtedy, gdy inne kraje już zaczynałyby wychodzić z kryzysu, to dotknąłby on nas w mniejszym stopniu.

Czym obecne spowolnienie różni się od innych?

Każdy z kryzysów w gruncie rzeczy jest inny, chociaż istnieje też pewna cecha wspólna, którą można określić jako fundamentalny czynnik prokryzysowy. Otóż świat pod wpływem coraz łatwiej dostępnych, tańszych technologii jest w stanie produkować dowolną ilość dóbr i zaoferować dowolny zakres usług. Natomiast gorzej jest z popytem. W rezultacie kraje rozwinięte funkcjonują w sferze gospodarki nadmiaru. Czyli takiej, w której podaż rośnie, a popyt za nim nie nadąża. Producenci zasypują nas różnego rodzaju produktami, także takimi, których niekoniecznie potrzebujemy. Różnymi metodami, uczciwymi, ale też niekiedy nieuczciwymi, starają się pozyskiwać odbiorców. W gospodarce nadmiaru nasilają się trudności ze zdobyciem klientów. A to oni decydują o tym, czy gospodarka się rozkręca czy przysypia. (…)

W jakim stopniu dotyczy to Polski? Mamy do czynienia z wysoką konsumpcją wewnętrzną, która stymuluje rozwój gospodarczy.

Polski wzrost gospodarczy jest dość satysfakcjonujący, sytuacja gospodarcza jest dobra. Nawet najbardziej sroga dla Polski agencja ratingowa S&P podwyższyła nam perspektywę ze stabilnej na pozytywną. Mimo tego, że gospodarka polska rośnie relatywnie szybko, bardziej niż strefa euro, mocniej niż wiele innych krajów, to jednak problemem jest to, że wzrost ten ciągnięty jest głównie przez konsumpcję wewnętrzną. Ma ona kilka źródeł, na przykład program Rodzina 500+, dzięki któremu ponad 20 mld zł rocznie trafia na rynek, co oczywiście tworzy popyt, tak cenny w warunkach gospodarki nadmiaru. Z drugiej strony, z punktu widzenia pracodawców, sytuacja na rynku pracy pogarsza się w tym sensie, że narastają trudności przedsiębiorstw z pozyskiwaniem pracowników o odpowiednich kwalifikacjach, a tym samym zmuszane są do zwiększenia płac. To kolejne źródło napływu pieniądza na rynek wewnętrzny. Na to nakłada się czynnik urzędowy, czyli ustawowe podwyższenie poziomu płacy minimalnej i minimalnych godzinowych stawek za pracę. To wszystko sprawia, że stopniowo rośnie udział płac w PKB. Ale przestrzeń do takiego wzrostu jest wciąż bardzo duża. Polska ma bowiem o kilkanaście punktów procentowych niższy udział płac w PKB niż na przykład Niemcy.

Z czego to wynika?

Z tego, że Polska przez cały okres transformacji konkurowała niskimi płacami. Bardzo dobrze, że ten udział płac w PKB rośnie, bo to nakręca koniunkturę. Ale wzrost gospodarczy może następować dzięki konsumpcji tylko przez pewien okres. Z czasem możliwości wzrostu – bez inwestowania – się wyczerpują. Stopień wykorzystania zdolności produkcyjnych rośnie, a przy tym w wielu branżach jest on już bardzo wysoki.

A to znaczy, że inwestycje stają się niezbędne…

Tak. Z drugiej strony, żeby przedsiębiorstwa chciały inwestować, muszą mieć do tego bodźce. Jeżeli rośnie popyt, takie bodźce się pojawiają. Niestety, cechą gospodarki globalnej staje się narastająca niepewność, także niepewność co do rynków zbytu. Wynika to z wielu przyczyn, w tym przede wszystkim z przemian, jakie przynosi rewolucja cyfrowa. W związku z nią mamy do czynienia z tzw. efektem zamknięcia, polegającym na tym, że stare wzorce, właściwe dla cywilizacji przemysłowej, cywilizacji kominów fabrycznych, przestają być skuteczne, stając się barierą rozwoju. Nowe napiera, a stare się broni.

(…)

W Polsce do globalnej niepewności dochodzi jeszcze to, że przedsiębiorcy przyzwyczaili się przez lata transformacji do funkcjonowania w warunkach niskich płac. Był to model prowadzący de facto do kolonizacji kraju, do uczynienia z Polski podwykonawcy. Takie przedsiębiorstwo jak np. centrum usług może się w każdym momencie przenieść gdzie indziej. Nowa gospodarka umożliwia prowadzenie biznesów bez dużych nakładów, nie trzeba budować fabryki, stawiać budynków, wystarczy je wynająć. W przypadku jakiejkolwiek niekorzystnej zmiany szybko można się wynieść. W Polsce inwestycje zagraniczne nie są dostatecznie ukorzenione ani gospodarczo, ani społecznie. Polscy przedsiębiorcy z kolei, przyzwyczajeni do niskich płac, zderzają się raptem z brakiem fachowców, którym trzeba podwyższyć płace.

Jaka powinna być ich reakcja?

Powinni szukać pracooszczędnych rozwiązań, czyli inwestować w robotyzację. A to się nie dzieje dostatecznie dynamicznie, i to mimo faktu, że przedsiębiorstwa mają pieniądze. Ich wolne zasoby pieniężne sięgają około 270 mld zł. Do tego dochodzą jeszcze środki banków, które nierzadko miewają problemy z nadpłynnością.

Ale rozwiązaniem są pracownicy z zagranicy, przede wszystkim Ukraińcy…

Tak naprawdę zatrudnianie cudzoziemców to proteza w sytuacji, gdy brakuje fachowców. Trwałym rozwiązaniem byłoby inwestowanie w przedsięwzięcia pracooszczędne. Potwierdzają to m.in. doświadczenia i polityka Japonii. Peter Frase, amerykański socjolog, w książce „Cztery przyszłości. Wizje świata po kapitalizmie”, pisze, jak bardzo cyfryzacja może zmienić nasze życie i świat. Podaje przykład rolników w Kalifornii, którzy mieli problem ze zbiorem płodów rolnych ze względu na brak tanich pracowników. Najpierw płacili im więcej i dopiero po pewnym czasie zdecydowali się na robotyzację. Roboty rozwiązały problem. W Polsce wynajmuje się Ukraińców. Oczywiście, przedsiębiorcom, na przykład rolnikom, może brakować pieniędzy na takie inwestycje, ale dlaczego nie mogliby w różnych formach łączyć swoich potencjałów? Na przykład kilku plantatorów mogłoby zainwestować w kupno nowoczesnych maszyn. Niestety, nie ma u nas tradycji łączenia sił. Ma to o też związek z błędami transformacji, gdzie zmarginalizowano sektor spółdzielczy, uznając, że tylko czysto prywatna forma własności jest właściwa.

Rozmawiał Stanisław Koczot, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Bankowej”

Pełny wywiadu z prezes PTE prof. Elżbietą Mączyńską oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych

„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html

Powiązane tematy

Komentarze