Opinie

Kurs rubla udało się na razie ustabilizować

Marek Budzisz

Marek Budzisz

analityk, publicysta tygodnika "Sieci" i "Gazety Bankowej", znawca Rosji

  • Opublikowano: 16 września 2018, 11:19

  • 14
  • Powiększ tekst

Po ubiegłotygodniowym znacznym osłabnięciu rubla, a przypomnijmy, że po raz pierwszy od 2016 roku jego kurs wobec dolara przekroczył psychologiczną barierę 70 rubli, rosyjskie władze przystąpiły do działania, a nawet są powody, aby przypuszczać, że mieliśmy do czynienia z nieogłoszoną, ale faktyczną interwencją na rynku walutowym.

W pierwszej kolejności władze postanowiły najwyraźniej interweniować na rynku rządowych papierów skarbowych. Przypomnijmy, że odwołano już w obliczu niezadowalającego popytu trzeci w tym miesiącu przetarg, mimo, że rentowność rosyjskiego długu wzrosła o 2  proc. i przekroczyła 9  proc. rocznie. Utrwalenie takiego trendu byłoby dla rosyjskiego sytemu finansów niebezpieczne. Nie, dlatego, że władze na gwałt potrzebują pieniędzy – budżet ma stabilną nadwyżkę, zaś rezerwy walutowe utrzymywane są na wysokim i uznawanym za bezpieczny poziom. Idzie o to, że utrzymywanie się wysokiego oprocentowania długu uniemożliwia stymulowanie gospodarki za pomocą stóp procentowych, a nawet w obliczu jego wzrostu, trzeba myśleć o ich podniesieniu, o czym już się w Rosji mówi, co i tak osłabi wątłe impulsy wzrostowe. Liczy się też efekt psychologiczny, a w ubiegłym tygodniu zaczęto nawet mówić o pierwszych oznakach paniki na rynku, co było dodatkowym bodźcem osłabiającym rubel. W ubiegły czwartek, czyli wtedy, kiedy rozpoczęły się zniżki na rynku walutowym, pojawili się pierwsi duzi nabywcy na rynku rządowych papierów skarbowych. W efekcie na początku bieżącego tygodnia cena długu obniżyła się znów do poziomu poniżej 9  proc., a wolumen transakcji, wzrósł o 3 do 7 razy, w zależności, o jakich obligacjach mówimy. Ten wzrost popytu, jak się okazało był przede wszystkim wynikiem aktywności rosyjskich banków, głównie kontrolowanych przez państwo. Bank Centralny na początku miesiąca wyemitował 405 mld rubli, które trafiły do systemu bankowego w charakterze kredytów, które zabezpieczone zostały zastawami na obligacjach wyemitowanych przez rząd. Jednym słowem mieliśmy do czynienia z wydrukowaniem przez rosyjski odpowiednik NBP odpowiedniej puli pieniędzy po to, aby wykupić papiery skarbowe z rynku i podnieść ich atrakcyjność w oczach niezorientowanych inwestorów, przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej.

Po tym jak udało się zatrzymać krach na rynku papierów skarbowych, rubel zaczął umacniać się wobec dolara i w ciągu dwóch dni nadrobił 1,5 rubla z piątkowo – poniedziałkowych strat. Oczywiście nie wystarczył tylko efekt psychologiczny, bo spread na swapy walutowe utrzymuje się nadal w Rosji na wyjątkowo wysokim poziomie, a wg. raportów Banku Centralnego odpływ kapitału netto jest trzykrotnie większy niźli zakładały sformułowane na początku roku prognozy. Trzeba było wpompować dolary do systemu bankowego i Ministerstwo Finansów umieściło, w charakterze depozytów 500 mln dolarów, co miało zaspokoić, choćby na krótki czas, sygnalizowane przez system braki płynności walutowej.

W rządzie postanowiono też najwyraźniej wzmocnić efekt psychologiczny, bo odpowiadający za resort Rozwoju Gospodarczego minister Orieszkin, publicznie powiedział, że cena równowagi dolara wynosi jego zdaniem 50 rubli, a w najbliższym czasie kurs amerykańskiej waluty obniży się do poziomu ok. 65 rubli. Na dodatek pojawiło się mnóstwo pogłosek, które jak można przypuszczać miały skłonić, szczególnie ludność, do uspokojenia. Otóż od kilku tygodni mówi się w Rosji o nasilającej się fali fałszerstw banknotów, szczególnie o większych nominałach. Doszło do tego, że wpłatomaty przestały je przyjmować. W ubiegłym tygodniu pojawiła się zaś plotka, że w związku z tym problemem władze przewidują wymianę pieniędzy. Ma ponoć chodzić o to, aby świat przestępczy i generalnie wszyscy ci, którzy obracają wielką gotówką „dostali po kieszeni”, bo wiadomo, że kiedy władza wymienia pieniądze to musi na tym zarobić. Jak to się ma do rynku walutowego? Pod koniec ubiegłego tygodnia prezes państwowego banku WTB Kostin wezwał władze do wprowadzenia dość fundamentalnej reformy. Bo do tej pory, chcąc zniechęcić banki do udzielania kredytów walutowych regulator rynku podnosił limity rezerw, które muszą być ich zabezpieczeniem. Ale teraz, Kostin zaproponował, aby w sytuacji likwidacji depozytów walutowych, obywatelom wypłacać wkłady dolarowe, (ale chodzi też o euro) w rublach. Niezależnie od tego, że taki nieszczęśnik może zostać ugodzony kursem wymiany, to na dodatek otrzyma swe oszczędności w rublach, najprawdopodobniej o wysokich nominałach. A umieszczenie ich w charakterze depozytów w rosyjskich bankach nie jest wcale takie automatyczne, i może się okazać, że zostanie on z dużą gotówką. A co będzie, jeśli w tym samym czasie nastąpi wymiana, albo unieważnienie poszczególnych serii banknotów?

Mogliśmy, zatem obserwować interwencję rosyjskiego rządu na rynku walutowym celem uspokojenia sytuacji. Czy jednak osiągnięty efekt utrzyma się długo? Należy wątpić. Z tego przede wszystkim powodu, że informacje fundamentalne, jakie napływają każdego dnia nie nastrajają optymistycznie. Odpowiadający za rosyjski sektor wydobycia węglowodorów minister Nowak, przy okazji zakończonego właśnie we Władywostoku Forum Ekonomicznego, zapowiedział, że w nadchodzących latach ceny ropy, a co za tym idzie i gazu będą spadać. W jego opinii średnia cena baryłki Urals, którą produkuje Rosja, dziś osiągająca poziom 70 dolarów, w przyszłym roku będzie kształtowała się na poziomie 63,4 dolara, rok później 59,7, a w 2024 roku 53,5  proc.. Jednym słowem dolarowe eldorado się skończy, a do tej pory kurs rubla zawsze był silnie związany z ceną ropy – im cena wyższa tym rubel był silniejszy. Ale to nie wszystko, bo dziś dochody związane z eksportem węglowodorów stanowią 60  proc. rosyjskiego budżetu, który silnie odczuje nie tylko spadek cen, ale i spadek poziomu wydobycia.

Przy czym świat nie szczędzi Rosji nieprzyjemnych nowin. Tylko dzisiaj (14 września) Moskwa przegrała dwie sprawy w zagranicznych sądach, łącznie na prawie 6 mld dolarów. Londyński sąd apelacyjny rozstrzygnął sprawę o zapłatę przez Ukrainę 3 mld dolarów. Chodzi o obligacje kupione przez Moskwę a określane w Kijowie mianem „łapówki dla Janukowycza”, bo ich zakup wbrew obowiązującym w samej Rosji regułom przeforsował Putin zaraz po tym jak w Wilnie ówczesny prezydent Ukrainy odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE, co doprowadziło do Majdanu. Rosjanie byli pewni, że obligacje, które kupili na irlandzkim rynku, są pewne, ale po werdykcie już nie. Proces potrwa jeszcze długo, bo apelacja nakazała rozpoczęcie go od nowa, a Moskwa była pewna, że za chwilę dostanie pieniądze. W Sztokholmie Gazprom przegrał z kolei przed sądem arbitrażowym sprawę o 2,6 mld dolarów. A wczoraj przedstawiciele amerykańskiego Ministerstwa Finansów komentując nowe antyrosyjskie sankcje związane ze sprawą Skripala, powiedzieli, że „będą srogie” i dotkną „rosyjski system bankowy”. Poinformowano też, że sankcjami może zostać objęty rosyjski koncern lotniczy budujący samolot pasażerski SSJ 100. Ta nadzieja rosyjskiego przemysłu lotniczego, budowana jest w oparciu o dostawy podzespołów amerykańskich. I gdyby Suchoj został objęty sankcjami, to jak poinformowali w centrali firmy, potrzebować będą nie mniej niż 4 lata, aby znaleźć ekwiwalentnych dostawców.

Jednym słowem niestabilny rosyjski rynek walutowy mierzyć się musi z siłami międzynarodowej polityki i finansów. Nie ma wątpliwości, kto w tej batalii dysponuje silniejszymi kartami. Sytuacja na rosyjskim rynku nadal jest niestabilna, a powtarzanie działań mających doprowadzić do stabilizowania kursu szybciej doprowadzi do wyczerpania rosyjskich rezerw niźli osiągnięcia pożądanego efektu.

Powiązane tematy

Komentarze