Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Wizje gospodarki z punktu widzenia "Gazety Wyborczej"

Kacper Twardowski

Kacper Twardowski

Absolwent Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz Uniwersytetu Jagiellońskiego w kierunku stosunków międzynarodowych. Specjalizuje się w zagadnieniach geopolityki i krajów postradzieckich, zwłaszcza Rosji i Ukrainy. Stara się być konserwatystą z silnymi inklinacjami w kierunku gospodarczego liberalizmu.

  • Opublikowano: 18 listopada 2013, 09:22

  • 3
  • Powiększ tekst

Spędzenie niedzielnego przedpołudnia na przeglądaniu polskich serwisów internetowych posiada czasami swoje zalety. Mogą one przybrać formę zarówno walorów poznawczych, jak również być czynnikiem wywołującym rozmaite emocje u potencjalnego czytelnika. Porównywalne, dodajmy, z obejrzeniem dobrze skonstruowanego thrillera, bądź dramatu psychologicznego.

Internauci, którzy pokusili się w niedzielny poranek na odwiedzenie strony "Gazety Wyborczej", dostali możliwość zapoznania się z tekstem prezesa zarządu znamienitej firmy Antal International, Artura Skiby. Dla ludzi, którym owa nazwa pozostaje obca podsuwam wyjaśnienie, że jest to międzynarodowa firma rekrutacyjna. Pan prezes, w tekście zatytułowanym "Młodzi, do roboty!", próbuje przedstawić interpretację rynku pracy w Polsce w oparciu o własne rozumienie pojęć takich jak "przedsiębiorczość" czy "odpowiedzialność". Prócz wielu zdań mogących być uznanymi za płytkie banały, tekst prezesa Skiby zawiera również w sobie twierdzenia dalekie od obiektywizmu, a nawet zdrowego rozsądku. O ile bowiem można doszukiwać się znamion prawdy w zdaniu, że: "Ludzie sukcesu nie szukają usprawiedliwień, nie tłumaczą się, że na ich życie wpłynęła jakaś ustawa czy zły szef", tym niemniej, nie oznacza to bynajmniej, że stanowione prawo nie ma wpływu na ogólną sytuację gospodarczą, w tym na rynek pracy. Zupełnie osobną sprawą pozostaje pytanie, czy każdy obywatel chce, a przede wszystkim, czy może zaliczać się do kategorii "ludzi sukcesu" (pojęcie jakże nieostre)? Problemem pozostaje również pogodzenie faktów z realiami, co wyraża się w zdaniu "Nie zamydlajmy oczu - sytuacja ekonomiczna Polski należy obecnie do najlepszych w Europie i jednych z najsilniejszych na świecie".

W tym wszystkim największą aberracją wydają się proponowane rozwiązania: "Możecie narzekać na to i załamywać ręce i w wieku 30 lat żyć na łasce coraz starszych rodziców albo - pogodzić się z tym, w jakich czasach żyjecie. Zacisnąć zęby i iść na nawet bezpłatny staż, czy przez tydzień kserować dokumenty, albo trzy miesiące wspierać innych w drobnych zadaniach, żeby w efekcie po trzech latach ciężkiej pracy trafić do elity specjalistów i menedżerów w tym kraju. Dodam, że ich średnie wynagrodzenie wynosi ponad 9 tys. zł brutto. Wasza decyzja."

Klasyk literatury fantasy John R.R. Tolkien włożył kiedyś w usta jednego z trzecioplanowych bohaterów swej powieści słowa: "Rada to niebezpieczny podarunek, nawet między Mędrcami, a każda może poniewczasie okazać się zła". Czy tak jest w tym przypadku? Biorąc pod uwagę praktycznie równoległy artykuł (różnica kilku dni) z międzynarodowego czasopisma biznesowego Forbes, wg którego oczekiwania młodych absolwentów studiów wyższych z Polski są siedmiokrotnie mniejsze od oczekiwań ich rówieśników z Szwajcarii, zajmując de facto ostatnią pozycję w rankingu m.in. za młodymi Hindusami, Chińczykami, Meksykanami czy Rosjanami, czy zarzuty kierowane przez prezesa firmy rekrutacyjnej wobec młodych Polaków są rzeczywiście prawdziwe?

Jednocześnie nasuwa się pytanie o młodych ludzi, którzy nie odczuwali potrzeby, bądź też nie mogli z różnych powodów podjąć tzw. studiów. O ile istnieją silne branże, jak choćby budownictwo, które raczej będą wykazywały zapotrzebowanie na napływ nowej siły roboczej (pamiętajmy, że nawet one uzależnione są od czynników pokroju demografii, czy też prowadzonej polityki podatkowej, w tym wypadku manipulacji przy stawce VAT), to kondycja pozostałych sektorów handlu i usług również pozostaje w faktycznej zależności pośredniej od decyzji podejmowanych na szczeblu rządowym, a następnie parlamentarnym.

Prawie pół tysiąca komentarzy pod opisywanym tekstem, w przeważającej większości negatywnych, skłoniło administratorów portalu gazeta.pl do zamieszczenia tekstu równoważącego negatywny oddźwięk poprzedniego artykułu. Dzięki temu każdy internauta, który wszedł wieczorową porą na stronę "Gazety", miał (ma) możliwość zapoznać się z publikacją o tytule. "Jaki jest rekord głodowej stawki za pracę na godziny?". Jej treść nie nastraja optymizmem, bowiem okazuje się, że wspomniany ranking otwiera niewymieniona z nazwy firma z Trójmiasta, która zaproponowała potencjalnym dozorcom placu budowy stawkę wynoszącą 2,40 zł. Nie sposób przekazać świętego Ducha Oburzenia towarzyszącego autorowi bez podania obszernych cytatów: "Sprawą zajęła się Gazeta Wyborcza. Jakiś milion ludzi pracuje na godziny za 5-6 zł. Starcza na bochenek chleba i niewiele więcej. Ten rodzaj zatrudnienia to busz po polsku. Wyzysk, zapłacą albo i nie, wzgarda ze strony pracodawcy, żadnej ochrony prawnej ani widoków, by z biedy się wydostać. Źle to wróży naszej przyszłości. Najwyższy czas zająć się tym na poważnie - będzie apelował w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej Piotr Stasiński, zastępca redaktora naczelnego. Gazeta Wyborcza rozpoczyna reporterski cykl o tym, jak się pracuje w najgorzej płatnych pracach". W dalszej części tekstu zawarte są świadectwa wybranych pracowników oraz konkluzja sprowadzająca się do apelu: "W Polsce około 900 tys. ludzi pracuje na godzinówkach. Czas to zmienić, ustalając dla nich minimalną stawkę".

Płaca minimalna pozostaje tematem, który budzi olbrzymie kontrowersje wśród środowisk ekonomistów. Poświęcono jej wiele publikacji naukowych, które wzajemnie sobie przecząc, udowadniają negatywny, bądź pozytywny wpływ na ogólną sytuację gospodarczą. Powyższy artykuł nie ma na celu ostatecznego rozstrzygnięcia omawianej kwestii, warto jednak zwrócić uwagę na dwa aspekty:  powody upowszechnienia umów cywilno-prawnych (umowa zlecenie, umowa o dzieło) oraz ewentualne konsekwencje zmian prawnych mających na celu faktyczne "zrównanie" omawianych umów ze statusem umów "o pracę". Znaczący jest fakt, że zmiana zapisu w ustawie nie tworzy ani jednego nowego miejsca pracy (ponieważ zależy to od zupełnie innych czynników), a wręcz przeciwnie, skłania dotychczasowych pracodawców do poszukiwania oszczędności oraz cięcia kosztów.

Tym sposobem dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której tego samego dnia czytelnicy "Gazety", pozostają zmuszeni do doświadczenia nieprzyjemnego uczucia dysonansu poznawczego, ponieważ z jednej strony informowani są o własnej roszczeniowości oraz wzorowej sytuacji gospodarczej naszego kraju na tle Europy, a z drugiej o haniebnych praktykach rodem z krajów "trzeciego świata" (ta umowna kategoria jest o tyle ciekawa, że swego czasu władze Birmy, znanej też na świecie jako Myanmar, zaproponowały na łamach ONZ wprowadzenie kolejnego stopnia- krajów "czwartego świata"). Będąc pouczonym przez opiniotwórcze media o zakresie odpowiedzialności za własne życie, nawet nie mam czelności zapytać premiera: "Jak żyć?"

Powiązane tematy

Komentarze