Stabilna niestabilność w Republice Włoskiej
Dwa tygodnie po wyborach we Włoszech wszyscy ze wszystkimi się kłócą, a o powołaniu rządu można jedynie pomarzyć. Ba, strony nawet o tym nie myślą. Na razie walczą o stanowiska w obu izbach parlamentu. Ktoś przecież musi otworzyć i poprowadzić pracę tych gremiów.
Prezydent Włoch, któremu po zmianach w prawie tuż przed wyborami dano do rąk narzędzia „king maker-a”, kpi w żywe oczy z przywódców partyjnych podpowiadając im, że przecież mogą rządzić wszyscy naraz i razem!
Oczywiście, ciągły ruch na politycznej scenie to niemal tradycja tego kraju, można wręcz mówić o stabilnej niestabilności. I tak też widzą całą sytuację rynki, gdyż mimo włoskiego mishmash (po naszemu: groch z kapustą), tj pewnej niepewności, rentowność włoskich obligacji po dwóch tygodniach bezhołowia okazuje się niższa niż w dzień po wyborach! Słowem dolce vita! Po co komu rząd?!
Aż strach pomyśleć, co by to było, gdyby Liga dogadała się z Ruchem 5 Gwiazd - przecież świat mógłby się zawalić razem z całą eurozoną. He, nie ma takiej opcji. Dwie siły, które w istocie wygrały wybory i mogłyby sformować większościowy rząd deklarują, że wejdą w koalicję tylko w jednym przypadku: by doprowadzić do przedterminowych wyborów. Czyli jeszcze więcej dobrej włoskiej stabilnej niestabilności. Pizza pronto x 2!