Opinie

Niemiecka armatohaubica M109 Paladin. To alternatywa dla koreańskich K9 / autor: Pixabay
Niemiecka armatohaubica M109 Paladin. To alternatywa dla koreańskich K9 / autor: Pixabay

TYLKO U NAS

W UE koniec z zakupami uzbrojenia na własną rękę?

Artur Ceyrowski

Artur Ceyrowski

Dziennikarz, publicysta, komentator

  • Opublikowano: 5 marca 2024, 17:01

    Aktualizacja: 6 marca 2024, 11:19

  • Powiększ tekst

Komisja Europejska planuje zmusić państwa członkowskie do większych zakupów obronnych wewnątrz unijnego rynku. Oficjalnym celem nowego pomysłu unijnych decydentów jest, jak zawsze, szlachetna idea “wzmocnienia europejskiego przemysłu obronnego”. Gdy Hannibal ante portas, nikt nie będzie protestował. Warto jednak zerknąć na szczegóły i zapytać, kto na tym najwięcej zarobi?

O nowych pomysłach KE piszą m.in. agencja Reuters i tygodnik „Der Spiegel”, wspominając o możliwej aktywizacji przemysłu zbrojeniowego UE. Wszystko po to, aby przejść w zapowiadany wcześniej m. in. przez Scholza czy Marcona “tryb gospodarki wojennej”, która jest niezbędna do odpowiedzi na rosyjską agresję na Ukrainę.

Nowy pomysł na europejską zbrojeniówkę

Oficjalnym uzasadnieniem, poza tym oczywistym, wymienionym wyżej, są też permanentne braki surowców, z którymi zmaga się europejska zbrojeniówka. Wiele komponentów i surowców wcześniej sprowadzanych było np. z Chin, które teraz - dziwnym zbiegiem okoliczności - przestały współpracować i realizować swoje umowy.

To oczywiście opóźnia dostawy uzbrojenia i sprzętu wojskowego na Ukrainę, ale stawia też pod ogromnym znakiem zapytania moce wytwórcze niemal całego europejskiego przemysłu zbrojeniowego, który jest w dużym stopniu uzależniony od dostaw z zewnątrz.

Nad rozwiązaniami pracują komisarz UE ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton wraz z szefem polityki zagranicznej UE Josephem Borellem, którzy wspólnie mają przedstawić nową strategię obronną dla całej UE.

Jak wygląda plan, na który naciska Komisja Europejska, i jakie są jego składowe?

• znaczące zwiększenie produkcji uzbrojenia • zmuszanie („Spiegel” używa formy “zachęcanie”) państw UE do kupowania uzbrojenia wewnątrz unijnego rynku • większa ochrona europejskiego przemysłu przed międzynarodową konkurencją (co de facto będzie pewnie oznaczać zakazy kupowania poza UE) • stworzenie magazynu rezerw europejskich, a także ośrodka badającego i koordynującego zapotrzebowanie na broń i sprzęt wojskowy, oraz w razie potrzeby, zwalczania niedoborów surowcowych za pomocą daleko idących interwencji rynkowych

Jak te pomysły wpłyną np. na brakujące dostawy z rynku chińskiego? Trudno zgadywać. Pewne jest natomiast to, że pakiet zmian składa się z dwóch części, jedna to EDIS (Strategia Europejskiego Przemysłu Obronnego - red.), druga to EDIP (Program Europejskiego Przemysłu Obronnego - red). Ten drugi program jest formalnie wnioskiem legislacyjnym, który ma umożliwiać przejście z trybu gospodarki pokojowej na tryb wojenny.

Twórcy ww. projektu nie udają nawet, że ich podstawowym problemem jest to, że państwa Wspólnoty kupują broń poza UE. Według Spiegla, który wprost cytuje autorów dokumentów “od początku rosyjskiego ataku na Ukrainę kraje UE zakupiły 78 proc. swojego sprzętu wojskowego poza UE, 63 proc. z samych USA. W latach 2017–2023 unijny rynek obronny wzrósł o 64 proc., ale handel między państwami UE stanowi zaledwie marne 15 proc. tego rynku”.

Komisja Europejska chce to zmienić w taki sposób, aby do 2030 roku państwa UE musiały pozyskiwać połowę swojego sprzętu wojskowego z rynku wewnętrznego, a już w 2035 roku musi to być 60 proc. zakupów.

Na wdrożenie planu, co nie zaskakuje, najbardziej naciskają europejscy potentaci na rynku zbrojeń, czyli Francuzi i Niemcy. Ci ostatni już od kilkunastu miesięcy narzekają, że państwa Wspólnoty kupują towary poza europejskim rynkiem, co ich zdaniem ma szkodzić… także Ukrainie zmagającej się z rosyjską agresją.

Nota bene „Der Spiegel” pisze wprost, że według projektu EDIP, “Ukrainę należy już postrzegać jako państwo członkowskie”.

Opublikowany w „Spieglu” tekst nie ukrywa, że plany firmowane przez Ursulę von der Leyen budzą irytację unijnych dyplomatów spoza Niemiec i Francji. Autorzy artykułu przypominają, że obronność - zgodnie z unijnymi traktatami - wciąż jest wewnętrzną sprawą państw UE i KE nie ma prawa w nią ingerować.

Tu zaś będziemy mieli sytuację, w której to właśnie Komisja Europejska będzie odgrywałą centralną rolę w strategii przemysłowej europejskiej zbrojeniówki. Plany są tak szerokie, że zakładają nawet nadzór KE nad przemysłem obronnym w danym państwie, m. in. poprzez regularny monitoring i “mapowanie” łańcuchów dostaw, a także badanie techniczne produktów. Nowa strategia idzie jeszcze dalej. Sugeruje nawet, że w razie gwałtownej potrzeby unijne przedsiębiorstwa z dowolnej branży powinny zostać zmuszone do zmiany swojej produkcji.

Niemiecka armatohaubica M109 Paladin. Na polu walki to alternatywa dla koreańskich K9, które rząd prawicy już zakontraktował dla Wojska Polskiego / autor: Pixabay
Niemiecka armatohaubica M109 Paladin. Na polu walki to alternatywa dla koreańskich K9, które rząd prawicy już zakontraktował dla Wojska Polskiego / autor: Pixabay

Ile Polska wydaje poza rynkiem unijnym?

Kiedy naświetli się plany unijnych komisarzy warto przypomnieć, że Niemcy już w 2022 roku byli na 6. miejscu na świecie pod względem eksportu broni. Zdecydowanym liderem pod tym względem są oczywiście Stany Zjednoczone (45,4 proc. rynku), druga jest Francja (9,4 proc.), a trzecia – Rosja (8,3 proc.). Niemców (4,7 proc.) wyprzedzają jeszcze, ale tylko nieznacznie, Chińczycy (6,3 proc.) oraz Włosi (5,7 proc.). Polska znalazła się w tym rankingu na 10. miejscu (1,4 proc.).

Te proporcje od dawna nie podobają się za naszą zachodnią granicą. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że europejscy komisarze niechętnie patrzą na polskie zakupy broni poza rynkiem UE. Zwłaszcza, że wydajemy ogromne pieniądze, które można byłoby transferować do Niemiec zamiast do Stanów Zjednoczonych czy Korei.

Przypomnijmy tu choćby podpisany w styczniu 2020 roku kontrakt na zakup 32 samolotów bojowych piątej generacji F-35A, którego wartość opiewała na 4,6 miliarda dolarów.

Jeszcze drożej, bo aż 12,32 miliarda dolarów, kosztować będą nas zakupy w Republice Korei. Jaki będzie ostateczny los tej umowy wciąż nie jest jasne, ale warto przypomnieć, co za te ogromne pieniądze w Korei kupiliśmy.

Mianowicie: 180 czołgów Hyundai K2 Black Panther (warte 3,37 miliarda dolarów), 212 armatohaubic samobieżnych Hanwha K9A1 Thunder (2,4 miliarda dolarów), 48 samolotów szkolno-bojowych FA-50 Golden Eagle (3 miliardy dolarów) i artyleryjskie systemy rakietowe K239 Chunmu (3,55 miliardy dolarów). Finalnie czołgów K2 docelowo miało być w polskiej armii tysiąc, dział K9 - 672, a K239 - 288.

Miało być, bo jak wszyscy doskonale wiemy, wraz ze zmianami, które nastąpiły w Polsce po wyborach 15 października ub. roku, zmieniła się także optyka myślenia o zbrojeniach. Na pewno inny będzie jej wektor i do tego, aby spróbować wskazać jego kierunek, nie potrzebujemy nawet “europejskiej strategii zbrojeniowej”.

Artur Ceyrowski

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych