Opinie

Czołg T-72B3 - takimi maszynami także dysponowali wagnerowcy / autor: PAP/EPA/RUSSIAN DEFENCE MINISTRY PRESS SERVICE/HANDOUT
Czołg T-72B3 - takimi maszynami także dysponowali wagnerowcy / autor: PAP/EPA/RUSSIAN DEFENCE MINISTRY PRESS SERVICE/HANDOUT

TYLKO U NAS

Drugie życie Grupy Wagnera. Co słychać u najemników?

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 20 marca 2024, 18:56

  • Powiększ tekst

Jeszcze w 2023 roku tzw. Grupa Wagnera stanowiła poważną siłę militarną, zdolną rzucić wyzwanie samemu Władimirowi Putinowi. Co dzieje się z organizacją po śmierci jej szefów? I czy PMC Wagner ma następców?

Grupa Wagnera była prywatną organizacją wojskową (PMC - Private Military Company) powstałą w czasie rosyjskiej interwencji w Syrii, choć w mniej sformalizowany sposób jej najemnicy mieli już walczyć na Ukrainie w roku 2014, pełniąc też funkcje porządkowe na zaanektowanym przez Rosjan Krymie czy… pacyfikując separatystycznych watażków na wschodzie Ukrainy!

Realnie jednak Wagner PMC… nigdy nie istniała. To co znamy pod pojęciem „Grupy Wagnera” w istocie, jak wskazuje Grzegorz Kuczyński w swej książce „Wagnerowcy - psy wojny Putina”, istnienie tej PMC nigdy nie zostało do końca sformalizowane (przypomnijmy - przynależność do prywatnych organizacji militarnych jest niezgodna nawet z rosyjskim prawem!) - PMC Wagner był w istocie konglomeratem kilkudziesięciu mniejszych spółek i organizacji, „jedynie” działających pod wspólnym, znanym globalnie „brandem” jakim była Grupa Wagnera.

Nie tak elitarni

Choć żołnierze PMC Wagner mieli w światowych mediach wizerunek bezwzględnych profesjonalistów prawda o wartości bojowej tej formacji jest nieco inna.

W istocie - zwłaszcza w ostatnich latach - wartość bojowa członków PMC Wagner była niekiedy nawet niższa niż wartość przeciętnego, zawodowego żołnierza armii Federacji Rosyjskiej. Wszystko to z powodu werbunku prowadzonego między innymi w rosyjskich zakładach karnych. Osadzeni nie reprezentowali jakościowego wojska, i ginęli (lub dezerterowali) tysiącami - szczególnie pod Bachmutem.

Nie oznacza to jednak, że „wagnerowców” należało lekceważyć - w formacji walczyli też weterani Donbasu, Syrii, jak również uczestnicy operacji „Wagnera” w Afryce.

Śmierć szefa, śmierć formacji?

Gdy 23 sierpnia ubiegłego roku w wyniku tajemniczej katastrofy lotniczej zginął szef PMC Wagner Jewgienij Prigożyn, jak również weteran i zarazem człowiek, którego pseudonim, tzw. callsign, stał się właśnie nazwą dla grupy – Dmitrij „Wagner” Utkin, los formacji stanął pod znakiem zapytania.

W wyniku wcześniejszej „ugody” między Prigożynem a Putinem, zawartej krótko po tzw. buncie Prigożyna, spora część „Grupy Wagnera” została skierowana na Białoruś, gdzie - jak spekulowano - miała zająć się operacjami hybrydowymi przeciwko polskiej granicy i przemytem. Brzmiało to groźnie i być może istotnie taki był zamysł Kremla, jednak rzeczywistość zweryfikowała te założenia - Wagnerowcy nudzili się na Białorusi i szybko zaczęli zaciągać się na kontrakty do innych PMC działających poza Europą. Spora część żołnierzy wyjechała do Afryki, by tam realizować zadania. Efekt? Szacuje się, że białoruskie resztki Grupy reprezentują znikomą wartość bojową.

Wagnerowiec wraca do domu

A co z tymi najemnikami, którym pokończyły się kontrakty? Wielu z nich wróciło do Rosji, niektórzy też skorzystali z ułaskawień wydanych przez prezydenta tego kraju… i wrócili do przestępczego procederu.

Choć w mediach głównego nurtu w Rosji próżno szukać o tym informacji, z pomocą przychodzą tu media opozycyjne i antykremlowskie.

Jak wskazuje portal Wiorstka, spora część dawnych wagnerowców wstąpiła do Rosgwardii, inni zaś - ci z lepszym przeszkoleniem - dołączyli do czeczeńskich jednostek specjalnych „Achmat”. Niektórzy jednak wrócili „do cywila”. No i się zaczęło!

Najemnik pije i bije

Wiorstka dotarła do byłych wagnerowców, którzy nie zdecydowali się na kontynuowanie wojennej drogi - i teraz żałują!

Byli najemnicy na nowo chcą zaciągnąć się na wojnę, szukając kontraktów na Ukrainę i do Afryki, jak również chętnie przyjmują zadania policyjne w kraju w tym - w OMONie. Pikanterii w tym ostatnim przypadku dodaje fakt, że przyszli policjanci są w sporej części ułaskawionymi skazańcami, odsiadującymi wyroki za narkotyki czy rozboje.

Pytani przez portal najemnicy wskazują, że pokój nie jest dla nich - żalą się, iż nie odnajdują się w nowej rzeczywistości. Często towarzyszy temu przemoc wobec najbliższych rodzin.

Na platformie Telegram, w profilach zrzeszających rodziny wagnerowców często można napotkać historie partnerek najemników, skarżących się na ich problemy alkoholowe, uzależnienie do narkotyków czy agresję. Wielu najemników cierpi też na PTSD. Potwierdzają to dane policyjne - dziennik „The Moscow Times” informował pod koniec ubiegłego roku o zatrzymaniu w Dagestanie dwóch byłych najemników. Dopuścili się oni porwania dla okupu.

Być może „ratunkiem” dla takich osobników jest osoba syna Jewgienija Prigożyna - Paweł. To właśnie on miał rzekomo przejąć „interes” po ojcu, prowadząc nowy zaciąg.

Czy orkiestra nadal gra?

Swego czasu wagnerowcy mówili o sobie: „muzykanci, których zna cały świat”. Dziś jednak ich blask mocno przygasł. Jak mówi nam Artur Górski, ekspert ds. przestępczości zorganizowanej, autor książki „Wagnerowcy i inne prywatne armie świata”: „Określanie aktualnej sytuacji i potencjału Grupy Wagnera to wróżenie z fusów. Prawdopodobnie, nawet w najwyższych kręgach decyzyjnych Rosji, nie wykluczając Kremla, nie ma wspólnego stanowiska w tej kwestii. Informacje na temat tego, co dalej z firmą Prigożyna pojawiają się stosunkowo rzadko i często się wykluczają, jak choćby wiadomość o przekazaniu dowództwa nad tą formacją byłemu szefowi jej sztabu, Andriejowi Troszewowi oraz news jakoby kierował nią syn Jewgienija Prigożyna, Paweł. W rzeczywistości, nie wiadomo, kto rządzi Grupą Wagnera, a tym bardziej – do jakich celów ma zostać wykorzystana w przyszłości.” - jak dodaje ekspert:

Póki co, Putin nakazał wagnerowcom złożenie przysięgi lojalności wobec władz, ale trudno sobie wyobrazić, żeby to załatwiało jakąkolwiek sprawę. Wbrew medialnym spekulacjom, włączenie tej firmy do struktur rosyjskiej armii też nie wchodzi w grę

Czy jednak PMC Wagner może mieć naśladowców? Jeszcze w 2023 roku wspominało się w rosyjskiej infosferze o nowej, prywatnej organizacji znanej jako „Liga”, jednak informacje jakoby to właśnie ta grupa miała być nowym Wagnerem nie potwierdziły się. Jak argumentuje Górski:

W tej chwili nie ma prywatnej armii, która mogłaby przejąć w pełni zadania, realizowane przez Grupę Wagnera. A takich formacji Kreml potrzebuje w nie mniejszym stopniu niż regularnej armii.

Może więc nowy Wagner narodzi się, tak jak i stary, na Kremlu? Istnieje takie prawdopodobieństwo. „Zachodnie media spekulują, jakoby osobą, odpowiedzialną za stworzenie najemniczego zaplecza działań Rosji w Afryce (i pewnie nie tylko tam) był zastępca szefa GRU generał Andriej Awierianow – niewykluczone, że już powstaje jakaś formacja na fundamentach Grupy Wagnera oraz wydziału GRU, odpowiedzialnego za akcje sabotażowe” - mówi Artur Górski i dodaje:

Rzecz w tym, że na przejęcie tego, co zostało z Grupy Wagnera ma też ochotę wywiad cywilny czyli SWR i na szczycie władzy może dojść do konfliktu. Niewykluczone, że SWR otrzyma działkę propagandową czyli tak zwaną farmę trolli, podczas gdy GRU będzie koordynowało działania militarne.

Jedno jest pewne - rosyjskie PMC nigdzie się nie wybierają. I nadal będą stanowić zagrożenie dla Zachodu - w tym dla Polski.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych