Opinie

Rys. Adam Polkowski
Rys. Adam Polkowski

W obronie urzędasów

Rafał Zaza

Dziennikarz i publicysta ekonomiczny

  • Opublikowano: 19 marca 2014, 15:37

  • Powiększ tekst

Mówi się, że urzędas jest leniwy i zarabia stanowczo za dużo, bo jak tak można w kryzysie? Powinien klepać biedę, jak reszta społeczeństwa. Zapytam przewrotnie – niby dlaczego?

Wiem, wiem, że ich za dużo, wczepionych w różne ministerstwa i agendy rządowe. Że jak rak narośli na organiźmie gospodarki i niczego nie produkują. Że trzeba odchudzać administrację, odbiorukratyzowywać ją i może przyjdzie czas, że ktoś się za to wreszcie weźmie. Ale to nie oznacza, żeby obniżyć urzędnikom pensje. Bo wcale nie zarabiają aż tak dużo, jak się wydaje. Popatrzmy. GUS podaje, że średnie wynagrodzenie urzędnika, pracującego w administracji centralnej, wynosi 5786 zł brutto. To kłuje w oczy, bo tzw. średnia krajowa wynosi 3805 zł miesięcznie. Na każdego z 15191 ministerialnych urzędników wypada średnio 5530 zł nagrody rocznej. Łącznie suma nagród w ministerstwach, NFZ i kancelariach prezydenta i premiera sięga niemal 90 mln złotych, czyli wynosi prawie tyle, co miesięczne wynagrodzenie ich wszystkich urzędników. Rocznie na armię urzędników wydajemy z naszych podatków ponad miliard złotych. Portal Wynagrodzenia. pl podaje, że najwyższe pensje otrzymują urzędnicy Kancelarii Prezydenta (średnio 7398 zł) i premiera (7266 zł). Wśród ministerialnej kadry wyróżniają się urzędnicy resortu finansów (średnio 7266). Powyżej 7 tys. zł brutto mają tylko urzędnicy MSZ, gdzie średnio zarabia się 7030 zł na miesiąc. Według informacji z samych ministerstw, najniższe średnie płace brutto mają urzędnicy resortów sportu (4376 zł), gospodarki (4378 zł), obrony (4733 zł), pracy (4886 zł) i zdrowia (4904 zł). Jeszcze wyższe zarobki są w NBP, który jest ni to bankiem, ni to urzędem centralnym, więc wymyka się wszelkim administracyjnym ograniczeniom płac.

Tyle statystyki. Dane GUS irytują i utrwalają niechęć do urzędniczej kasty, ale zamydlają prawdę. Prawda zaś jest taka, że średnią urzędniczą zawyżają wszelkiej maści „kierownicy”, „naczelnicy”, „dyrektorzy” i ich zastępcy, a przeciętny pracownik administracji państwowej, tym bardziej terytorialnej, nie ma już tak dobrze. Robiąc nawet pobieżne badanie pośród znajomych pracujących w różnych instytucjach publicznych zorientowałem się, że wielu urzędników zarabia od 2200 do 3600 zł brutto. Reszta to „góra” - właśnie dyrektorzy, prezesi, doradcy, informatycy, prawnicy i ministrowie - tylko te dwadzieścia albo i nawet mniej procent daje tak zawyżoną średnią. Nie ma wiec czego specjalnie zazdrościć, może tylko względnej stabilizacji pracy i regularnych oraz wysokich składek odprowadzanych na ZUS i NFZ. Ale i to nie jest dane na zawsze. Gdy przychodzi nowa polityczna miotła, urzędników wymiata niemal do sprzątaczki.

-- W "moim" ministerstwie byłem potrzebnym, ale tylko wyrobnikiem, nie dla mnie były awanse, wyjazdy na placówki zagraniczne, czy rady nadzorcze

-– opowiada Artur Więcki z Warszawy, który ostatnie dziesięć lat przepracował w jednym z resortów.

W ”Europie” nie inaczej

Pensje urzędników w Niemczech konkurują z wynagrodzeniami w sektorze prywatnym. Do stosunkowo dobrego wynagrodzenia dochodzi płatny, miesięczny urlop. Zarobki wynoszą 2-3 tys. euro netto, podczas gdy menadżer w supermarkecie nie wyciągnie więcej jak 1000 -1200 euro. Idąc „wyżej” - nawet po kilkaset tysięcy euro rocznie zarabiają we Włoszech najwyżsi rangą przedstawiciele administracji publicznej i firm państwowych. Taki np. komendant główny policji Antonio Manganelli zarabia rocznie 621 tysięcy euro.

Pensje 58 prezesów i innych urzędników przekraczają pułap 294 tysięcy euro – tyle też wynosi roczna pensja prezesa Sądu Najwyższego. Kilkadziesiąt osób zarabia więcej niż ministrowie, których pensje wynoszą około 200 tys. euro rocznie. W czołówce najlepiej opłacanych włoskich urzędników są również główny księgowy państwa Mario Canzio z pensją 562 tys. euro rocznie, szef więziennictwa Franco Ionta (543 tys. euro), szef gabinetu w ministerstwie finansów Vincenzo Fortunato - 536 tys.euro.

Przy okazji negocjacji nowego budżetu UE rozgorzała debata o kosztach unijnej administracji, na którą ma iść w latach 2014-20 62,5 mld euro, w tym ponad 10 mld na emerytury. Dochody europarlamentarzystów są horrendalne, nawet na tle „zwykłych” urzędników na Zachodzie Europy. Z drugiej strony podnosi się argument, że wysokie zarobki na ogół zabezpieczają przed korupcją. Coś w tym jest. Niech ich będzie mniej, tych wszystkich urzędasów, ale niech będą naprawdę profesjonalni. Ich pensje zostawmy jednak w spokoju.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych