Informacje

Fot.  Scottish Political Archive/Flickr
Fot. Scottish Political Archive/Flickr

Polacy w Szkocji. Ile prawdy jest ze zmywakiem? Obalamy mity - NASZ RAPORT

xxx xxx

  • Opublikowano: 18 września 2014, 09:36

    Aktualizacja: 18 września 2014, 11:39

  • 1
  • Powiększ tekst

Dziś Szkoci głosują czy chcą mieć niepodległe państwo. Wśród głosujących znajdzie się 60 tys. Polaków, którzy zarejestrowali swój pobyt w Szkocji. Pomimo obaw co do istnienia wspólnego rynku pracy i możliwości samofinansowania nowego państwa większość z nich wydaje się popierać secesję.

Według danych brytyjskiego urzędu statystycznego (ONS) z 2011 roku, na które powołuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych w wydanym w sierpniu tego roku „Atlasie polskiej obecności za granicą” w Wielkiej Brytanii żyje prawie 600 tys. Polaków. W samej Szkocji prawie 60 tys. Według brytyjskich danych byliśmy tam najliczniejszą grupą obcokrajowców. Jednocześnie dane te nie potwierdzają obiegowych opinii o emigrantach jako obciążeniu dla Zjednoczonego Królestwa.

Statystyki wskazują, że obcokrajowcy mieli pozytywny wpływ na rozwój brytyjskiej gospodarki i stanowią niewielkie obciążenie dla systemu opieki społecznej. Z raportu z 2012 roku na temat wykorzystania środków na rzecz osób pozostających bez pracy wynika, że z 5,5 mln osób, które ubiegały się o wsparcie, tylko 6,4 proc. nie posiadało brytyjskiego obywatelstwa – 370 tys. osób – a w tej grupie Polacy stanowili dopiero siódmą grupę narodową, pomimo, że emigrantów z Polski jest tam najwięcej.

Także inne dane potwierdzają, że Polacy są na rynku pracy bardziej aktywni i oczekują mniejszego wsparcia od państwa niż sami Brytyjczycy. 84,6 proc. Polaków w grupie wiekowej od 16 do 64 lat pracuje, podczas gdy wskaźnik ten dla wszystkich mieszkańców Wysp wynosi 70,4 proc. Poziom bezrobocia wśród Polaków wynosił 5,5 proc., podczas gdy dla całego kraju 7,9 proc. Polacy mają też dobry wpływ na demografię. Spośród wszystkich przyjezdnych grup narodowościowych Polki urodziły najwięcej dzieci – 20 tys. dzieci tylko w 2011 roku, co stanowiło 2,8 proc. wszystkich narodzin. Wskazuje to, że jednym z powodów wyjazdów z Polski jest chęć zrealizowania marzenia posiadania dzieci, które w kraju z powodów materialnych jest bardzo trudne do zrealizowania, a dla części osób nawet niemożliwe.

Wbrew obiegowej opinii Polacy nie wykonują w Wielkiej Brytanii najprostszych prac, poniżej swoich kompetencji. Na blogu „Inna Szkocja” Zdzisław Załęski” pisze:

„Zmywak pojawia się jako figura retoryczna, niemal w każdym artykule dotyczącym emigracji naszych rodaków. Najczęściej autorzy piszą o zmywaku jako alternatywie dla bezrobocia w Polsce. Przez niemal 10 lat pobytu w Szkocji nie udało mi się spotkać Polaka pracującego na zmywaku. Kilka lat temu w Londynie powstała polska gazetka o przewrotnym tytule „Zmywak” i oni też szukali Polaków pracujących na zmywaku. Udało im się znaleźć dwóch! Zmywak to w Wielkiej Brytanii królestwo Azjatów i nie wygląda na to żeby mieli zamiar dopuścić tam naszych, zresztą nikt chyba o to nie walczy.”

Co więc robią Polacy w Szkocji? Pracują na budowach jako fachowcy: murarze, stolarze, tynkarze, cieśle budowlani, trochę rzadziej elektrycy czy hydraulicy. Wielu zatrudniło się w gastronomi i hotelarstwie, ale nie na zmywaku, lecz jako menedżerowie niższego i wyższego stopnia.

„Co ciekawe wielu z nich zajmuje stanowiska na które w Polsce nie miała by szans ze względu na wykształcenie – pracują więc jak gdyby powyżej kwalifikacji” – dodaje Zdzisław Załęski.

Inne popularne wśród Polaków zawody to pracownicy produkcyjni, kierowcy, mechanicy, informatycy, personel biurowy, służba zdrowia. Bardzo wielu jest też biznesmenów, którzy po nieudanych próbach rozwinięcia skrzydeł w Polsce, znaleźli bardzo sprzyjające dla swojej aktywności warunki w Szkocji. Tak właśnie było z autorem wspomnianego bloga.

„Mieszkam w Szkocji od 2005 roku. Po tym jak w Polsce straciłem firmę, postanowiłem spróbować emigracji” –

pisze Zdzisław Załęski.

„Najpierw przyjechałem tu sam by po roku sprowadzić rodzinę. Nie żałuję tego wyboru, to wspaniały, piękny kraj i przyjaźni otwarci ludzie, którzy nigdy nie dali mi odczuć że jestem tu obcy. Nie znaczy to że nie tęskniłem za krajem. W 2010 musiałem z różnych powodów wrócić do kraju na 2,5 roku i ten pobyt ostatecznie przekonał mnie do pozostania na razie w Szkocji. I nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Wystarczyło pochodzić po polskich urzędach, skorzystać z usług służby zdrowia, żeby na dłuższy czas zniechęcić się do powrotu. Tu każdy urzędnik stara mi się pomóc, mimo że jestem emigrantem, a może właśnie dlatego, w urzędzie skarbowym urzędniczka poprawia mój PIT żebym nie zapłacił wyższego podatku, w gminie instruują mnie z jakich zniżek mógłbym skorzystać wynajmując mieszkanie. W Polsce czułem się jak intruz odsyłany od drzwi do drzwi. Podobnie jest ze służbą zdrowia.”

Pozytywne uczucia do nowego kraju są odwzajemniane. W przeciwieństwie do Anglii tutaj politycy nie straszą Polakami, jako tymi, którzy zabierają miejsca pracy i wyłudzają świadczenia socjalne, ale starają się im stworzyć jak najlepsze warunki. Polacy mają swoją grupę parlamentarną, język polski jest drugim najpopularniejszym językiem w szkołach. Wydarzeniem było tłumaczenie na język polski debaty w szkockim parlamencie na temat polskiej mapy Szkocji. Jest to mapa zbudowana podczas II Wojny Światowej przez polskich żołnierzy na wypadek inwazji nazistów.Została ona uznana za dziedzictwo narodowe Szkocji.

Po uwzględnieniu powyższego nie może dziwić, że przeglądając polonijne media w Szkocji daje się zauważyć poparcie Polaków dla niepodległości. Maciej Wiczyński, z Kampanii TAK dla niepodległości Szkocji w wywiadzie udzielonym RMF FM stwierdza:

„Razem, wspólnie z naszymi gospodarzami, naszymi przyjaciółmi Szkotami idziemy w ramię w ramię i chcemy się zdystansować od tej ksenofobii, retoryki Londynu, wypływającej z partii westminsterskich, bardzo często anty emigracyjnych, antypolskich, antyunijnych, czasami również rasistowskich.”

Najbardziej znanym w Polsce zwolennikiem niepodległości Szkocji jest mieszkający tam aktor Tomasz Borkowy, odtwórca m.in. roli Andrzeja Talara w serialu "Dom". Jest on jednym z sygnatariuszy listu do Donalda Tuska, którego autorzy wzywają przyszłego prezydenta Rady Europejskiej do wsparcia przyjęcia Szkocji do Unii Europejskiej po jej odłączeniu się od Wielkiej Brytanii.

Utrata korzyści wynikających z przynależności do Unii Europejskiej, NATO czy brytyjskiej unii walutowej jest jednym z argumentów przeciwników secesji, podnoszonym często także przez ekonomistów. Pisze o tym na wGospodarce.pl m.in. Maciej Jędrzejak z Saxo Banku.

„Jak słusznie zauważa Paul Krugman, Szkocja jest zbyt małą gospodarką, żeby pozwolić sobie na wprowadzenie własnej waluty. Mogłaby stać się łatwym łupem dla spekulantów, a biorąc pod uwagę silne uzależnienie od eksportu ropy i Whisky, zachwianie jej podstawami nie stanowiłoby problemu dla większych graczy. Wielu orędowników niezależności, za realne rozwiązanie uznaje przyłączenie się do strefy euro. Pomijając już kondycję wspólnotowej waluty, oddanie się pod „opiekę” Mario Draghiego jest procesem długotrwałym, wymagającym wdrożenia wielu reform i spełnienia rygorystycznych norm, których Szkocja, na początku swojej niepodległości, nie będzie w stanie zrealizować” –

ocenia Maciej Jędrzejak.

Szkotów wydaje się jednak problem konieczności wstępowania od początku, samodzielnie do struktur międzynarodowych nie zniechęcać. Podkreślają, ze po referendum będą mieli na to czas. Jeżeli w dzisiejszym referendum wygrają zwolennicy niepodległości, secesja od korony nastąpi dopiero w marcu 2016 roku. Do tego czasu inwestorzy zdążą się już przyzwyczaić do istnienia nowego kraju, a jego politycy będą mieli wystarczająco dużo czasu, żeby wynegocjować przystąpienie do Unii Europejskiej i NATO. Możliwe, że także do strefy euro, ponieważ jak podkreśla Robert Hall z Uniwersytetu w Stanfordzie "małe kraje anglojęzyczne doskonale sobie radzą jeśli chodzi o stabilność makroekonomiczną”. Na dodatek Szkocja posiada dostęp do eksploatowanych już złóż ropy naftowej, może więc powtórzyć sukces Norwegii. Obecnie zyski z tych złóż płyną głównie do Londynu.

Inną kwestią podnoszoną przez przeciwników są koszty wewnętrzne związane z nowym państwem. Trzeba będzie samodzielnie utrzymać armię, samodzielnie wypłacać emerytury, renty i świadczenia socjalne. Wprawdzie zwolennicy niepodległości twierdzą, że obecnie Szkocja była pokrzywdzona w podziale wspólnego budżetu i więcej do niego wnosiła niż dostawała, ale czy ta różnica wystarczy na pokrycie nowych zobowiązań i spełnienie obietnic o bardziej socjalnym państwie niż ma to miejsce pod rządami Anglii? Oceny zależą od tego czy dany ekonomista sympatyzuje z Szkocja czy Wielką Brytanią.

Maciej Goniszewski

Powiązane tematy

Komentarze