Informacje

Pociąg w Indiach / autor: Wykop.pl
Pociąg w Indiach / autor: Wykop.pl

Indie: Ludzie masowo uciekają przed kwarantanną

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 31 maja 2020, 11:30

  • Powiększ tekst

Tysiące ubogich mieszkańców miast Indii po ogłoszeniu ogólnokrajowej kwarantanny rozpoczęły długi marsz do domów. Po dwóch miesiącach wciąż wracają tam, gdzie czują się bezpiecznie. Przed nimi setki kilometrów drogi w upałach, wrogo nastawiona policja i ośrodki kwarantanny.

We wtorek nad ranem specjalny pociąg z Delhi gwałtownie zatrzymał się na przejściu kolejowym w Ranibagh. Ktoś pociągnął za hamulec bezpieczeństwa. Ludzie zaczęli wyskakiwać z pociągu i rzucili się do ucieczki.

Dziennik „The Hindu” podał, że w Ranibagh z pociągu jadącego do miasta Purnia w stanie Bihar uciekło 150 osób. Tego samego dnia po południu inny pociąg również zatrzymał się na przejściu. Tym razem uciekło ok. 250 osób. „Czasami ich złapiemy, innym razem uda się im uciec” - powiedział dziennikowi pracownik kolei z dystryktu Sasaram, gdzie z pociągu uciekło 24 osób.

Ludzie uciekają z pociągów przed kwarantanną. Nikt nie jest głupi, żeby siedzieć dwa tygodnie w ośrodkach” - mówi PAP Dinkar Kumar z okolic Muzzafarpur w Biharze. „Ludzie przeszli piekło, żeby dostać się na pociąg, a teraz, tak blisko domu, mają siedzieć w zamknięciu?” - pyta 42-letni mężczyzna, który pracował na budowie w Gurgaon, mieście satelickim Delhi.

Kumar stracił pracę dzień po ogłoszeniu 24 marca przez premiera Narendrę Modiego ogólnokrajowej kwarantanny. Razem z kolegami zadzwonili do szefa zmiany z pytaniem, co robić, a ten odparł, że zupełnie nic, bo jest kwarantanna. A co z wypłatą? Szef się rozłączył.

Niemal wszyscy z dnia na dzień stracili pracę. Po trzech tygodniach, kiedy zaczęły mi się kończyć pieniądze, postanowiłem wrócić do Muzaffarpur” - opowiada Kumar, dodając, że co miesiąc wysyłał pieniądze do żony i dzieci.

Sąsiedzi Kumara również postanowili wracać do rodzinnych wiosek. „Razem z mężem straciliśmy pracę, nie było za co opłacić czynszu, kończyło się jedzenie, więc zdecydowaliśmy się na powrót do wioski” - tłumaczy PAP 30-letnia Sharmila mieszkająca w Khirki Extension, w południowym Delhi.

The Economic Times” podał, powołując się na Centrum Monitoringu Indyjskiej Ekonomii, że w czasie kwarantanny pracę straciło 122 mln Indusów. W Indiach liczba osób żyjących poniżej progu ubóstwa, za mniej niż 3,2 USD dziennie, ma się zwiększyć do 920 mln, co stanowi 68 proc. społeczeństwa.

Wcześniej Sharmila i jej maż nie uważali siebie za biednych. „Mąż jest kierowcą, autobusy przestały jeździć. Człowiek żyje w Delhi z dnia na dzień, ale opłacaliśmy szkołę dzieciom i płaciliśmy rachunki na czas. Jednak trudno było cokolwiek zaoszczędzić” - dodaje kobieta, która sprzątała i gotowała na sąsiednim osiedlu Malviya Nagar.

Sharmila nie mogła też liczyć na pomoc rodzin, u których pracowała. Zamknęli przed nią drzwi, gdy przyszła po zaległą wypłatę. Nie otworzyli, bo bali się zakazić. Strach klasy średniej wykorzystała firma Kent, reklamując robota kuchennego do ugniatania ciasta. „Czy pozwalasz swojej pokojówce ręcznie ugniatać ciasto atta (rodzaj mąki - PAP)? Jej ręce mogą zakażać” - głosił slogan reklamowy, za który firma zdążyła już przeprosić.

Po jakimś czasie premier obiecał jedzenie, ale jakoś nie dostaliśmy. Może dla nas nie było?” - dodaje mąż Sharmili.

Organizacje obywatelskie starały się przekazywać jedzenie najbardziej potrzebującym. „Niektórzy wciąż płacili pensje swoim pomocom domowym i wypłacili zaliczki, ale raczej są w mniejszości” - tłumaczy PAP Anand Sharma, biznesmen z południowego Delhi.

Kumar i Sharmila wiedzieli, że powrót nie będzie łatwy. Oburzone media donosiły o tysiącach ludzi rozganianych na dworcu autobusowym Anand Vihar w Delhi. „Ależ oni są nieodpowiedzialni! Dlaczego nie siedzą jak wszyscy w domu i nie przestrzegają nakazów władzy? Wszystkich pozakażają” - mówiła PAP pani Gosh, wynajmująca piętro swojego domu w pełnym zieleni delhijskim CR Park.

Dinkar Kumar nie rozumie oburzenia współobywateli. „Mój dom nie jest w Delhi ani Gurgaon. Jest tam, gdzie moja rodzina i krewni” - tłumaczył.

Relacje mediów zaczęły zmieniać ton, gdy w pieszą wędrówkę do swoich domów wyruszyły tysiące ludzi. Kilka dni po ogłoszeniu kwarantanny w miejscowości Badaun w północnych Indiach na komendę policjanta pięciu mężczyzn z plecakami musiało usiąść w kucki i skacząc do przodu niczym zające wyminąć posterunek. W Bareilly władze spryskiwały ludzi na stacji autobusowej środkiem dezynfekującym.

The Indian Express” opisał liczącą 2900 km wędrówkę Jadva Gogoia, który pieszo, autostopem w ciężarówce, w monsunowym deszczu i ukropie dostał się z Gudźaratu do rodzinnej wioski w Asamie. Na początku maja 16 zmęczonych robotników, idących na właśnie uruchomione specjalne pociągi, zasnęło na torach. Zginęli pod kołami pociągu towarowego.

Pod koniec maja podczas sprawozdania przed Sądem Najwyższym rząd podał, że w państwowych ośrodkach kwarantanny przebywa obecnie 2,3 mln ludzi, a do rodzinnych wiosek wróciło 9,7 mln osób.

Sytuacja w ośrodkach jest zła, czasami brakuje jedzenia, dlatego ludzie boją się tam zostawać” - tłumaczy Kumar. „Człowiek zrobi wszystko, żeby tylko dojechać do domu” - dodaje.

Czytaj też: COVID-19 uderza w Brazylię, rekordowa liczba zakażeń

PAP/kp

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych