Frank zabija kolejną polską rodzinę, czyli dom zły Magdaleny Hodak
Pożyczyli od banku równowartość 438 tys. zł. na budowę domu. Dotychczas spłacili 130 tys. zł., więc zostało im już „tylko” 700 tys. zł. długu. Mają już za sobą windykację, próbę samobójczą i najazd komornika. Przed nimi licytacja, eksmisja i bitwa na śmierć i życie w sądzie
W Boże Narodzenie 2007 roku spełniało się marzenie rodziny Magdaleny Hodak. Marzenie o własnym domu. Wszystko dzięki super ofercie kredytu hipotecznego w banki. Już za 1560 zł miesięcznie przez 35 lat kobieta, jej partner i 16-letnia córka mogli cieszyć się domkiem pod miastem. Tak niska rata to zasługa franka szwajcarskiego, który w 2007 roku osiągnął najniższy poziom kursowy do złotego, ledwie 2 zł. stając się hitem kredytowym w Polsce.
Ani Magdalena Hodak, ani jej partner nigdy tych franków nie widzieli, bo bank transze kredytu na dom wypłacił w złotówkach, tak samo oni spłacać mieli i spłacali w złotówkach. Frank posłużył bankowi tylko jako podstawa księgowania złotych wpłacanych i wypłacanych na konto kredytu. To właśnie ta niepozorna czynność księgowa, stała się źródłem koszmaru Magdaleny Hodak. W niedługim czasie po podpisaniu umowy, szwajcarska waluta zaczęła szaleńczą wspinaczkę na szczyty notowań. - Nagły skok kursu waluty o 80 procent, zupełnie zdyskredytowała zapewnienia banku, że frank to najbardziej stabilna waluta – opowiada kobieta. Nasza miesięczna rata - pozornie stała w wysokości 701 CHF. Licząc w złotówkach wzrosła o 2/3. Taki skok, to było kolosalne obciążenie dla naszego budżetu domowego – dodaje. Wytrzymaliśmy ponad 3 lata, dopiero w 2012 roku w związku z trudniejszą sytuacją podpisaliśmy aneks do umowy, który dał nam możliwość półrocznego obniżenia naszych rat o odsetki. Przez ten czas płaciliśmy sam kapitał – opowiada Magdalena Hodak.
Na podpisanie aneksu zdecydowała się za podpowiedzią doradcy bankowego, który zapewniał ich, że kurs waluty na podstawie którego spłacany jest ich kredyt zacznie spadać, a podpisanie aneksu jest dobrym wyjściem na przeczekanie do spadku kursu. Niestety spadek kursu nie nastąpił, a odsetki - wstrzymane na czas trwania aneksu po zakończeniu były dopisane do regularnych rat kredytu. W listopadzie 2012 r. Magdalena Hodak zalegała dodatkowe 2 tys. CHF. Bank zagroził wypowiedzeniem umowy w przypadku nieuregulowania zadłużenia. Dzięki pomocy rodziny i determinacji kredytobiorcom udało się do końca roku zmniejszyć dodatkową zaległości do 800 CHF. Ale bankowi to nie wystarczyło. Trzy tygodnie później, dokładnie 23.01.2013r., Magdalena Hodak dostała z banku wypowiedzenie warunków kredytu i informację o stanie wymagalności kredytu w wysokości ponad 700 tys. zł., czyli po aktualnym wysokim kursie 3,5 zł za 1 franka. Rozpoczął się koszmar, który „frankowiczka” relacjonuje tak:
Zaczęły się negocjacje z bankiem. Rozważaliśmy sprzedaż domu mimo, że warty był mniej niż kwota zadłużenia na naszym koncie. Ale do sprzedaży domu potrzebny był czas. Bank nam go nie dał. W czasie trwania negocjacji partner nie wytrzymał, próbował popełnić samobójstwo, trafił do szpitala. Wróciliśmy do pierwotnej raty kredytu, licząc na wyrozumiałość banku. Niestety odsetki karne, jak się okazało wymagane w pierwszej kolejności, szybko osiągnęły poziom 9 tys. zł. Mimo trwania negocjacji bank w marcu wystawił BTE (bankowy tytuł egzekucyjny) i zagroził licytacją domu. Kilka miesięcy później wymagane przez bank dane o moim zatrudnieniu i zarobkach, które miały posłużyć do negocjacji, posłużyły nasłanemu przez bank komornikowi. Od sierpnia ubiegłego roku komornik pobiera 2500 zł. Tym bardziej więc, nie rozumiem planowanej licytacje naszego domu.
Licytacja komornicza domu, rzeczywiście wydaje się najmniej optymalna dla obu stron. Nieruchomość wystawiona zostanie za 2/3 ceny, do tego komornik weźmie 15 proc. wynagrodzenia. Finalnie bank odzyska z tej licytacji niewiele - w optymistycznym wariancie jakieś 350 tys. zł. czyli połowę wierzytelności. Taktyką banku nie jest specjalnie zdziwiony Paweł Dobrowolski, ekonomista i współautor nowelizacji upadłości konsumenckiej. - Nasze prawo wpiera banki, nie klientów – mówi. – Nawet jak bank odbierze dłużnikowi kredytowaną nieruchomość, nie znaczy, że klient pozbędzie się długu. U nas, w przeciwieństwie do państw cywilizowanych, kredyt idzie za klientem a nie przedmiotem. Więc jeśli sprzedaż tego przedmiotu nie pokryje wierzytelności, bank może ścigać takiego dłużnika do końca życia – wyjaśnia ekonomista. - Sytuację polskich dłużników może poprawić upadłość konsumencka po nowemu, na którą banki już reagują nerwowo – kwituje.
Za to zupełnie spokojnie w biurze prasowym banku informują nas, że „prowadzona przez bank polityka w zakresie udzielania tego typu kredytów odpowiadała obowiązującym przepisom prawa, w tym rekomendacjom Komisji Nadzoru Finansowego, m.in. Rekomendacji S i S(II), która nałożyła na banki obowiązek informowania klientów o całkowitym koszcie i ryzyku zaciągania kredytu hipotecznego w obcej walucie. Poza tym w 2011 roku bank całkowicie wycofał się z oferowania kredytów w walutach. – Tyle że rekomendacja S zaczęła obowiązywać dopiero w połowie 2007 roku – ripostuje Magalena Hodak. Nam w 2006 roku nikt o ryzyku nie mówił. Mało tego, zapewniali nas, że szwajcarska waluta jest najbardziej stabilną na świecie, a nasze obawy z nagłym wzrostem kursu są nieuzasadnione. Dla uśpienia naszej czujności zapis o świadomości ryzyka walutowego kredytobiorcy, wpisali do „innych warunków umowy” – denerwuje się kobieta.
Bank jednak zapewnia, że w każdym przypadku pracownicy starają się w pierwszej kolejności doprowadzić do ugody w trakcie bezpośrednich negocjacji z klientami i restrukturyzować zadłużenie. A wystawienie BTE następuje w sytuacji, w której niemożliwe okazały się próby zawarcia ugody. - I tak właśnie było w tym przypadku – zapewnia rzeczniczka banku. Przy czym dodaje, że propozycje restrukturyzacji musi zabezpieczać interesy banku oraz depozytariuszy, bo to depozyty są źródłem kredytów. Dlatego bank jest zobowiązany do prowadzenia działalności w sposób uwzględniający interesy kredytobiorców jak i depozytariuszy.
W troskę o interesy klienta nie wierzy Magdalena Hodak. Twierdzi wręcz, że pod przykrywką instytucji zaufania publicznego, bank sprzedawał produkt, który okazał się spekulacją przewidywanych ogromnych zysków dla kredytodawcy. I liczy na przychylny wyrok sądu, który uwolni jej rodzinę od franka. Bo zaciągnięty kredyt liczony w złotówkach z dnia podpisywania umowy, chciałaby spłacać dalej.