Ostateczna porażka Pendolino! Przetestowaliśmy połączenie Warszawa-Wrocław-Warszawa (fotorelacja)
W pociągu do XXI wieku czyli Pendolino nie ma internetu, nie działają telefony komórkowe i nie można płacić kartą. Jest za to ciasno, niewygodnie, nieczynna toaleta, zaś w ekskluzywnym przedziale zamiast pasażerów urzęduje załoga superpociągu, który spóźnia się 15 minut. Oto przerażające wyniki testu Pendolino, którego serwis wGospodarce.pl dokonał na trasie Warszawa-Wrocław-Warszawa
To się musiało źle skończyć. Podróż Pendolino w polskich realiach okazała się podróżą w świat absurdów i paradoksów. Świat, w którym rachunek ekonomiczny zarządu PKP Intercity powinien zostać zastąpiony rachunkiem sumienia. Był 15 grudnia 2014 roku, godz. 6:20 rano gdy wyruszyliśmy w podróż z Warszawy do Wrocławia. Planowany czas przyjazdu 10:02. Cena biletu (I klasa): 177 PLN
W tamtą stronę pojechał skład EIC prowadzony przez starą, dobrą "Epokę" czyli EP09 (normalnotorowa pasażerska lokomotywa elektryczna produkowana w latach 1986-1997 w zakładach Pafawag Wrocław).
Było całkiem miło, swobodnie i wygodnie. Bezpłatne Wi-Fi na pokładzie, świetny zasięg telefonii komórkowej. Można sobie spokojnie popracować tym bardziej, że podróż trwa prawie 4h. Kafejka w Warsie klimatyczna. Karta płatnicza? Nie ma problemu. Generalnie jazda bez fajerwerków ale przyzwoicie. Na koniec lekkie spóźnienie - 6 minut. Chyba w granicach tolerancji, bo konduktor nawet się na temat nie zająknął, żegnając podróżnych.
Potem załatwianie zawodowych spraw we Wrocławiu i... powrót Pendolino. Odjazd godz. 18:49, planowany czas przyjazdu 22:30. Cena biletu (I klasa): 195 PLN.
Pół godziny przed odjazdem wiadomo było, że szykuje się coś niezwykłego i wyjątkowego. Specjalna ekipa Pendolino chodziła po peronie uśmiechając się do pasażerów i oferując pomoc. Jakby za chwilę mieli wylądować kosmici i trzeba było się w błyskawicznie nauczyć kilku zdań w ich języku...
I pojawiło się... Pendolino!
W środku pierwsze wrażenie oszałamiające. Jak na statku USS Enterprise ze Star Treka. Muzyka na pokładzie. Pełno luków bagażowych...
Nagle jakiś gość z obsługi pociągu, zaczyna gorączkowo coś oklejać i znika. To toaleta. Zamknięta. A na niej żółta nalepka...
Dalej już było tylko gorzej. Numery miejsc dla pasażerów analogowych i cyfrowych... Głupota?
Co z tego, że pusto skoro ciasno. Nie ma mowy o spaniu, bo wszystkie kończyny drętwieją. A pani konduktor poinformowała uprzejmie, że Wi-Fi w Pendolino będzie w przyszłym roku, zaś komórki zasięgu nie mają.
Po drodze do Warsa okazało się, że są jednak w Pendolino wygodne, kameralne przedziały. Ale tylko dla rodzin z dziećmi i kobiet w ciąży...
W nowoczesnym, ciasnym Warsie można nawet coś zjeść. Ale - uwaga! - płacimy tylko gotówką. Kartą "się nie da".
W drodze powrotnej z Warsa okazało się, że w przestronnych przedziałach (niedostępnych w przedsprzedaży), które są w Pendolino prawdziwym rarytasem nie siedzą bynajmniej matki z dziećmi lecz... załoga pociągu. Swoją drogą załoga tak liczna, że można by nią obdzielić ze trzy składy normalnego EIC
I to by było na tyle jeśli chodzi o atrakcje w Pendolino. No może jeszcze taki szczegół, że jak współpasażerowi z przodu wagonu uda się zasnąć i chrapie. To z tyłu wszystko świetnie słychać, tak jest wyciszone to nasze Pendolino. Na koniec drobny szczegół: superszybki pociąg, który przez moment gnał nawet 200 km/h (o czym konduktor nie omieszkał wszystkich poinformować) spóźnił się do Warszawy o 15 min. Niby nic, a znaczy wiele...
Na koniec wniosek i pytanie zarazem: drogie PKP Intercity czy Wy naprawdę myślicie, że każdy, polski pasażer to... ?"
Więcej o naszym teście Pendolino czytaj tutaj: "Ostateczna porażka Pendolino 2! Aneks do testu połączenia Warszawa-Wrocław-Warszawa (NOWE ZDJĘCIA)"
PS Kto za to płaci?