Informacje

Premier Wieliej Brytanii David Cameron na nocnej konferencji prasowej po szczycie UE w Brukseli, fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET
Premier Wieliej Brytanii David Cameron na nocnej konferencji prasowej po szczycie UE w Brukseli, fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET

Eksperci z Wielkiej Brytanii: Cameron „ugrał” w UE dużo, ale Brexit wciąż możliwy

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 20 lutego 2016, 07:25

    Aktualizacja: 20 lutego 2016, 07:51

  • Powiększ tekst

Eksperci zajmujący się brytyjskimi relacjami z Unią Europejską ocenili w rozmowie z PAP, że porozumienie odzwierciedla interesy obu stron negocjacji i podkreślili, że szczególną rolę w rozmowach odegrały państwa Grupy Wyszehradzkiej

W nocy z piątku na sobotę liderzy państw członkowskich Unii Europejskiej przyjęli plan porozumienia dotyczącego dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE i brytyjskich planów reformy wspólnoty.

Zgodnie z osiągniętym kompromisem Wielka Brytania zostanie wyłączona z "coraz bardziej zwartej Unii". Będzie mogła też wprowadzić częściowe ograniczenie dostępu do nieskładkowych świadczeń pracowniczych dla migrantów w ramach Unii Europejskiej.

O szczycie w Brukseli czytaj tutaj:

Porozumienie Brukseli z Londynem w sprawie reform UE „zaklepane”

"Plan Camerona od samego początku nie był realnie czymś, co mogło fundamentalnie zmienić warunki członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej" - ocenił w rozmowie z PAP Quentin Peel, ekspert prestiżowego think-tanku Chatham House i były szef działu zagranicznego dziennika „Financial Times”.

"Jedyna istotna zmiana dotyczy regulacji wobec państw pozostających poza strefą euro. Korekty w systemie świadczeń społecznych, pomimo kontrowersji i zrozumiałego oporu w Europie Środkowo-Wschodniej, będą miały bardzo niewielkie wpływ na ograniczenie napływu migrantów do Wielkiej Brytanii. Chodziło o symbol, nie o realną zmianę" - ocenił Peel.

Agata Gostyńska-Jakubowska, analityczka w Centre for European Reform w Londynie, zgodziła się, że "Cameron chciał osiągnąć przede wszystkim takie porozumienie, które będzie mógł sprzedać w kraju".

Komentując zapisy dotyczące tzw. hamulca bezpieczeństwa, Gostyńska-Jakubowska oceniła jednak, że "trudno wyobrazić sobie, aby mógł otrzymać lepszą propozycję".

Jak dodała, siedem lat funkcjonowania mechanizmu odpowiada rozwiązaniom traktatowym dotyczącym okresów przejściowych po wejściu nowych państw do Unii Europejskiej, co stanowi "sukces Camerona, bowiem Polska i Grupa Wyszehradzka chciały mniej [niż siedmiu lat]".

Paweł Świdlicki, ekspert think-tanku Open Europe, podkreślił w rozmowie z PAP, że w zamian Londyn zrezygnował z możliwości przedłużenia "hamulca" o kolejne kilka lat, która znajdowała się w oryginalnej propozycji. "Pamiętajmy jednak, że siedem lat to w polityce wieczność - w 2024 roku będzie już bliżej wyborów w 2025 niż 2020 roku, a samego Camerona może już dawno nie być w polityce" - powiedział.

Projekt unijnego porozumienia będzie w sobotę rano omawiany na specjalnym posiedzeniu brytyjskiego rządu, pierwszym odbywającym się w weekend od czasu wojny o Falklandy w latach 80. XX wieku.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, po przyjęciu wspólnego stanowiska gabinetu - rekomendującego pozostanie w Unii Europejskiej - David Cameron pozwoli swoim ministrom na indywidualne uczestniczenie w kampanii przedreferendalnej, także przeciwko linii rządu.

Jak ocenił Peel, Cameron musi liczyć się z tym, że "nawet do siedmiu ministrów", w tym osobisty przyjaciel Camerona, Michael Gove, nie uzna efektów renegocjacji i będzie namawiać do głosowania za wyjściem z Unii Europejskiej.

"Istotne dla przebiegu referendum będzie to, po której stronie opowie się charyzmatyczny mer Londynu Boris Johnson. Obawiam się jednak, że to będzie bardzo cyniczna decyzja, wynikająca nie z tego, co jest lepsze dla kraju, ale z tego, gdzie on sam może zyskać więcej, biorąc pod uwagę jego ambicje zastąpienia Camerona na Downing Street" - powiedział Peel.

Johnson, który jednocześnie jest posłem Partii Konserwatywnej, jest wymieniany wśród kandydatów do objęcia stanowiska premiera po ewentualnym wycofaniu się z życia publicznego Davida Camerona. Obecny brytyjski premier zapowiedział, że podczas wyborów w 2020 roku nie będzie ubiegał się o trzecią kadencję.

Eksperci zgodzili się, że referendum należy spodziewać się jeszcze przed wakacjami. Źródła PAP w brytyjskiej dyplomacji potwierdziły medialne spekulacje, że najbardziej prawdopodobną datą jest czwartek, 23 czerwca.

"To dość ryzykowny moment na referendum w związku z ryzykiem zwiększonego napływu do Europy uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu" - zaznaczył Peel. "W tym sensie marcowy szczyt Unia Europejska - Turcja może być dla przebiegu samego referendum równie istotny, co wczorajsze posiedzenie Rady Europejskiej. Jeśli Brytyjczycy zobaczą Europę podzieloną, niezdolną do współpracy z Turcją w celu powstrzymania fali migracji - to może ich zniechęcić do głosowania za pozostaniem we wspólnocie" - podkreślił były dziennikarz "Financial Times".

Mniej sceptyczny jest Paweł Świdlicki. "Od rozpoczęcia kryzysu uchodźczego w ubiegłym roku wiele się zmieniło, zarówno na Węgrzech, jak i na granicach Austrii czy Niemiec. Wydaje się, że powoli Europa odzyskuje kontrole nad swoimi zewnętrznymi granicami" - ocenił.

Sondaże wskazują obecnie lekką przewagę zwolenników pozostania w Unii Europejskiej, ale wyniki bardzo różnią się w zależności od metodologii badań, wahając się od remisu to nawet kilkunastu punktów procentowych różnicy. Ponad 850 tys. polska społeczność w Wielkiej Brytanii nie będzie miała prawa głosu w referendum.

Eksperci zaznaczyli, że negocjacje podczas Rady Europejskiej w Brukseli pokazały silną pozycję Grupy Wyszehradzkiej, która skutecznie ograniczała ambicje brytyjskich negocjatorów dotyczące ograniczeń w dostępie do świadczeń socjalnych dla pracowników z innych państw Unii Europejskiej, głównie z Europy Środkowo-Wschodniej.

"Nie jest to sytuacja nadzwyczajna, bo podobną sytuację obserwujemy np. w trakcie rozmów dotyczących Wieloletnich Ram Finansowych [budżetu Unii Europejskiej - PAP], ale konsekwencja i spójność stanowiska V4 wzmocniły argumenty Polski, która prowadziła grę o największą stawkę" - podkreśliła Agata Gostyńska-Jakubowska odnosząc się do sytuacji ponad 850 tys. Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii.

"Wewnątrz Grupy Wyszehradzkiej widzieliśmy znacznie większą jednomyślność niż w wielu istotnych kwestiach ostatnich miesięcy, m.in. utrzymania sankcji wobec Rosji" - przyznał Paweł Świdlicki.

"W toku negocjacji Cameron musiał zabiegać o zgodę każdego z państw Europy Środkowo-Wschodniej i jeździć do poszczególnych stolic, co świadczy o wzmocnieniu znaczenia regionu" - podkreślił ekspert.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP), sek

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych