Informacje

Wyprzedaż sektora bankowego na rzecz kapitału zagranicznego kosztowała nas 200 mld zł – mówi w wywiadzie  dla Wpolityce.pl Janusz Szewczak, poseł, analityk gospodarczy i wieloletni pracownik naukowy.
Wyprzedaż sektora bankowego na rzecz kapitału zagranicznego kosztowała nas 200 mld zł – mówi w wywiadzie dla Wpolityce.pl Janusz Szewczak, poseł, analityk gospodarczy i wieloletni pracownik naukowy.

Polskie banki to była piękna panna z posagiem

wPolityce.pl

wPolityce.pl

UCZCIWY PUNKT WIDZENIA. Zawsze po stronie prawdy, zawsze po stronie Polski

  • Opublikowano: 24 grudnia 2016, 09:11

  • Powiększ tekst

Wyprzedaż sektora bankowego na rzecz kapitału zagranicznego kosztowała nas 200 mld zł – mówi w wywiadzie dla Wpolityce.pl Janusz Szewczak, poseł, analityk gospodarczy i wieloletni pracownik naukowy.

Wpolityce.pl: Po latach w polskie ręce powrócił jeden z największych banków działających na naszym rynku, bank Pekao SA. Czy repolonizacja banków to dobra droga? Co możemy na niej zyskać?

Janusz Szewczak: Od lat byłem zdecydowanym przeciwnikiem wyprzedaży sektora bankowego na rzecz kapitału zagranicznego. I to często wyprzedaży za bezcen w atmosferze afer i skandali. To kosztowało nas na przestrzeni ostatnich 26 lat ponad 200 miliardów złotych. W mojej ocenie mniej więcej tyle żeśmy na tym stracili. Tylko od naszego wejścia do Unii (2004) czysty zysk banków kształtował się na poziomie ok 120 miliardów zł. I większość tego zysku została z Polski wywieziona, ponieważ do niedawna blisko 70 proc. rynku było udziałem kapitału zagranicznego. W tej chwili, po repolonizacji Pekao, czy raczej jego odzyskaniu, te proporcje będą się kształtować na poziomie 50 na 50. 50 proc. w rękach kapitału polskiego i 50 proc. w rękach kapitału zagranicznego. To nadal są wyjątkowo niekorzystne dla krajowej własności proporcje, bo w większości krajów starej UE, udział kapitału zagranicznego w kapitale bankowym waha się w granicach 5-20 proc.. Z reguły jest to 7-12 proc. Mamy jeszcze dużo do nadrobienia, bo kto nie ma banków we własnym kraju, ten ma niewiele we własnym kraju do powiedzenia, bo to banki, w dużej mierze, kształtują dzisiaj całość polityki gospodarczej. Ten proces musi być kontynuowany.

Czy powinno nam zależeć na czasie i z jakimi kosztami musimy się liczyć?

Chodzi o to żeby odzyskiwać banki nie przepłacając, nie śpiesząc się nadmiernie. Sytuacja w sektorze bankowym w Europie jest taka, że banki będą sprzedawane, a nie kupowane. Będą tanieć, a nie drożeć, ponieważ nad sektorem bankowym banków europejskich wisi potężny kryzys. Szczególnie jeśli chodzi o Włochy, Hiszpanię czy Portugalię. Nawet niemieckie banki mają problemy. Co się tyczy Włoch, to tam aż 8 dużych banków jest poważnie zagrożonych, obarczonych tzw. długami nieściągalnymi. Jest to astronomiczna kwota 400 miliardów euro, to jest blisko 20 proc. puli kredytowej w sektorze włoskim. W hiszpańskich bankach jest to ok 200 miliardów euro. To są pieniądze nie do odzyskania. Dzięki temu będziemy mogli „odbić” nasze banki, które są w rękach Włochów czy Hiszpanów. I to odbić taniej, bo to centrale, ich właściciele, są „na musiku”, a nie my.

Czy to te długi wpłynęły na UniCredit żeby sprzedać Pekao SA?

Oczywiście. Włosi byli „na musiku”, musieli sprzedać to, co najcenniejsze, to, co najbardziej dochodowe, co da najwięcej pieniędzy ze sprzedaży. Takie właśnie było Pekao SA, które przynosi krociowe zyski. Włosi kupili ten bank w 1999 roku. Pan Balcerowicz ze swoją ferajną sprzedał go za niecałe 4 miliardy złotych. Przez te 17 lat Włosi zarobili na polskich klientach, na polskich firmach, blisko 20 miliardów złotych, a sprzedali nam w tym roku za 11 miliardów zł. Czyli kupili za 4 miliardy, zarobili ok 30 miliardów. Kto by nie chciał robić takich interesów?

Idealny biznes

Osobiście uważam, że nie należało się zbytnio spieszyć z tym zakupem, być może, gdyby jeszcze nieco przetrzymać Włochów, udałoby się to kupić trochę taniej. No, ale stało się, jak się stało. Niemniej powtarzam, banków nie kupuje się dlatego, że ktoś ma kasę. Nie po to też je się odzyskuje. Tu chodzi o pewną koncepcję, wizję wykorzystania tych banków do pobudzenia gospodarki, do budowy rozwoju gospodarczego. To są bardzo ważne instrumenty. Mam nadzieję, że taka koncepcja jest wypracowana. Tym bardziej, że idą ciężkie czasy dla sektora bankowego. Czeka nas powtórka kryzysu z 2008 roku. Świat wbrew pozorom stał się jeszcze bardziej zagrożony, a ilość toksycznych produktów jeszcze wzrosła. Ale nie ma innej rady: żeby zrealizować własną koncepcję rozwoju gospodarczego, trzeba mieć własne banki i to banki zarządzane profesjonalnie. Przede wszystkim trzeba wychodzić do klientów. Mieć mniejsze marże, niższe prowizje, niż w bankach zarządzanych przez kapitał zagraniczny. Dla banków najważniejszy powinien być klient! Bank nic nie produkuje i bez klienta nie ma nic do roboty! A niestety w Polsce ceny usług bankowych były jednymi z najwyższych w Europie. Polacy byli strzyżeni do gołej skóry, a nawet do kości. Bo przecież ktoś dopuścił do tego, że mamy 140 miliardów zł. w tzw. kredytach frankowych, mimo że Polacy na oczy nie widzieli tego franka na swoich kontach, podobnie zresztą jak deweloperzy. Ale to nie wszystko. 3 miliony Polaków zostało naciągniętych na rażąco oszukańcze produkty tzw. polisolokaty, czyli ubezpieczenia z funduszem kapitałowym. Tu straty też są spore. Ktoś zaniedbał nadzór nad polskim rynkiem i niewątpliwie byli to wysocy urzędnicy państwowi. Żaden z nich nie poniósł za to odpowiedzialności. Podobnie, jak „nie ma winnych” sprzedaży sektora bankowego. Przecież to nie krasnoludki sprzedawały polskie banki za pół darmo. Co więcej, dopłacając do tego! Trzeba pamiętać, że na początku lat 90. banki zostały wyposażone w tzw. obligacje restrukturyzacyjne na kwotę blisko 40 mld. zł. Można powiedzieć, że dostały wiano od polskiego państwa, a następnie rozpoczął się proces ich wyprzedaży. Polskie banki to była piękna panna z posagiem, brana często przez golców – banki w Polsce mieli przecież i Grecy i Irlandczycy i Portugalczycy, czyli nie jakieś szczególne potęgi finansowe.

Nas zastanawia, kto za to odpowiada? Kto pozwolił na wyprzedaż za bezcen naszego narodowego dobra?

To oczywiście ekipa gdańskich neoliberałów na czele z Balcerowiczem i Januszem Lewandowskim. To środowisko często było określane mianem aferałów. Oni twierdzili, że kapitał nie ma narodowości, a majątek jest tyle wart., ile jakiś chłystek jest gotowy za niego zapłacić. Łamano nawet przecież obowiązujące wówczas prawo dotyczące prywatyzacji, komercjalizacji. I oczywiście nie ma żadnych winnych. To jest absolutnie nie do zaakceptowania, że ludzie, którzy działali na szkodę polskiej substancji majątkowej, na szkodę interesu narodowego Polaków, uchodzą do dzisiaj za jakieś autorytety ekonomiczne. A oni po prostu byli handlarzami jakiejś garażowej wyprzedaży. Bo tak traktowano polski majątek. A im więcej wyprzedawali tych banków, tym bardziej nas zadłużali, co jest jakimś absurdem. To przez nich nasz dług wynosi dzisiaj bilion złotych. To nie są błędy, to jest zwyczajne szkodnictwo. Co gorsze, do dziś nie ma oficjalnego wyliczenia zysków i strat tych 26 lat. Ja jeden stworzyłem takie wyliczenie i tak jak powiedziałem wcześniej, na prywatyzacji sektora bankowego straciliśmy 200 miliardów złotych! To mniej więcej tyle, ile wpłynęło do nas z UE.

No tak, tylko to są pieniądze, które straciliśmy powiedzmy „oficjalnie”, a ile przez prywatyzację banków straciły polskie firmy, które po prostu nie otrzymały wsparcia?

Racja, to podwójny wymiar tego problemu. Po pierwsze polskie przedsiębiorstwa zostały oszukane w ramach tzw. opcji walutowych dla przedsiębiorstw. To spowodowało gigantyczne straty wielu miliardów złotych, z czasów jeszcze wicepremiera Pawlaka, który jako jeden z nielicznych z tamtej ekipy próbował coś w tej sprawie zrobić. Po drugie, wiadomo było, że przecież niemieckie banki nie będą udzielać kredytów polskim firmom innowacyjnym technologicznie, które chciałyby np. uruchomić nowe procesy związane z gazyfikacją węgla, czy uniezależnienia się od importu gazu. Podobnie włoskie banki niechętne były wspieraniu polskich firm produkujących makarony. Mamy słynną aferę Malmy, kiedy zniszczono dobrze prosperujące polskie przedsiębiorstwo, ponieważ Uni Credit finansował włoską konkurencję polskiej firmy – Barilla. W konsekwencji zawsze okazuje się, że jednak kapitał ma narodowość, a wypchany portfel, właściciela. Nie można być naiwnym i twierdzić, że zagraniczne banki są lepsze i to w nich należy trzymać swoje pieniądze. To mrzonki – polski rynek został zmonopolizowany, i mamy do czynienia z całą rzeszą ludzi poszkodowanych przez toksyczne produkty bankowe. To pokazuje, że te decyzje były całkowicie błędne.

Tylko z czego wynikają te błędy? Zwykła niefrasobliwość, czy może ktoś ich zwyczajnie kupił? Ciężko nam uwierzyć, że nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji tych wyprzedaży narodowych sreber.

Ci którzy wyprzedawali polski majątek narodowy, często w atmosferze skandalu, za dopłatą, nie należą dzisiaj do ludzi przeciętnie sytuowanych materialnie. Byli wielokrotnie nagradzani, także stanowiskami, jednym słowem, z tych konfitur skorzystali.

Czy ktoś próbował pociągnąć ich do odpowiedzialności?

Były w tym zakresie czynione działania prawne. Przypomnę prywatyzację Banku Śląskiego na rzecz ING, były nawet pewne wyroki. Ja przez 10 lat toczyłem proces przeciwko panu Lewandowskiemu o prywatyzację w jego wykonaniu, ale zawsze zapewniano mu immunitet, czy to krajowy czy brukselski. Ci ludzie są chronieni.

Przykład Leszka Balcerowicza, który najpierw rujnował Polskę, a teraz robi to samo na Ukrainie

Tylko Ukraińcy mogą być mniej cierpliwi od Polaków i mogą go potraktować, jak na to zasłużył.

Oby jednak do tego nie doszło. Dziękujemy za rozmowę i życzymy spokojnych Świąt

Ja również życzę wszystkim czytelnikom zdrowych i radosnych Świąt. Dużo spokoju!

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.