Informacje

Chorych może być mniej niż wskazują testy / autor: pixabay.com
Chorych może być mniej niż wskazują testy / autor: pixabay.com

COVID-19: chorych mniej niż wskazują testy

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 7 września 2020, 14:49

    Aktualizacja: 7 września 2020, 16:19

  • Powiększ tekst

Niektóre testy na koronawirusa mogą być fałszywie pozytywne.

Testy na obecność koronawirusa SARS-CoV-2 są tak czułe, że część z nich może być fałszywie pozytywna. Wynika to z tego, że wykrywane są fragmenty martwego już patogenu albo niezdolnego do rozmnażania się, czyli nieaktywnej infekcji. Lepszym rozwiązaniem byłaby technika diagnostyczna pozwalająca określić, że koronawirus nadal wprawdzie występuje, ale nie jest już zakaźny.

Z badań przeprowadzonych przez brytyjskich specjalistów wynika, że może być wykrywanych więcej przypadków zakażeń tym drobnoustrojem niż jest ich faktycznie. Wyjaśnia to też dlaczego wykrywa się więcej zakażeń, a mimo to liczba przyjęć do szpitali jest podobna. Dotyczy to jednak jedynie osób, które są badane, gdyż większość zakażonych nie jest testowana na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Są to zwykle osoby z bezobjawowymi infekcjami, których może być nawet kilkakrotnie więcej niż tych ujawnionych.

BBC News, powołując się na najnowsze badania informuje, że większość osób zakażona koronawirusem może infekować innych przez około tydzień. Po tym okresie, nawet jeśli w ich organizmie jeszcze występuje ten patogen albo jego fragmenty, to nie jest on już zakaźny. Jednak w testach może być wykrywany i wtedy wynik jest wciąż pozytywny.

Główny autor badań prof. Carl Heneghan z Centrum Medycyny Opartej na Faktach Uniwersytetu Oksfordzkiego wyjaśnia, że wyniki fałszywie pozytywne testów na obecność koronawirusa wynikają z tego, że muszą dać jednoznaczną odpowiedź: tak lub nie.

Nie jest to jednak takie proste, tym bardziej, że na świecie wykorzystywane są różne odmiany testów na obecność wirusów, choć stosowana w nich główna metoda jest taka sama. Jest to reakcja łańcuchowa polimerazy (PCR) służąca do powielania danego materiału genetycznego, w tym wypadku – koronawirusa. Dzięki tej technice można uzyskać nawet miliardy kopii określonej sekwencji DNA.

Gdy zostanie pobrana próbka materiału, np. wymaz z nosa i jamy ustnej, w badaniu poszukiwany jest odpowiedni materiał genetyczny. Następnie wielokrotnie jest on powielany, nawet jeśli występują jedynie niewielkie jego ilości, np. fragmenty patogenu. Wynik jest wtedy jednoznaczny: został wykryty drobnoustrój.

Prof. Carl Heneghan wraz ze swym zespołem próbki koronawirusów z pozytywnych testów badał w laboratorium na pożywkach, sprawdzając, czy są w stanie się rozmnażać. Okazało się wtedy, że część z nich nie jest aktywna, a zatem nie jest groźna.

Stwierdzenie tego w powszechnych badaniach diagnostycznych było jednak bardzo trudne. Trzeba byłoby wykonać dodatkowe badania, które również nie są łatwe, pomijając koszty i możliwości techniczne ich przeprowadzenia w laboratoriach.

PAP/RO

CZYTAJ TEŻ: Francja: COVID-19 ponownie uderza. Szpitale mocno obłożone

10 mln euro dla polskiej spółki na stworzenie testów COVID

Szczepionka na COVID-19 już pod koniec roku?

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych