Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Środki „pomocowe” UE a koszty sanacji Ukrainy

Cezary Mech

Cezary Mech

Dr Cezary Mech, prezes Agencji Ratingu Społecznego, absolwent IESE, były zastępca szefa Kancelarii Sejmu, prezes UNFE, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów

  • Opublikowano: 4 marca 2014, 14:14

    Aktualizacja: 4 marca 2014, 14:15

  • Powiększ tekst

Czy obcięcie środków pomocowych w kolejnej perspektywie finansowej doprowadzi stan gospodarki do „drugiej Grecji”?

O ile pokojowe rozstrzygnięcie konfliktu na Ukrainie definitywnie zmieni pozycję Polski jako kraju frontowego, o tyle reakcja rynków kapitałowych potwierdza obawy dotyczące olbrzymich kosztów gospodarczych tego konfliktu.

I to mimo dzisiejszej opóźnionej konferencji prasowej Putina, po której jak podaje Wall Street Journal inwestorzy odetchnęli z ulgą, a index Micex skoczył aż o 5,1%. Wydaje się również że propozycja byłego prezydenta Gruzji Saakaszwilego („Mikheil Saakashvili: Lessons From the Putin Wars”) który obecnie doradza władzom w Kijowie, aby tak samo potraktować oligarchów rosyjskich jak ukraińskich i odciąć ich od wytransferowanych kapitałów, może jednak w tym przypadku nie zadziałać, a wprost zwiększyć ryzyko wojny. Niemniej już obecnie ujawnia się na rynku kapitałowym olbrzymie ryzyko związane z trudnością spłaty $73 mld długu Ukrainy, gdyż rentowność obligacji zapadających w 2014 r. wzrosła do rekordowego poziomu 43% typowego dla państw bankrutujących, a jak ujawnił Putin na dzisiejszej konferencji pomoc Rosji będzie obecnie ograniczona jedynie do obwodów Ukrainy graniczących z Rosją.

Jednocześnie hrywna jest już o 22% słabsza niż na początku roku, utrudniając spłatę wszelkich zobowiązań nominowanych w walucie zagranicznej. O tym jak poważne jest ryzyko konfliktu musi świadczyć fakt że giełda w Moskwie spadła w poniedziałek o rekordowe 11%. Przy czym jak odnotowują komentarze zagraniczne z poza Ukrainy najbardziej wzrosło ryzyko Polski której giełda spadła aż o 5,2%, co może się wiązać z powtórzonymi zarzutami na dzisiejszej konferencji przez Putina, że grupy zbrojne Majdanu były trenowane na obozach w Polsce. A co gorzej zagraniczni komentatorzy zauważyli że tak poważny kryzys może być przesłanką do… szybkiego wejścia Polski do strefy euro! („The turmoil over Crimea prompted him [Marek Belka] to reassess whether Poland should rethink its stalled adoption of the euro.”) O ile pozostałe giełdy odnotowały spadki paroprocentowe to charakterystycznym się okazało że spadki giełdy w Niemczech były najwyższe z wszystkich krajów rozwiniętych na poziomie 3,4%. Ukazując z jednej strony znaczne zaangażowanie tego kraju w konflikcie, jak i ryzyko pogorszenia korzystnych relacji handlowych z Rosją.

Zawierucha za południowo-wschodnią granicą która jakże boleśnie dotyka sąsiadujący Naród powoduje, że mimo że jesteśmy w przededniu dzielenia ogromnych funduszy unijnych, to opinia publiczna jest skutecznie odciągana od mechanizmu tego podziału, który zadecyduje o efektywności ich wydatkowania. W efekcie wszystko wskazuje na to że nie udaje się stworzyć mechanizmu, który pozwoliłby na maksymalizację korzyści społecznych z ich pozyskania. Byłoby to możliwe w przypadku wykorzystania środków unijnych w oparciu o zasady analogiczne do Planu Marshalla i wprowadzenia mechanizmu apex development banku, oraz współfinansowania przedsięwzięć w przemyśle i usługach nastawionych na zysk. Niestety ale mechanizmów zwielokrotnienia pomocy nie można zastosować, a co gorsza wg unijnych zasad finansowanie przedsięwzięć nastawionych na zysk jest wprost uznawane jako niedozwolona pomoc publiczna mimo iż na logikę w krajach postkomunistycznych nie powinno się takiej optyki stosować. Niestety, ale regulacje umożliwiające takie działania są jedynie zagwarantowane dla landów niemieckich byłego NRD. W efekcie jak w jednej z debat słusznie zauważył redaktor Maciej Goniszewski nawet w przypadku bodowy budynków uniwersyteckich za pieniądze unijne nie można nawet wstawić xero, gdyż cały projekt mógłby być uznany za komercyjny i nie przyjęty, oraz przytoczony przez niego przypadek wybudowaną za unijne pieniądze fontanny w jednym z miast, obok kompletnie zrujnowanego domu, w sytuacji kiedy utrzymanie fontanny będzie miasto sporo kosztowało, a dla mieszkańców nie jest to projekt pierwszej potrzeby.

Zaprezentowane nieracjonalności są pochodną ograniczeń w wykorzystaniu udzielonych środków jak i braku elastyczności w tym zakresie po stronie Komisji Europejskiej. Tym bardziej po stronie krajowej powinny być w większym stopniu wymagane procedury wewnętrzne dotyczące efektywności ich przydzielenia. Należałoby badać w jakim stopniu przyczyniają się one do obniżenia kosztów społecznych, gospodarczych, do wzrostu korzyści dla ich końcowych beneficjentów. Istnieją przecież mechanizmy pozwalające na klarowne określenie efektywności społecznej tak angażowanych środków w postaci liczenia tych korzyści i ich dyskontowania przez tzw. społeczną stopę zwrotu, w celu wyboru tych najefektywniejszych. Dlatego na obecnym etapie kluczowym jest, aby takich wyliczeń dokonywać przy podejmowaniu decyzji o nowych inwestycjach współfinansowanych ze środków UE dokonywać i je uwzględniać w procesie decyzyjnym. Jeżeli te inwestycje okażą się efektywne społeczne, to sprawią, że w przyszłości dodatkowe środki pozaunijne się pojawią. Odbędzie się to poprzez ograniczanie marnowanego czasu przez jednostki, zwiększenia ich wydajności, jak i utworzenia dodatkowych miejsc pracy. W efekcie prowadziło to będzie do poszerzenia bazy podatkowej i zwrotu w postaci wyższych wpływów podatkowych w przyszłości.

Niestety nie liczy się efektywności wydatkowania tych środków, mimo iż istnieją metody, które liczą korzyści dla końcowych beneficjentów. Dlatego na obecnym etapie wykorzystania środków unijnych powinniśmy się skupić na efektywności społecznej i jak największym nakierowaniu środków na budowę infrastruktury wzrostu, która przyciągnie inwestycje produkcyjne. A do listy braków dołączyć brak dużych krajowych organizacji gospodarczych z centralami i działami R&D, które wyzbyliśmy się w drodze sprzedaży podmiotom zagranicznym. Gdyż gdyby takie organizacje istniały i brały udział w realokacji środków pomocowych to efekt mnożnikowy byłby daleko większy, niż jest obecnie. Można byłoby przez nie skanalizować gros środków na szkolenia służące produkcyjnemu powiększeniu zatrudnienia. Również pomoc unijna na badania i rozwój służyłaby skokowemu wzrostowi ilości projektów o wyższej wartości dodanej, przyspieszając proces konwergencji.

Inaczej bez zwiększenia efektywności alokacja środków, będą one służyły jedynie do stabilizacji popytu globalnego obecnie, a po zmniejszeniu transferów w przyszłej perspektywie finansowej, udowodnione zostaną spostrzeżenia Keynesa, a nam zgotowany zostanie los Grecji. Gdy okaże się że demograficznie i politycznie (Traktat z Lizbony) osłabieni nie będziemy mieli argumentów na odzyskanie należnych nam środków z budżetu UE i będziemy musieli wysłuchiwać wymówek że teraz musimy pomagać Ukrainie, co będzie tylko budziło napięcia które powinniśmy już teraz rozładowywać.

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.