Opinie

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Oburzeni socjaliści na Półwyspie Iberyjskim

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 26 kwietnia 2014, 13:17

    Aktualizacja: 28 kwietnia 2014, 12:44

  • Powiększ tekst

Zacznijmy od Felipe Gonzáleza, socjalisty będącego 14 lat u władzy. Jak to socjalista zostawił po sobie zgliszcza. 20 proc. bezrobocie, gospodarka w zupełnej ruinie, co prawda kraj był już w Unii Europejskiej, ale z racji zupełnego braku pomysłu na Hiszpanię nie przynosiło to gigantycznych sukcesów. Jedyna praca na jaką mogli liczyć Hiszpanie była w turystyce. I tak sprzątali sezonowo pokoje hotelowe, zbierali winogrona, podawali „Niemcom” (to w tamtych rejonach synonim słowa „turysta”) drinki, gotowali obiady. Przedziwny kierunek migracji – z miast do wiosek turystycznych.

Oczywiście, w owym czasie Hiszpanie mogli liczyć na pełen zakres “zabezpieczeń” pracowniczych, brak “śmieciowego zatrudnienia”, wysokie odprawy i garnuszek dobrodziejstwa, jaki miał im zapewnić pracodawca. Jednak cóż im po tym, jak w 1/5 jedyna odprawa jaka mogła ich spotkać to z kwitkiem z pośredniaka? Taki stan rzeczy nie służył Hiszpanom, którzy w Unii czuli się zupełnie tak, jak obecnie czują się kraje post-komunistyczne (może poza Węgrami i Czechami) – brzydka panna bez posagu.

Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, gdy do władzy doszedł i chwilę porządził (dokładnie 8 lat) José María Aznar. To jego reformy sprawiły, że z brzydkiej panny bez posagu Hiszpania stała się przyjemną panienką na wydaniu, do której w kolejce ustawiają się kawalerzy. Zaczął od pogorszenia losu pracownika. Zabrał przywileje, odprawy, ułatwił zatrudnianie czasowe i o dziwo zaledwie w pół roku powstało 300 tysięcy nowych miejsc pracy, a podobno w 4 lata powstało tyle samo stanowisk, co w całej Unii (bez Hiszpanii, naturalnie) razem wziętej. Pod koniec rządów Aznara bezrobocie uplasowało się na poziomie 7-8%.

Burzyli się socjaliści w Hiszpanii, ach burzyli. Że praca może i jest, ale kiepska i co to będzie jak kogo zwolnią. Tylko, że wszyscy mieli socjalistów w wiadomym ciała obszarze, bowiem przez cały okres rządów Aznara Hiszpania rozwijała się w tempie wyższym niż średnia europejska. Za rządów Aznara wieść gminna nie niosła o Hiszpanii jako o kraju rolniczym, a o wielkim rozwoju, świetnej architekturze i stabilnej bankowości (to była jednak bujda). Za rządów Aznara grupę G8 chciano poszerzyć o kraj znad Ebro. I co najważniejsze – w drugiej kadencji José Maria zbudował budżet bez deficytu. Hiszpanie zdali się na chwilę zapomnieć o dręczących ich konfliktach wewnętrznych i ciężkiej przeszłości.

W 2004 roku Aznar oddalił się z godnością, a kraj na długie lata pogrążył się w Zapateryźmie. Hiszpania przestała być perełeczką, przestała aspirować do G8, przestała rozwijać się w zawrotnym tempie, przestała mieć stabilną bankowość. Zaczęła za to być drugą Grecją, którą trzeba reanimować, którą trzeba podtrzymać, bo sama zatopi się w błocie biedy i bezrobocia. Naraz chcą się oddzielić Baskowie, a drugi raz Katalończycy. Hiszpania żebrakiem Europy, psującym obrazek kwitnącej krainy bogactwa i dobrego stylu, niczym bezdomny na La Rambla.

Czy to wina Zapatero? Tak. Zapatero był zainteresowany wszystkim poza gospodarką. Nie odróżniał typów podatków, niezbyt zręcznie posługiwał się procentami. Za to chętnie rozprawiał o sprawach „społecznych”, których rozwiązania, z racji niezrozumienia problematyki ekonomii zupełnie nie potrafił połączyć z rozwojem gospodarczym kraju. Hiszpania cieszyła się przez niecałe 10 lat rozkwitem – trudno było mówić, że to stabilna gospodarka. To był dobry, ale nadal początek, któremu potrzebna byłaby kontynuacja. Gdyby w powojennych Niemczech zachodnich w 46r. do władzy dorwał się nierozsądny prawnik, bez pojęcia o gospodarce nie byłoby mowy o zjawisku Wirtschaftswunder. Nad Szprewą do końca roku 69, czyli 20 lat rządziła „prawica ekonomiczna”, która zbudowała stabilne podstawy i których nie udało się zniszczyć nawet Willy'emu Brandtowi (nie porównuję Zapatero do Brandta – absolutnie, Brandt miał trochę oleju w głowie!) .

Morał płynie z tego małego wycinka historii ciepłej krainy La Rambli, Realu Madryt, Sangriji i Paelli – nie można wybierać socjalistów do władzy póki mogą coś zepsuć. Nas, w Polsce to jednak nie dotyczy, bowiem chyba nigdy nie mieliśmy porządnego rządu, którego dzieło mógłby ktoś zepsuć. Smutna to prawda.

---------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------

Uwaga!

Promocje dobrych książek wSklepiku.pl!

Zniżki sięgają nawet 90%!

Tutaj sprawdzisz szczegóły promocji.

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.