
Urzędnik czy inżynier?
Wszyscy wiemy, że duża część przepisów, która narzuca Unia Europejska jest bezsensowna i całkowicie mija się z celem. Tak też będzie w przypadku klimatyzacji samochodowych, które mają korzystać z nowego czynnika chłodzącego HFO-1234yf. Wszystkie pojazdy osobowe homologowane od 2011 roku i te produkowane od 2017 będą musiały mieć układ chłodzenia kabiny napełniany środkiem chemicznym o tym właśnie kodzie. Jest on znacznie bardziej ekologiczny od poprzedniego R134a, a dodatkowo nie wymaga przerabiania układu klimatyzacji, gdyż działa pod takim samym ciśnieniem. Gdzie więc haczyk?
HFO-1234yf jest niestety koszmarnie drogi. Do tej pory uzupełnienie czynnika chłodzącego kosztowało około 120-140 złotych, a teraz będzie to... 1200! Nikt przy zdrowych zmysłach nie pojedzie raz do roku dokonać wymiany w takiej horrendalnej cenie. Co więc z tego wyniknie? Jeśli więc oba środki mają takie same wymagania techniczne, rozwinie się czarny rynek serwisantów klimatyzacji korzystających z R134a. Logiczne? Nie dla Unii Europejskiej! Jeśli ktoś ma płacić rokrocznie jedną dwudziestą wartości pojazdu (nowy Ford Ka kosztuje obecnie około 25 tysięcy, a co dopiero mówić o pojazdach używanych) dość oczywistym jest, że będzie wolał podjechać do zaufanego Cześka lub Wieśka i wydać tylko jedną sto osiemdziesiątą. Na drodze będzie to nie do wykrycia przez policjanta, przejście przeglądu gdzieś pod miastem, też nie będzie jakimś wielkim problemem.
Podobnym absurdem była chęć nakazania producentom ciężarówek projektowania pojazdów z tzw. „dziobem”, na wzór amerykańskich trucków. Parlament Europejski twierdzi, że da to możliwość tworzenia bardziej oszczędnych i ekologicznych pojazdów i zapewnienia większego bezpieczeństwa pieszych. Pytanie - czy Renault, Volvo i DAF zatrudniają idiotów jako inżynierów, którzy od w niektórych przypadkach już od 1962 roku wymyślają TIRy tak, aby paliły więcej? Dlaczego tylko Strator (jako Iveco) i Scania zdecydowały się na produkcję jedynie pojedynczych pojazdów z silnikami przed kierowcą, a nie pod? Dlaczego Jelcze i Stary chociaż nie musiały, miały płaską jak cegła kabinę? Może dlatego, że w europejskich warunkach (mniej autostrad niż w USA, krótsze i lżejsze zestawy, manewrowanie w ciasnych miastach) jest to znacznie lepsze rozwiązanie niż amerykańskie? Niestety – nie jest to oczywiste dla urzędników, którym polecam przespać się w kabinie TIRa, która z tego powodu stuprocentowo będzie zmniejszona, żeby zachować długość zestawu. Wszystko też rzekomo z powodu „braku poprawy ekologiczności ciężarówek”, jednak od 2000 roku sami narzucali normy emisji spalin, w wyniku których znacznie zmniejszyli ilość emitowanych zanieczyszczeń (między Euro5, a Euro6 ucięto emisję tlenków azotu o 80%). To niestety tylko kolejny dowód na zagubienie w gąszczu przepisów przez samych ich twórców.