Opinie

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Problem globalny, koszty lokalne

Tomasz Teluk

Tomasz Teluk

Autor jest prezesem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)

  • Opublikowano: 19 listopada 2018, 09:25

    Aktualizacja: 19 listopada 2018, 09:29

  • Powiększ tekst

Polscy przedsiębiorcy i konsumenci zapłacą za zanieczyszczenie wód i wybrzeży oceanów w Azji i w Afryce, mimo, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za katastrofę ekologiczną w tych regionach.

Nowe podatki nałożone na firmy, koszty przerzucane na klientów i morze śmieci palących się na wysypiskach w Polsce. Takie są efekty przyjętych naprędce regulacji odnośnie odpadów z tworzyw sztucznych.

Zaczęło się od tego, że od 1 stycznia 2018 r. Chiny - największy truciciel wód i oceanów na świecie, zakazały importu plastikowych śmieci, które strumieniem płynęły z krajów Unii Europejskiej, głównie z Niemiec. Kraje UE próbowały więc znaleźć inne rozwiązania, między innymi podrzucając odpady Polsce. Płonące śmietniska w naszym kraju to efekt słabego prawa w tym zakresie, co wymaga błyskawicznej reakcji.

Innym unijnym pomysłem, który rzekomo ma uwolnić środowisko naturalne od wyrzucanych wszędzie odpadów z tworzyw sztucznych jest zakaz produkcji i użytkowania produktów jednorazowego użytku takich jak: opakowania na żywność i napoje, rurki, patyczki itd. Jednorazówki mają stopniowo znikać z rynku, a ich producenci zostać obłożeni kosztami ich utylizacji.

O tym, że UE jest zdeterminowana mogliśmy się przekonać już na przykładzie supermarketowych reklamówek, które z gratisów stały się niemal dobrem luksusowych. Podobnie będzie się działo z butelkami PET, które znacznie zyskają na wartości, bowiem zostaną objęte kaucją, tak jak butelki ze szkła.

Unijne prawo rykoszetem uderzy w polski przemysł chemiczny, zatrudniający 300 tys. osób. Branża tworzyw sztucznych w naszym kraju kwitnie rosnąc w tempie nawet 10 proc. rocznie. Połowa produkcji przypada na opakowania. Jak nietrudno zgadnąć europejska walka z plastikami odbije się na tej gałęzi przemysłu. Większe koszty, mniejsza konkurencyjność, ograniczenie zysków oraz inwestycji to tylko niektóre efekty zbyt szybko wdrażanych przepisów.

Jaka w tym logika? Biurokraci w Brukseli jak zwykle chcą dobrze, a wychodzi jak zawsze. Mają problem ze śmieciami, chcą pomóc Niemcom i Francji, ale kosztem Polski. W efekcie nasz kraj płaci za problem, którego w odróżnieniu od wielkich eksporterów śmieci do Azji, nie wywołał. Prawo uderzające w plastiki szkodzi rodzimym firmom, dla których największą konkurencją są firmy z… Chin.

Absurd goni absurd. UE pod chwytliwymi hasłami ekologicznymi ukrywa fakt, że centralnie planowana gospodarka odpadami w Unii nie działa. Problemem nie są odpady, zresztą jedne z najłatwiejszych do utylizacji. Cytując klasyka: przekonanie, że współczesna technika, która wyprawiła człowieka na księżyc, stworzyła satelity, superkomputery, ponaddźwiękowe odrzutowce, poradziła sobie z większością śmiertelnych chorób, nie jest w stanie porazić sobie z kupką śmieci, jest po prostu śmieszne.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych