Opinie

Czeka nas życie „na odległość”. Centrum Warszawy, 19 marca 2020 / autor: Andrzej Wiktor
Czeka nas życie „na odległość”. Centrum Warszawy, 19 marca 2020 / autor: Andrzej Wiktor

Jak żyć w świecie „pełzającej pandemii”

Marek Budzisz

Marek Budzisz

analityk, publicysta tygodnika "Sieci" i "Gazety Bankowej", znawca Rosji

  • Opublikowano: 21 marca 2020, 20:09

  • Powiększ tekst

Jeśli chcemy mieć pojęcie w jakim świecie przyjdzie nam żyć za kilka miesięcy, to powinniśmy czym prędzej zacząć oglądać filmy s-f przedstawiające życie na planecie Ziemia po wielkim kataklizmie – pisze na portalu wPolityce Marek Budzisz.

Małe, odizolowane społeczności unikające kontaktu, dla własnego bezpieczeństwa, lub wprowadzające, z takich samych powodów ścisły nadzór, a nawet segregację. Taką tezę, na podstawie dotychczasowych wyników badań epidemiologów stawia Gideon Richter, redaktor naczelny wydawanego przez MIT (Massachusetts Institute of Technology), jednej z najlepszych na świecie szkół politechnicznych, magazynu MIT Technology Review. Dlaczego?

Z prostego powodu. Są generalnie trzy możliwości pokonania epidemii. 

Pierwsza, najpewniejsza, to szczepionka, której nie ma póki co i nie wiadomo kiedy będzie. Naukowcy mówią o 18 miesiącach, ale te szacunki mogą okazać się zbyt optymistycznymi.

Druga to tzw. odporność stada, kiedy cała populacja zostaje zarażona, nasze organizmy wytwarzają przeciwciała i wirus przestaje się rozprzestrzeniać. Cena, którą można za takie podejście zapłacić jest dramatyczna – dla Wielkiej Brytanii, zdaniem tamtejszych epidemiologów, oznacza to 280 tys. ofiar śmiertelnych, nie licząc innych chorych, którym trzeba pomagać, ale przeciążony system ochrony zdrowia nie jest w stanie tego robić. Ta strategia ma też jeden słaby punkt, jakim jest możliwe mutowanie wirusa i pojawianie się nowych ognisk epidemii. Czyli nie wiadomo czy w ogóle będzie skuteczna.

Trzecia to strategia przyjęta przez większość, choć nie wszystkie, krajów. Ograniczenie kontaktów między ludźmi, kwarantanny, unikanie większych grup, zachowywanie dystansu. Takie życie „na odległość”, przede wszystkim po to, aby zmniejszyć siłę epidemii, tempo jej rozprzestrzeniania się. Brak tego rodzaju działań może powodować to co obserwujemy właśnie we Włoszech czy Hiszpanii – taki wzrost liczby ciężkich przypadków, chorych którzy nie tylko musza być hospitalizowani, ale też nie mogą samodzielnie oddychać, że następuje załamanie systemu ochrony zdrowia, kiedy lekarze muszą dokonywać wyborów komu pomagać innych w praktyce skazując na śmierć.

Ale trzeba mieć świadomość jak pisze Richter, że to co obecnie robi większość krajów świata oznacza tylko „spłaszczenie krzywej”. Nadzwyczajne środki ostrożności, takie jak zamykanie szkół, wyższych uczelni, granic i zakazy przemieszczania się będą mogły zostać zniesione, kiedy epidemia zwolni. Ale nie oznacza to, że ustąpi, będziemy obserwowali jej nawroty.

Jak to w praktyce może wyglądać obrazuje wykres sporządzony przez naukowców z brytyjskiego Imperial College, w którym żółta krzywa to liczba przypadków ciężkich. Kiedy ich przyrost przekroczy pewien poziom, np. 100 dziennie ograniczenia trzeba będzie ponownie wprowadzać, by uniknąć na powrót powtórzenia scenariusza włoskiego czy hiszpańskiego.

W praktyce oznacza to, że np. po świętach Wielkiej Nocy, kiedy być może otworzymy szkoły i uczelnie po około dwóch miesiącach znów, po upływie miesiąca do dwóch miesięcy, trzeba będzie wprowadzać dwumiesięczną kwarantannę. I te cykle powtarzały się będą

»» Cały tekst Marka Budzisza czytaj na portalu wPolityce.pl:

Koronawirus zmieni świat. Będziemy musieli nauczyć się żyć w stanie, w najlepszym wypadku „pełzającej pandemii”

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych