Opinie

Lufthansa / autor: fot. Pixabay
Lufthansa / autor: fot. Pixabay

Niemcy chcą nacjonalizować

Stanisław Koczot

Stanisław Koczot

zastępca Redaktora Naczelnego "Gazety Bankowej", Dziennikarz Ekonomiczny 2023 - laureat nagrody głównej XXI edycji konkursu im. Władysława Grabskiego, organizowanego przez Narodowy Bank Polski

  • Opublikowano: 4 maja 2020, 09:42

  • Powiększ tekst

Lufthansa musi otrzymać potężne wsparcie finansowe, by przetrwać. Od kilku dni, gdy w mediach pojawiły się informacje o misji niemieckiego rządu, który planuje przeznaczyć 9 mld euro na wsparcie lotniczego giganta, to jeden z najważniejszych tematów publicznej debaty (komentarzy na ten temat nie brakuje, łącznie w takimi stylu: Najpierw się wyśmiewaj , potem kopiuj. Rób tak jak Turkish Airlines). Nic dziwnego, pandemia mocno dotknęła linie lotnicze na całym świecie, Lufthansa nie jest więc wyjątkiem.

Większe emocje budzi jednak nie tyle sam fakt pomocy (a także perspektywa bankructwa jednego z najbardziej rozpoznawalnych przewoźników lotniczych na świecie), co skala ingerencji niemieckiego rządu w kwestie związane bezpośrednio z zarządzaniem firmą. Lufthansa chce wsparcia państwa, a nie tego, by to rząd wziął na siebie kierowanie jej biznesem. A zdaje się – przynajmniej tak podejrzewa kierownictwo przewoźnika – Berlin ma takie intencje.

Dyskusja na ten temat trwa, tak samo jak negocjacje rządu z Lufthansą. Jak pisał Der Spiegel, administracja niemiecka może ostatecznie przejąć 25,1 proc. udziałów w linii lotniczej, co de facto oznacza, że stanie się ona jego największym udziałowcem, z wieloma wynikającymi z tego profitami, z miejscem w radzie nadzorczej i prawem weta blokującego włącznie. Sprywatyzowany przed laty przewoźnik znowu stanie się firmą nadzorowaną przez niemiecki rząd. Jak będzie wyglądało zarządzanie firmą, jeżeli w jej strukturze nadzorczej znajdzie się polityk z Berlina? Taki wariant jest przez media niemieckie poważnie brany pod uwagę.

W każdym razie negocjacje są gorące, i powinny zakończyć się stosunkowo szybko, bo przewoźnik naprawdę ma problemy. Już zapowiedział zmniejszenie swojej floty o 100 samolotów i redukcję pracowników o 10 tys. Ogłoszenie upadłości także jest rozważane przez zarząd firmy.

Jeżeli jednak nawet do niej dojdzie, będzie miało charakter ratunkowy, bo pozwoli uchronić się jej przed roszczeniami wierzycieli i da czas na stanięcie na nogi. Bardziej jednak realne jest przejście niemieckich linii lotniczych pod skrzydła rządu.

Wygląda na to, że perypetie Lufthansy pokażą całej Europie, w jakim kierunku będzie zmierzała niemiecka gospodarka po koronawirusie.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych