Cudzego nie wziąć to jak swoje wyrzucić
Powyższy bon mot łączy filozofię dwóch grup : marginesu społecznego i samorządowej biurokracji.
Zacząć trzeba od informacji, iż przeciętny samorząd ma niewielki wpływ na kształtowanie swoich wpływów. Większość budżetu stanowią udziały w podatkach dochodowych od osób fizycznych i prawnych, oraz dotacje i subwencje – i tu można (a jednocześnie trzeba, nie ma innej możliwości) brać co dają.
Mniejsza część dochodów , ta na którą samorządy mają większy wpływ, to wpływy majątkowe (sprzedaż, wynajem itp. miejskich nieruchomości) oraz podatki i opłaty lokalne. Tych ostatnich jest kilka: podatek od nieruchomości, podatek od środków transportowych, opłata targowa, opłata miejscowa/uzdrowiskowa, opłata od posiadania psów.
Z powyższych podatków i opłat przytłaczającą większość wpływów do gminnej/miejskiej kasy zapewnia podatek od nieruchomości, znaczący jest też podatek od środków transportowych, wpływy z opłat to już zupełny margines.
Nawet w powyższych podatkach i opłatach samorządy nie mają pełnej swobody kształtowania stawek, ich maksymalne stawki są co roku aktualizowane o wskaźnik inflacji przez Ministra Finansów.
No więc jak zachowują się zazwyczaj samorządowi włodarze? Ano co roku podnoszą stawki podatków i opłat do maksymalnych dopuszczalnych stawek. Czasami wstrzymają się z podatkiem od środków transportu, bo tu baza podatkowa może najłatwiej uciec. Nieruchomości nie da rady wywieźć do innej gminy więc tu stawki maksymalne królują.
Mało tego, zazwyczaj takie podwyżki traktowane są jako coś oczywistego, nie wymagającego uzasadnienia np. wskazaniem jakiegoś konkretnego nowego a ważnego wydatku z kasy gminy, na który środki są potrzebne. Nie – uzasadnienia tego rodzaju uchwał zazwyczaj sprowadzają się do wskazania podstawy prawnej pozwalającej na podwyżkę. Innymi słowy – kasę obywatelom zabierzemy, bo możemy.
Ba, mało tego, często spotykane jest sformułowanie: nie podniesienie stawek spowodowałoby STRATĘ w wysokości tyle i tyle. To jest filozofia zgodnie z którą jak w autobusie śpi człowiek i ma w kieszeni 100 zł i ja spokojnie mógłbym mu te 100zł wziąć, ale nie biorę – to właśnie poniosłem stratę w wysokości 100 zł.
Wszak i pan Józek, wykopujący kable na złom, i pan Stanisław, naczelnik wydziału dochodów, wiedzą – cudzego nie wziąć, to jak swoje wyrzucić.