Opinie

 Ursula Von Der Leyen i Charles Michel / autor: PAP/EPA/STEPHANIE LECOCQ / POOL
Ursula Von Der Leyen i Charles Michel / autor: PAP/EPA/STEPHANIE LECOCQ / POOL

W czasie rewolucji kulturowej uniknęliśmy gilotyny

Maksymilian Wysocki

Maksymilian Wysocki

Dziennikarz, publicysta, ekspert w dziedzinie wizerunku i marketingu internetowego, redaktor zarządzający portalu wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 21 lipca 2020, 18:55

    Aktualizacja: 21 lipca 2020, 19:48

  • Powiększ tekst

To mamy sukces, czy nie sukces? Choć wydaje się, że ponad wszelką wątpliwość wynik brukselskich negocjacji i wyniku premiera Mateusza Morawieckiego jest potwierdzony, a oceniają tak mniej lub chętniej to również zagraniczne media, na to jak to wyjdzie w praktyce przyjdzie nam jeszcze poczekać. Nie ma sztywnego powiązania z praworządnością. Bardzo dobrze zareagowała na to też giełda. Ale jeszcze lepiej powinna na to zareagować w dłuższym okresie sama Europa

To konkretny sukces, zarówno pod względem wynegocjowanych kwot, jak i uniknięcia tego, co jedni nazywają „dźwignią”, drudzy raczej „gilotyną”. Polska będzie mogła skorzystać z ponad 776 mld zł wsparcia ze środków Unii Europejskiej, w tym z 623 mld zł w formie dotacji i 153 mld zł w formie niskooprocentowanych pożyczek. Polska będzie też największym beneficjentem polityki spójności w UE (66,8 mld euro), największym beneficjentem Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (3,5 mld euro).

Deutsche Welle chwali szczyt i osiągnięcie kompromisu, choć utyskuje nad nie wykorzystaniem dźwigni, czy może powinniśmy powiedzieć gilotyny finansowej, uzależniającej wypłacanie środków od praworządności, oceniając ją jako zbyt miękką. Również „New York Times”, relacjonując we wtorek porozumienie Rady Europejskiej ws. unijnego budżetu ocenia, że do kompromisu m.in. doszło „za cenę unijnych wartości”, ze względu na „rozwodnienie” przepisów wiążących przestrzeganie norm z wypłatą funduszy. Kolejne ustępstwo wobec Polski to zrezygnowanie ze zobowiązania do osiągnięcia neutralności węglowej do 2050 roku.

Może jeszcze raz krótka rzecz o wartościach i o „praworządności”. Z jednej strony wydaje się, że nadal się w tej kwestii z Brukselą zupełnie nie rozumiemy, albo ktoś z uporem maniaka i do znudzenia powtarza ukutą gdzieś tam hen na lewo narrację. Mam nadzieję, że dzięki poniższemu uda się w przyszłości zrozumieć łatwiej.

Bardzo dużo racji ma Rafał A. Ziemkiewicz w swojej ostatniej książce „Cham niezbuntowany”, częściowo w kwestii dzisiejszych polskich kompleksów, braku poczucia godności. Pisze on o konieczności zbudowania jej przez wybicie się ponad ową narzucaną europejskość (choć pewien wzorowy Europejczyk z PO na Ukrainie Sławomir był tak wzorowo europejski, że dziś nawet nie mogę podać jego pełnego nazwiska, jedynie napisać „N.”). Tak, to prawda, choć żadna nowość, że spora część społeczeństwa ma kompleksy i z chęcią założy koszulkę Europejczyka, wstydzi się koszulki Polaka. Może nie byłoby z tym aż takiego problemu, gdyby koszulka Europejczyka nie była „Made in China” - uszyta z grubej, niczym chińska, propagandy.

Zakłamana, pisana na nowo historia jednoczącej się niby od wieków Europy, wypierająca to, co złe, naginająca wydarzenia historyczne pod „europejski solidaryzm”, jak ma to miejsce w Domu Historii Europejskiej w Brukseli, to fundament ze styropianu. Efektem takiej propagandy może być to, co widzieliśmy ostatnio w sondzie młodych Niemców pytanych o Holokaust – nikt o nim nie słyszał, co najwyżej kojarzyli go z aplikacją do… dzwonienia (halo, holo – co za różnica), albo zamawiania jedzenia. Historia narodów uczy, że narody niczego nie nauczyły się ze swojej historii. A to znaczy, że idąc tym tropem, wcześniej, czy później, czeka nas z tej historii powtórka.

Tak, potrzebujemy podmiotowości narodowej, potrzebujemy podmiotowości polskiej, nie potrzebujemy palenia książek do historii, palenia kościołów, palenia esbeckich akt, grubej kreski i wymazywania historii. A chcą tego przedstawiciele choćby Domu Historii Europejskiej, czy analogicznego działania ruchów typu Black Lives Matter i innych. To agenda, której nie możemy dać sobie narzucić, na którą nie może być zgody, bo jest po prostu niebezpieczna dla naszej przyszłości. Trzeba pamiętać, by uczyć się na błędach. A druga sprawa, którą także porusza w książce Ziemkiewicz, dziś równie ważna, albo jeszcze ważniejsza, to to pokraczne rozumienie „praworządności”, które szczególnie dla nas, Polaków, jest pewnym alergenem. Swoje prawa narzucali nam okupanci niemieccy i sowieccy. Przestrzegania „praworządności” wymagali od nas przede wszystkim zaborcy. Narzucanie przez UE pewnej określonej wizji politycznej, w naszym rozumieniu bardzo lewicowej, która w myśl pisania historii nowej i na nowo, w walce z dyskryminacją jednocześnie dyskryminuje wartości dla Polaków i instytucje nam bliskie, wydaje się kolejną powtórką z historii. Mamy prawo samostanowienia i mamy prawo walki o wolność słowa i przekonań. Mamy prawo walki o instytucję rodziny taką, jaką uznajemy, a nie taką, jaką ktoś chce nam narzucić. Mamy prawo wychowywać dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami i bez strachu, że jeśli nie będą się one zgadzać z lewicową narracją przyjdzie po nie Jugendamt, albo inne Varneberne.

Odzyskaliśmy wolność tak niedawno. Mamy prawo się nią cieszyć, mamy prawo z niej korzystać, a teraz mamy też obowiązek dbać o nią, ponieważ o tym czym jest wolność zapomina już zakneblowana Europa, jednocześnie próbując narzucić nam ten chory model. Europa nadal chorym człowiekiem Europy.

Nie zgadzam się za to z Ziemkiewiczem, że brakuje nam poczucia godności. Coraz większej liczbie młodych Polaków już go nie brakuje. Zresztą, w kilku miejscach na świecie też byłem, swoje widziałem i stwierdzam, że nie ma powodu, by nam go brakowało. Mamy prawo dumnie iść prosto. Mamy prawo do wolności. Mamy prawo do rozliczania się z historią. Być może z czasem sami będziemy musieli też przypominać Europie o tym, co naprawdę jest fundamentem naszej cywilizacji, co znaczy niewypaczona politycznie solidarność i co znaczy wolność.

Odpuszczenie ścisłego powiązania „praworządności” z wypłatą środków przez Brukselę daje nadzieję, że jeszcze w Europie odróżnimy to, co jest faktycznie praworządnością i wolnością od tego, co tylko przybiera obecnie ich maski, a realnie prowadzi do zniewolenia. Jest co świętować. Jest co wyjaśniać.

Czytaj też: Premier wynegocjował rekordowe środki z UE! [VIDEO]

Czytaj też: Zagraniczne media rozczarowane: „rozwodnieniem” przepisów dot. praworządności

Czytaj też: Media na świecie: To jednak sukces Polski

Czytaj też: Internauci pod wrażeniem! Premier Morawiecki wynegocjował ponad 700 mld zł

Czytaj też: Orbán: Dobrze, że byliśmy żołnierzami Morawieckiego

Czytaj też: Premier Holandii po szczycie: relacje z liderami państw UE pozostają silne

Maksymilian Wysocki

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych