Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Zdrowie priorytetem politycznym państwa... Który to już raz?

Dr n. med. Adam Pawinski

Dr n. med. Adam Pawinski

Lekarz i naukowiec publikujący w Polsce i zagranicą, pracujący obecnie poza granicami kraju. W działalności polityczno-publicystycznej specjalizuje się głównie w ocenie systemów ochrony zdrowia. Pisuje do medycznych i politycznych portali: Prawica.net, Konsylium24, Interia.

  • Opublikowano: 26 listopada 2013, 22:19

  • Powiększ tekst

Nie ma chyba środowisk, które akceptowałyby obecny chaos organizacyjny i fikcję zdrowotną imitującą w kraju powszechność systemu „służby zdrowia” (OZ). Nie jest wszak ona ani dostępna, ani powszechna, ani równa. Jej jakość w perspektywie coraz większego niedofinansowania i narastających braków kadrowych stanowi coraz częściej przyczynę skarg, niezadowolenia i tragedii. Już 90% z nas, obywateli jednoznacznie negatywnie ocenia system. Z wielu zebranych danych wynika jasno, że kolejne rządy nie są już w stanie utrzymywać posocjalistycznej fikcji pozornej bezpłatności, nie za takie pieniądze. Ale pieniądze jak wynika z deklaracji premiera nadchodzą... Potrzebujemy więc realnych reform, które korzystając ze spodziewanych lat koniunktury teraz będzie można przeprowadzić. Czy tak się stanie?

Opublikowany niedawno raport Zdrowie priorytetem politycznym państwa opracowany przez Instytut Ochrony Zdrowia może być wyjściem na przeciw takim potrzebom. W raporcie, zespół autorów wspartych autorytetem wybitnych osobistości polskiego świata polityki, medycyny i organizacji ochrony zdrowia podjął próbę zebrania faktów i wskazania błędów, które pozwoliłyby na opracowanie skutecznych metod naprawy systemu. Główne tezy wsparte ciekawymi i aktualnymi danymi dokumentującymi stan obecnego systemu „służby zdrowia” przedstawiono na ponad 130 stronach opracowania. Posłużyły też one autorom do popuszczenia cugli ich fantazji co do dalszych kierunków reform...

I tu zaczyna się problem..

Rekomendacje zdrowotne dla Polski tej grupy ekspertów obejmują szereg słusznych celów:

Zdrowie ma stać się ważnym elementem polityki wszystkich resortów i całego rządu. Państwo ma zająć się wreszcie promocją zdrowego stylu życia i profilaktyką chorób cywilizacyjnych, co więcej ma podnieść jak nigdy efektywność systemu opieki medycznej i zadbać o integrację opieki medycznej z opieką społeczną. Ma ono na dodatek spowodować zwiększenie indywidualnej odpowiedzialności obywateli za zdrowie własne i swoich najbliższych oraz dać prawo (!) wyboru standardu leczenia. Wreszcie ma zapewnić partycypację obywateli i „interesariuszy systemu i dialogu społecznego” pod (uwaga!) silnym przywództwem liderów.

Całość ma wg autorów w przeciągu 10 lat być warunkiem poprawy stanu zdrowia Polaków.

Co w tym nowego?

Okazuje się, że szlachetne zamysły przebijające ze wszystkich 134 stron raportu, jak w każdym jego poprzednim wydaniu, to niestety ten sam zestaw pobożnych życzeń, rozmywających się w braku metod i środków; Rzuca się w oczy, jak w poprzednich tego typu narodowych programach brak jednorodnej wizji i listy realnych mechanizmów, które miałyby tym razem sprawić ów cud uzdrowienia nas i systemu. Jego pewne punkty to: państwowe (nadal ręczne!?) zarządzanie i finansowanie oraz wymóg niemal nieograniczonego, sądząc z nałożonych zadań, zwiększenia środków w systemie. Oba postulaty nie są przecież niczym nowym od pradziejów tego systemu. Gdzie tu oczekiwany przełom?

Rozczarowanie nihilizmem

Już w samej tytułowej tezie głównej Raportu leży stary, jak ten system, błąd i tego zamysłu: Dlaczego znowu to samo państwo: centralne zarządzanie, urzędnicy-bogowie i redystrtybucja środków mają, tym razem skutecznie, poprawić to, co się zapada w tym samym przecież systemie od pokoleń? O tym wszak usilnie próbują przekonać nas autorzy raportu szeregiem kolejnych, pomniejszych wywodów, nieprzekonujących jednak z punktu widzenia najważniejszego parametru: efektywności i dostępności systemu dla zwykłego chorego człowieka. Uparta rozbudowa roli aparatu państwowego jako omnibusa i gwaranta zdrowia jego obywateli jest tu krzyczącą mantrą. Odgrzewanym kotletem w niezreformowanym systemie, będącym w świetle polskich doświadczeń smutnym potwierdzeniem kolejnego, niemal pewnego, antyobywatelskiego nadużycia, nie jedynie z ekonomicznego, ale również cywilizacyjnego punktu widzenia. Promocją marnotrawstwa tkwiącego genetycznie w samym systemie, które nie powstrzyma ani emigracji personelu, ani nie zapewni odzyskania etosu zawodów medycznych, zatraconych w pookrągłostołowej zdrowotnej hekatombie.

Co gorsza dla Raportu, w ostatnich latach staje się też jasnym, że państw nie będzie stać na wykonywanie coraz bardziej fantazyjnych centralistycznych zamysłów lewicy, powszechnie i od kilku już pokoleń realizujących się w wielu, szczególnie europejskich parlamentach. Według zasad klasycznej ekonomii jakikolwiek aparat biurokratyczny może wykonywać uczciwie swoje zadania jedynie w dostępnym mu stopniu niskiej komplikacji systemu i to pod warunkiem pokrycia ich w realnych środkach przeznaczanych na ustalony cel. W Polsce, obecne, pookrągłostołowe prawo, kreowane przez, bywa, mało kompetentną parlamentarną oligarchię wyklucza na wielu szczeblach szansę wykonalności administracyjnych zadań. Widać to w każdej niemal dziedzinie polityki socjalnej, w której to państwo "sprawuje (niczym nie ograniczoną) opiekę nad narodem". Budzą uśmiech politowania coraz bardziej medialno jedynie propagandowe wyczyny kolejnych odpowiedzialnych za nie ministrów. W ochronie zdrowia, emanacją tych zachowań są też paniczne, a bywa, że graniczące z barbarzyństwem praktyki stosowane przez NFZ.

Owym mission impossible NFZu jest obowiązek zapewnienia polskim obywatelom (wg konstytucji - wszystkim) tych samych, domyślnie (!!!) wysokich i powszechnych standardów leczenia. Zauważmy: to wszystko w ramach tylko tego rachitycznego budżetu (jaki on będzie w kolejnych latach?) i wg tych samych co niegdyś, nierównych (sic!) zasad jego podziału. Każdy z nas, znający dawne i obecne realia życia wie doskonale jak nierealnym pomysłem jest próba zamknięcia tak wrażliwej sfery życia jak ochrona zdrowia w jakichkolwiek granicach finansowych. Wiedzą o tym najbogatsze nawet społeczności, a te najbardziej efektywne świadome są już czego na pewno nie należy zakładać w budowaniu sprawnych systemów ochrony zdrowia: ułudy omnipotencji państwa i dżina prymitywnej urawniłowki.

Państwo nie radzi sobie z nadregulacją

Czy może to ulec poprawie po nasyceniu systemu eurodolarami? Historia pokazuje nam, że nawet najbogatsze wspólnoty społeczne (państwa) nie stać na zapewnienie zdrowia całej populacji, niezależnie od ilości środków przeznaczanych na ten cel z budżetu. To niespełnialna, generująca marnotrawstwo i nieefektywność fantazja, która stanowi największy balast dociążający upadające dziś, po raz kolejny w dziejach, zbiurokratyzowane imperia. Mówią o tym także klasyczne światowe opracowania, z których jasno wynika, że w miarę bogacenia się społeczeństwa, jego potrzeby zdrowotne wzrastają i stanowią coraz wiekszy procent wydatków w indywidualnych i większości publicznych budżetów. Oznacza to, że teoria naszych politycznych "dorobkiewiczów" sugerująca możliwość cywilizacyjnego "dogonienie zachodu" w jakości i dostępności opieki zdrowotnej bez próby reorganizacji tego zbiurokratyzowanego i arynkowego monopolu w OZ jest godną pożałowania utopią.

Raport IOZ w jego doradczej części tego nie dostrzega. Tkwi niestety w zaprzeszłych niepraktycznych wizjach i mirażach. Opisuje te same, znane od 70 bez mała lat mechanizmy i stawia na piedestale wyzwań te same co przed 50, 30 i 10 lat marzenia, które nie tylko nigdy nie zostały spełnione, ale wręcz doprowadziły do dzisiejszego stopnia upadku tej służby.

Cele, intencje i wątpliwości

Sednem autorskich wynurzeń jest teza o konieczności podtrzymywania i, ba, coraz większego finansowania tej "służby" w niemal obecnej jej formie. Pomimo krytycznych danych w ocenie dotychczasowych „osiągnięć” systemu, Autorzy niemal bezkrytycznie nobilitują biurokrację i niewydolnego państwowego płatnika utrwalając coraz bardziej naciąganą tezę o "priorytetowej roli państwa" pod wodzą bezdusznych urzędników i posłów amatorów-ubezpieczycieli na piedestale arynkowego rozdawnictwa w OZ. Wszystko to bez próby zrozumienia, że dalsze eskalowanie nieefektywnego wysiłku finansowego polskiej społeczności w tym systemie jest błędem, od którego n.b. nie potrafimy się uwolnić od początku naszej niepodległości. Recepty pisane przez autorów raportu nie sięgają tu przyczyn polskiej zapaści.

Celem raportu jest więc jak wynika z treści, po raz kolejny, wyrwanie ochłapu z budżetu państwa, który będzie przecież zaraz zasilany przez następne kilka lat „manną Lewandowskiego”. Następna unijna transza pieniędzy ma służyć de facto podtrzymaniu obecnej fikcji organizacyjnej zmonopolizowanej i z gruntu nieefektywnej służby. Jak w Grecji? Autorzy tego raportu i ich eksperci chcą bowiem nadal, modo postsocialistica, wydawać środki i rozbudowywać co się da, na koszt "państwa"... Pod wodzą i za zezwoleniem wybranych „silnych liderów”. I, jak widać, bez realnej reformy systemu.

Co się jednak z nami stanie, gdy tych pieniędzy, jak w Grecji, już nie będzie? Gdy i to euroimperium zbankrutuje?

Ta "służba" tego nie przetrzyma. Jest organizacyjnie arynkowym upiorem czasów zaprzeszłych eliminującym swym dumpingiem cenowym całą niemal niepowiązaną z systemem konkurencję. Dziś bowiem „lekarz - prywaciarz” nie wyobraża sobie przetrwania w naszej pewexopodobnej dziczy organizacyjnej bez „podłączenia” do dojnego monopolu NFZ. Nie ma to nic wspólnego ze zdrowym kapitalizmem. Co więcej, NFZ będąc monopolistą nie ma realnej konkurencji na, zabitym dumpingiem, rynku ubezpieczeń. Kto ma więc leczyć nas obywateli i za co, gdy „to coś” padnie? Tak się właśnie już dzieje w Grecji. Dojrzewa w Portugalii, Hiszpanii, Bułgarii i na Cyprze... Podobny im, państwowy, organizacyjny skansen jest u nas jedyną przetrwałą formą, o wiele mniej wydajnego niż w starych krajach UE, pokomunistycznego zdrowotnego molocha. Kilkakrotnie modyfikowanym, ale niemal niezmiennym w strukturze monopolistycznym zombi, jakie ostało nam się, pomimo ogłoszonego przed ćwierćwieczem upadku tego ponoć szkodliwego i zbrodniczego systemu. Czy to do kogoś dotarło?

Poszukiwanie alternatyw

Sednem naszych frustracji i zarazem podstawową niedomogą tego Raportu jest brak mechanizmów zwrotych w systemie, które by w sposób, prosty i niepodważalny (bezurzędniczy) regulowały jego funkcjonowanie. Naszym obywatelskim intuicyjnym głównym celem byłoby zapewnienie nam najlepszej możliwej dostępności i jakości leczenia. Choćby tylko tyle w świetle obecnej katastrofy systemu! Tego rodzaju definicja celów eliminowałaby tu w dużym stopniu i w sposób nie podlegający dyskusji politykierskie zapędy totalitarystyczne. Zwłaszcza w wymuszaniu na instytucjach leczniczych realizacji coraz cześciej niespełnialnych celów i to narzucanych, o zgrozo, bez względu na koszty.

Administracja państwowa, MZ powinna w tym kontekście, wbrew tezom Raportu, stanowić conajwyżej podrzędną minisieć urzędników, którzy mieliby przejąć ważniejszą rolę koordynacyjną jedynie w przypadku większych katastrof natury zdrowotnej. Obowiązki NFZ przejęliby w sferze ubezpieczeń niebudżetowi profesjonaliści, zaś opiekę socjalną najsłabszych, istniejące już służby socjalne. Wszelkie inne cele owej inżynierii społecznej generującej jedynie wydatki i rozwój nieefektywnej biurokracji (większość z nich rekomendowanych w powyższym Raporcie), są jedynie dublowaniem naturalnych procesów prozdrowotnych, które mogą i bez tego zadęcia być spełniane przez podstawowe jednostki lecznictwa. I to bez przewodniej roli urzędnika-pana. Wystarczy skopiować, powtórzę, proste samoregulujące się i w tej mierze znane w świecie mechanizmy.

A co z naszymi pieniędzmi?

Drugim, równie ważnym celem koniecznej dziś już i nie zauważanej w Raporcie reformy OZ jest odciążenie znękanego budżetu państwa od nierealistycznych pomysłów politycznych, które już dawno nie mają szans na jego zbilansowanie. Polskie państwo ekonomicznie bankrutuje. Musi więc bezwzględnie realizować swoje cele jedynie do wysokości realnego budżetu, kierując się priorytetami najwyższego rzędu. W tych kategoriach ochrona zdrowia po raz kolejny nie ma szans na priorytetowe, wystarczająco dobrze finansowane miejsce. To owszem, zauważono w Raporcie, nie wyciągając jednak z tego stosownych wniosków. Brak spełnienia celów przebijający się przez kolejne wcześniejsze Narodowe Programy Zdrowia jest tu najlepszym tego dowodem (wszak kryzys mamy bez mała permanentny).

Z tego powodu, wbrew zaleceniom cytowanych Ekspertów, zadania powszechnego systemu OZ muszą być w przyszłości o niebo skromniejsze, bardziej realistyczne i precyzyjnie dobierane. I w konsekwencji muszą stanowić z racji swych permanentnie niedostatecznych środków jedynie fragment rynku zdrowia. Nie mogą więc z definicji odpowiadać za zdrowie całej społeczności. Tę własnie prawdę należy wreszcie uzmysłowić tak politykom jak i wyborcom. Marzenia twórców raportu stają się w tym kontekście nieuwzględniające realiów i po raz kolejny zwodne i mylące, nawet w erze nadchodzącego unijnego dofinansowania.

Jak to jest, gdy jest normalnie?

W normalnych, zdroworozsądkowych systemach, większość niskokosztowych potrzeb zdrowotnych społeczności musi być realizowana w naturalny, rynkowy sposób przy wsparciu organizacyjnym sieci profesjonalnych instytucji ubezpieczeniowych, tak daleko jak to możliwe niezależnych od państwa. Odciąża to budżet od nadmiernych i niepotrzebnych kosztów administracyjno-finansowych i udrażnia automatycznie dostępność. Cywilizacyjne zobowiązania publiczne wobec najsłabszych powinny modułowo dotyczyć, znowu - realistycznej finansowo - polityki socjalnej (nie zdrowotnej). Ta istniejąca już „służba” stanowiłaby brakujące finansowe wsparcie dla najsłabszych jednostek i nie miałaby prawa ingerowania, zwłaszcza w świetle obecnych kuriozalnych doświadczeń, w proces profesjonalnego leczenia.

Konkluzje (smutne)

Mysz, którą urodziła ta utytułowana w swej części doradczej góra rozczarowuje brakiem zrozumienia realiów i wizji koniecznych przemian.

To ponad 130 stronnicowe tomisko, przygotowane przy współpracy najtęższych głów polskiego zdrowotnego olimpu (od SLD po PiS) po raz kolejny okazał się być życzeniowym i nieumocowanym w realiach zbiorem marzeń. Z racji swych politycznych aspiracji Raport ów odziera wręcz rzeczywistość z jakichkolwiek nadziei na normalność w lecznictwie i ochronie zdrowia. O ile część opisowa tego dzieła ma jakąś wartość kronikarską, to w zasadniczej jego treści pozbawia złudzeń. Nie przekłada się w zasadniczych tezach na próbę dogłębnej refleksji i wskazania w strukturze systemu realnych przyczyn zapaści i sposobów zaradzenia tej pokomunistycznej katastrofie jaką jest polska służba zdrowia. Nieodpowiedzialnie bezwarunkowo uzależnia jakość ochrony zdrowia od kondycji upadającego państwa, nie dając obywatelom nadziei na odzyskanie poczucia bezpieczeństwa zdrowotnego.

Epitafium obywatelskie

Proponowana w Raporcie diagnoza rekomenduje utrzymanie nieefektywnej z doświadczenia dominacji administracji państwowej jako pana i władcę naszego zdrowia; Promuje niesolidnego monopłatnika, którego dobra wola zależy jak zawsze od politycznych priorytetów i stopnia wydolności systemu, nie od naszej woli, czy profesjonalizmu lekarza. Raport nie dorasta do wyzwań naszych czasów, nie wskazuje jak mają sobie radzić chorzy ludzie, którzy nie sięgną swych coraz bardziej oddalających się kolejkowych uprawnień. Domaganie się coraz to większej ilości pieniędzy na utrzymanie niereformowanego systemu, bez podania ich trwałych źródeł i mechanizmów efektywnego wykorzystania jest w tym kontekście nieporozumieniem. Autorzy sugerują wszak w zamian jako panaceum (?) zaledwie wycofanie się z eWusinej ślepej uliczki, nie wzbraniając się także przed resetowaniem (modo OFE), karłowatych już, po SLDowskich wyczynach, mechanizmów reform lat 90-tych. Powrót do przeszłości ma więc być całym i jedynym remedium na nasze zło?

Raport swym zachowawczym zaśpiewem nie rozwiązuje naszych wrosłych w Polskę systemowych zaniedbań. Nie pokazuje dróg do upraszcza procedur i nie ułatwia dostępu do leczenia. Rozwija za to w unijnych fantazjach szereg drugorzędnych dla „tu i teraz” chorego człowieka zadań państwa, gwarantujących jedynie rozrost biurokracji i dalszą komplikację pokrętnego monosystemu. Pozostawia nas w aurze zagrożenia cywilizacyjną katastrofą zdrowotną w konsekwencji upadku coraz bardziej zadłużanego państwa, nadal pełniącego niepodzielnie rolę trwale niewydolnego płatnika - monopolisty na zdewastowanym rynku zdrowotnym.

Nie widzę w tym pracochłonnym opracowaniu nadziei na przełom. Szukajmy dalej, byle szybko.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych