PiS kończy z wysokimi zarobkami dyrektorów. Zmiany reguł i cięcia pensji w administracji
Prawo i Sprawiedliwość po ubiegłorocznym zwycięstwie wyborczym wprowadza nowe porządki. Także w ministerstwach. Wraz z wejściem w życie ustawy o służbie cywilnej obniżyły się pensje dyrektorów w ministerstwach.
O sprawie informuje "Rzeczpospolita". Ustawa o służbie cywilnej daje rządzącym, między innymi, możliwość zwolnienia wysokich rangą urzędników i zaoferowania ich następcom niższych pensji. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów przygotowała nawet specjalne zestawienie zarobków dyrektorów.
Okazało się, że poprzednia ekipa Platformy Obywatelskiej gwarantowała swoim dyrektorom niezwykle wysokie pensje. Jednym z bardziej radykalnych przykładów jest przypadek trzech dyrektorów w ministerstwach, którzy zarabiali lepiej od prezydenta RP. Niejednokrotnie też dyrektorowie departamentów i biur zarabiali więcej od ministrów lub wiceministrów.
Teraz sytuacja uległa zmianie. Pensje dyrektorów zostały uśrednione i obniżone względem pensji ministrów i wiceministrów. Jedynym wyjątkiem jest tu Ministerstwo Spraw Zagranicznych, gdzie dyrektor generalny zarabia ok. 22 tys. złotych.
Ile zarabia rząd i prezydent?
Prezydent RP - 20 000 zł/miesiąc
Premier RP - 17 000 zł/miesiąc
Ministrowie - ok. 14 500 zł/miesiąc
Wiceministrowie - ok. 12 500 zł/miesiąc
Ustawa o służbie cywilnej zmienia wiele, nie tylko w zakresie pensji.
Dotychczas stanowiska w służbie cywilnej obsadzane były w drodze konkursu, jednak rozwiązanie to było krytykowane. Ówczesna opozycja (a obecny rząd) wskazywał, że konkursy są farsą i zwyciężają w nich "ustawieni" kandydaci. Remedium na to ma być osadzanie na stanowisko w drodze powołania. Złagodzono też wymagania wobec kandydatów, jeśli chodzi o staż pracy w administracji publicznej - zdaniem autorów ustawy miało to odmłodzić i odświeżyć kadrę urzędniczą.
Zmiany zaszły też w przypadku wyboru dyrektora ZUS. Wcześniej powoływany był na drodze konkursu, jednak i tutaj dochodziło do kontrowersji (warto przypomnieć sprawę Katarzyny Kalaty - kandydatki na szefa narodowego ubezpieczyciela w ostatniej chwili pozbawionej szans na stanowisko). Strukturę konkursów krytykował też profesor Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Ostatecznie kandydata na prezesa ZUS zaproponował ówczesny minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) i zatwierdziła ją premier Ewa Kopacz (PO).
Teraz prezesa ZUS powoływać będzie premier RP na wniosek ministra właściwego do spraw zabezpieczenia społecznego.
Rzeczpospolita/ onet.pl/ NaTemat.pl/ wyborcza.biz/ as/