Wyłudzili 7 mln euro podając się za urzędników zbierających środki na walkę z terroryzmem
Wyłudzenie prawie 7 mln euro zarzuciła gdańska prokuratura dwóm Polakom i Francuzowi. Przestępcy stosowali hakerskie metody, podszywali się też pod inne osoby, w tym urzędników szukających środków na walkę z terroryzmem. Niemal całą wyłudzoną sumę odzyskano.
O efektach śledztwa prowadzonego przez CBŚP w Gdańsku, a nadzorowanego przez Pomorski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej, poinformował w poniedziałek Mariusz Marciniak - prokurator tej ostatniej jednostki odpowiedzialny za kontakty z mediami.
Jak wyjaśnił, ofiarami grupy przestępczej padło kilku obywateli Francji i Niemiec, zarówno osób prywatnych, jak i pracowników różnych firm czy instytucji. W przypadku firm oraz instytucji oszuści kontaktowali się mailowo lub telefonicznie z ich pracownikami i - podszywając się np. pod dyrektora lub inną osobę faktycznie zatrudnioną w danej instytucji - "wydawali polecenie" wykonania przelewu na wskazany rachunek bankowy. Przelew taki miał być np. rzekomą zapłatą za jakiś towar lub usługi. Innym razem wyłudzone pieniądze miały być np. lokatą w rzekome bankowe produkty inwestycyjne.
Jak wyjaśnił Marciniak, "skuteczność opisanej działalności przestępczej była determinowana bardzo profesjonalnym rozpoznaniem środowiska organizacji pod kątem panujących w nim procedur, jak również przez zastosowane narzędzia hakerskie".
Adresy mailowe, z których oszuści prowadzili korespondencję, do złudzenia przypominały rzeczywiste adresy firm i instytucji, za których przedstawicieli podawali się przestępcy. Rozmowy telefoniczne czy korespondencję mailową prowadziły w imieniu oszustów zawsze osoby świetnie posługujące się ojczystymi językami potencjalnych ofiar. Oczywiście konta bankowe, które oszuści wskazywali w mailach, kontrolowane były przez nich.
Czytaj także: Zbigniew Ziobro chce wysokich kar za wyłudzenia VAT
Kwoty, jakie udało się wyłudzić oszustom wahały się od tysiąca do nawet kilku milionów euro. Marciniak wyjaśnił, że "najbardziej spektakularnym ekscesem grupy, było nakłonienie jednego z pokrzywdzonych do wpłaty niemal pięciu milionów euro na rzekomy rachunek bankowy ministerstwa obrony jednego z państw europejskich, pod pozorem finansowego wsparcia działalności antyterrorystycznej".
Jak dodał prokurator, w rzeczywistości wyłudzone pieniądze trafiały m.in. do banku w Polsce, na rachunek zarządzany przez przestępców, skąd były natychmiast wypłacane w gotówce albo - w ramach tzw. "prania brudnych pieniędzy", przelewane na inne konta bankowe, w tym założone w banku działającym w jednym z dużych państw azjatyckich.
Marciniak poinformował, że w sprawie zatrzymano jak dotąd trzy osoby: dwóch Polaków (w tym jednego mieszkającego we Francji) oraz Francuza. Zatrzymania odbywały się sukcesywnie od stycznia do czerwca br. na terenie Polski, ale dopiero teraz - ze względu na dobro śledztwa, prokuratura zdecydowała się poinformować o sprawie. Wszyscy trzej mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani.
Z ustaleń prokuratorów i policji wynika, że grupa działała od czerwca ub.r. Jeden z Polaków - mieszkaniec województwa kujawsko-pomorskiego, zamieszany jest w sprawę, bo odpowiadając na ogłoszenie proponujące "łatwe pieniądze w krótkim czasie", założył w Polsce firmowe rachunki bankowe po czym przekazał koordynującemu działalność na terenie Polski rodakowi mieszkającemu we Francji wszystkie dane do obsługi tych kont (PIN-y, loginy, hasła dostępu itp.).
Polscy prokuratorzy i policjanci współpracują w tej sprawie z niemieckimi i francuskimi organami ścigania, które prowadzą odrębne śledztwa w tej sprawie na terenie swoich krajów. W ramach postępowań śledczy będą m.in. ustalać, w jaki sposób przestępcy wybierali swoje potencjalne ofiary.
Podejrzanym przedstawiono zarzuty wyłudzenia 6,94 mln euro. Jednak - jak zaznaczył Marciniak, dzięki "zdecydowanym działaniom" organów ścigania, na różnych rachunkach bankowych udało się zabezpieczyć niemal całą wyłudzoną sumę. "Brakowało 80 tys. euro. Grupa wydała je na swoje potrzeby" - poinformował Marciniak.
Za zarzucane przestępstwa, podejrzanym grozi kara od 6 miesięcy do 15 lat pozbawienia wolności.
(PAP)
Zobacz: Takiego ruchu w salonach samochodowych nie było od dawna