Informacje

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Amerykański bunt dyrektorów. Protestują przeciwko polityce imigracyjnej Trumpa

Artur Ceyrowski

Artur Ceyrowski

Dziennikarz, publicysta, komentator

  • Opublikowano: 1 lutego 2017, 16:25

  • Powiększ tekst

Wybór kawiarni, butów, samochodu i usług finansowych stał się od niedawna w Stanach Zjednoczonych poważnym aktem politycznym. Wszystko przez to, że Starbucks, Nike, Ford, Apple, Goldman Sachs i kilka innych firm połączyło siły we wspólnym proteście przeciwko Donaldowi Trumpowi. Zdaniem przedstawicieli amerykańskiego biznesu, ogłoszone przez nowego prezydenta USA restrykcje dotyczące wjazdu niektórych cudzoziemców do USA, za bardzo ograniczają korporacyjną politykę rekrutacji, która ma wymiar globalny.

Bezpośrednim przyczynkiem do protestu amerykańskich firm było zawieszenie tzw. „Programu Przyjmowania Uchodźców”, który został przez amerykańską administrację wstrzymany na 120 dni. Zawieszono również przyjmowanie uchodźców z Syrii i na 90 dni wstrzymano wydawanie wiz dla obywateli Iraku, Syrii, Iranu, Libii, Somalii, Sudanu i Jemenu.

Tę decyzję skrytykowali m. in. przedstawiciele Forda, w tym Bill Ford Jr. (prezes koncernu) i Mark Fields, (dyrektor generalny). Fields spotkał się wcześniej z Trumpem, by rozmawiać o sprawach dotyczących gospodarki, ale ciężko mówić o wspólnej wizji polityki gospodarczej obu panów. Różnice dotyczą kwestii kluczowych, co wiadomo było jeszcze przed spotkaniem. W przeszłości Trump dość mocno krytycznie wypowiadał się na temat przeniesienia części produkcji Forda do Meksyku (choć chwalił też inwestycje na terenie USA). To wszystko miało oczywiście wywierać presję na amerykański koncern motoryzacyjny. Dodatkowym kłopotem dla Forda jest to, że siedziba firmy mieści się w Dearborn w stanie Michigan, gdzie żyje bardzo duża społeczność arabska. To w nich w dużym stopniu uderza teraz nowy dekret Trumpa.

Nowy dekret skrytykował także Lloyd Blankfein, szef Goldman Sachs. Prezes jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie oświadczył w liście do swoich pracowników, że znakiem rozpoznawczym jego firmy jest różnorodność. Dodał także, że obecne przepisy mogą zakłócić działanie banku. Podobnie krytycznie wypowiedzieli się szefowie FedEx, UPS i Elon Musk, szef Tesli. Ten ostatni przyznał na Twitterze, że będzie próbował walczyć z Białem Domem o zmianę polityki Donalda Trumpa i poprosił o wsparcie w tej sprawie.

Kolejny protest pochodził od Howarda Schultza, szefa sieci kawiarni Starbucks, który na wieść o nowych planach amerykańskiego prezydenta oświadczył, że nie wycofa się z inwestycji z Meksyku. Zapowiedział też, że planuje zatrudnić 10 tysięcy uchodźców. „Budujmy mosty, nie mury” – napisał w liście otwartym. Zdaniem Schultza, nowe plany oznaczają walkę z tym, co najważniejsze dla „amerykańskiego snu”. Przypomniał też, że według ONZ na świecie żyje 65 milionów uchodźców i on zamierza części z nich dać pracę, także w Stanach Zjednoczonych.

Choć od amerykańskich wyborów minęły zaledwie trzy miesiące, to historia podobnych, czasami odrobinę histerycznych zachowań jest już całkiem długa. Poza buntem miliarderów mieliśmy do czynienia z niecodziennym bojkotem marki New Balance, który polegał na… paleniu butów. Wówczas wszystko zaczęło się od rzecznika firmy, który po zwycięstwie kandydata republikanów powiedział, że „pewne kwestie będą teraz szły we właściwym kierunku”. Wsparcie dla republikanów to znak rozpoznawczy NB, firma znana jest z tego, że swoje produkty wytwarza tylko na terytorium USA, a jej rzecznik kilkakrotnie w przeszłości krytykował firmę Nike, która dla obniżenia kosztów przeniosła produkcję za granicą. Matt LeBretton, rzecznik NB próbował jeszcze później ratować sytuację, tłumacząc, że jego wypowiedź była nieprecyzyjna, ale było już za późno.

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.