Informacje

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

SN: Jeśli były podrobione dokumenty, to bank nie odpowiada za lokaty przyjmowane przez swojego pracownika

Polska Agencja Prasowa

  • Opublikowano: 29 listopada 2013, 18:02

  • Powiększ tekst

Bank nie odpowiada za lokaty przyjmowane przez swojego pracownika, jeśli ten - za wiedzą klienta - posługiwał się przerobionymi dokumentami bankowymi, a wpłacone pieniądze przekazywał nie na konto banku, lecz innej firmy - orzekł w piątek Sąd Najwyższy.

Sprawę przeciwko Bankowi Gospodarstwa Krajowego wytoczyła mieszkanka Podkarpacia, która zażądała od BGK zapłaty ponad 1,9 mln zł z tytułu lokat terminowych, jakie miała otworzyć w rzeszowskim oddziale tego banku. Mimo że dysponowała stosowną umową i poleceniami otwarcia lokat, powództwo jej zostało jednak oddalone.

W trakcie procesu okazało się, że umowy zawierał z klientką dyrektor rzeszowskiego oddziału banku. Czynił to samodzielnie, bez dodatkowych upoważnień; tymczasem statut BGK przewidywał, że bank może reprezentować przy zawieraniu umów dwóch pracowników - dyrektor i jego zastępca, albo dwóch zastępców dyrektora oddziału, natomiast nigdy sam dyrektor oddziału.

Wpłacane przez kobietę pieniądze w ogóle nie trafiały na rachunki BGK. Wprawdzie dyrektor podpisał umowę i zatwierdzał poszczególne dyspozycje klientki na formularzach bankowych, ale - jak się potem okazało - były one przerabiane. Pieniądze wędrowały na rachunek firmy o nazwie "PCFI Salwator", założony w innym banku. Następnie miały być one, wraz z odsetkami, przelewane na konto klientki założone w innym banku.

Oprocentowanie lokat oferowanych kobiecie przez dyrektora rzeszowskiego oddziału BGK wynosiło 12 proc., a czasem nawet 14 proc. w skali roku. Tymczasem faktyczne oprocentowanie lokat terminowych w BGK było kilkakrotnie niższe.

Kontrole przeprowadzane kilkakrotnie w BGK niczego nie wykazały, ponieważ wpłaty nigdy nie pojawiły się w księgach tego banku.

Gdy proceder wyszedł na jaw, dyrektor oddziału został dyscyplinarnie zwolniony z pracy, a następnie wszczęto przeciwko niemu postępowanie karne - został oskarżony o działanie na szkodę banku i poświadczenie nieprawdy.

Wówczas klientka zgłosiła się do BGK, twierdząc, że należą jej się od banku pieniądze, ponieważ zakładała w nim lokaty. Twierdziła też, że nic nie wiedziała o oszukańczym procederze.

Sąd nie dał jej jednak wiary - uznał, że kobieta w pełni świadomie brała udział w procederze. Skarżąca przegrała także proces w II instancji.

W piątek jej skargę kasacyjną oddalił także Sąd Najwyższy (sygn. I CSK 87/13). W uzasadnieniu SN wskazał, że umowy zawarte przez byłego dyrektora oddziału BGK w Rzeszowie były nieważne, ponieważ nie mógł on reprezentować samodzielnie banku. Nawet gdyby przyjąć, że bank odpowiada za szkodę spowodowaną niedopełnieniem obowiązków przez pracownika, to w takiej sytuacji, jaka zaistniała, bank nie może ponosić odpowiedzialności za czyny swojego dyrektora - stwierdził SN.

"Sądy obu instancji ustaliły, że powódka o całym procederze wiedziała i świadomie w nim uczestniczyła" - powiedział sędzia Józef Frąckowiak. Zwrócił uwagę na ustalenia sądów - w banku nie było śladu założonej lokaty i BGK nie otrzymał żadnych pieniędzy od klientki.

"Czy to nie dziwne, że lokata jest otwierana w banku, a pieniądze przekazywane są w zupełnie inne miejsce? Każdy, nawet słabo zorientowany w bankowości konsument powinien to zauważyć" - stwierdził sędzia Frąckowiak.

SN uznał, że bankowi nie można też zarzucić braku nadzoru. Przeprowadzone kontrole nie mogły niczego wykazać, nie może być też mowy o odpowiedzialności banku jako pracodawcy.

"Obowiązki pracownicze były tylko okazją do wykonywania innych czynności, niemających związku z pracą" - powiedział sędzia Frąckowiak. Dodał, że jedynym, osobiście odpowiedzialnym za ewentualne długi, może być tylko były dyrektor oddziału.

(PAP)

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.