Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Obama Polish Care

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska

Luiza Dobrzyńska jest pisarką, prowadzi blog "Stara Panna i Morze".

  • Opublikowano: 6 czerwca 2014, 12:14

  • Powiększ tekst

Można powiedzieć, że przez ostatnie dwa, trzy dni cały bez mała kraj żyje wizytą amerykańskiego prezydenta. Byłoby to zrozumiałe, gdyby odwiedzająca nas głowa podobno zaprzyjaźnionego państwa coś dla nas zrobiła – kiedykolwiek. W ogóle nasze doświadczenia z amerykańskimi prezydentami nie są zbyt dobre.

Jeden sprzedał nas w Jałcie niczym Murzynów razem z plantacją, drugi zablokował eksport amerykańskiej kukurydzy pastewnej do Polski – pamiętam te czasy, zaraz na murach pojawiły się napisy typu „Raegan to jest wielki gbur, nie chce karmić polskich kur”. Inni zwyczajnie mieli nas gdzieś, nie wyłączając zresztą obecnego. Garbate szczęście mamy do tych prezydentów USA. Barack Obama zjawił się łaskawie z szerokim uśmiechem na twarzy, prawi nam komplementy niczym pierwszej naiwnej przed zaciągnięciem do łóżka, i co z tego wynika? Powiem co. Nic i jeszcze raz nic. Słowa o tym, jak to waleczna Polska wybiła zęby sowieckiemu niedźwiedziowi, nic nie kosztują, a na dodatek są kłamliwe, bo ten niedźwiedź już pokazał, ze umie dobrze gryźć. A jak zechce kogoś chapnąć, to amerykańscy traperzy ograniczają się najwyżej do pogrożenia mu palcem – vide Czeczenia, Gruzja i Ukraina.

Tak jakoś przypomniał mi się Napoleon, też bardzo kochający Polaków, choć tylko o tyle, o ile walczyli w jego wojsku, a nie na tyle, bo pomóc im rzeczywiście we wskrzeszeniu nich kraju. Amerykanie tak samo pałają ku nam gorącym uczuciem, owszem, gdy potrzeba im mięsa armatniego. A i to nie za bardzo, zważywszy na mikrofakt, że za udział w tak zwanych „misjach pokojowych” płacimy sami. Prawdziwy absurd – przelewamy krew za cudzą sprawę i jeszcze za to dopłacamy. Cóż, precedens już był, Anglicy tez kazali nam zapłacić za paliwo do samolotów, którymi nasi piloci bronili ich ojczyzny. Teraz jest nie lepiej. Wielki sojusznik dostarcza nam najwyżej wielkodusznie wycofany już z obiegu sprzęt, który w przeciwnym razie poszedłby na złom. Tarcza? Służyłaby wyłącznie amerykańskim interesom, a na nas w razie czego ściągnęłaby pierwsze uderzenie. Wizy? Są zniesione dla prawie wszystkich Europejczyków, ale nie dla nas. Na tym wysoce wątpliwym sojuszu tylko tracimy, choć oficjalne media trąbią w głos, że jest inaczej. A w razie jakiejś agresji na Polskę to stawiam dolary przeciw orzechom, że Wielki Brat zza oceanu ograniczy się do słów otuchy i szczerego ubolewania. Wierzyć w to, że będzie inaczej, znaczy być albo naiwnym jak dziecko we mgle, albo kompletnie nieświadomym historii najnowszej. Wystarczy wspomnieć na to, co podpisywaliśmy w ilościach omalże hurtowych przed 39’tym rokiem. Były obietnice, bratanie, uściski rąk, całuski, a potem jedni nie chcieli umierać za Gdańsk, zaś drudzy stwierdzili, że to ich to wszystko po prostu nie dotyczy. Albo że sami jesteśmy sobie winni, po co było drażnić Hitlera? Teraz byłoby tak samo. To logiczne do bólu. Na całym świecie tylko Polacy są tak głupi, żeby za frajer umierać dla ratowania cudzych interesów, z których sami nie czerpią żadnych korzyści.

Daleka jestem od tego, by sławić czasy Układu Warszawskiego i przymusowego celebrowania przyjaźni polsko-sowieckiej. To była okupacja, tylko nieco zawoalowana. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że jako gwarant czegokolwiek ZSRR był tysiąc razy wiarygodniejszy niż USA. W razie czego broniłby nas jako swojej własności – po USA się tego lepiej nie spodziewajmy. To dobrze, że uwolniliśmy się od stacjonujących na naszej ziemi garnizonów i dyktatu Moskwy. Uświadommy sobie jednak, ze w razie jakiejś napaści jesteśmy sami jak przysłowiowy palec w nosie i nie zmienią tego deklaracje największego celebryty i showmana spośród dotychczasowych prezydentów USA. Nie dajmy się zwieść. Ani tego pana, ani Kongresu, ani tez całej Ameryki Środkowej, Łacińskiej i jakiej tam jeszcze nic nie obchodzi jakiś tam kraik na drugiej półkuli, który nawet nie ma własnej bomby jądrowej. A i ropy w nim tyle, co kot napłakał. Jeśli zdarzy się kolejna wojna, znowu zostaniemy poświęceni w imię cudzego biznesu. Zawsze tak. Zaczęło się to bodajże pod Warną, gdy nawalili Wenecjanie, i od tej pory nasi sojusznicy albo nas sprzedawali, albo łupili. Taki już nasz los. Nie widzę powodów, by miało się to zmienić. Obietnice Baracka Obamy są tak samo bez pokrycia, jak pakty i sojusze sprzed II-giej wojny. Tyle, że byłoby bardzo niedyplomatycznie powiedzieć mu to prosto w twarz, słuchamy więc grzecznie, co mówi i udajemy że wierzymy.

Co nam pozostało...?

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych